Strony

6 lut 2019

Od Evana cd. Theo

Ostatnio przyszła mi na myśl, żeby kupić sobie nowe rolki. Moje obecne były jeszcze w całkiem niezłym stanie, ale właśnie wyszedł nowy model, który kusił mnie zarówno swoim wyglądem, jak i obietnicą niesamowitych przeżyć. Wieczorem udałem się do gabinetu ojca. Zapukałem cicho.
-Proszę. - Usłyszałem całkiem odprężony głos swojego rodziciela.
-Hej tato, masz chwilę? - Zapytałem i uśmiechnąłem się przymilnie.
-Co chcesz? - Ojciec westchnął ciężko. - Znam ten twój wyraz twarzy.
-Bo wiesz... Ostatnio widziałem takie superhiperświetne rolki. -Odparłem na jednym oddechu. - Tylko one trochę drogie są.
-A co jest w nich takiego wyjątkowego? Same jeżdżą? - Zaśmiał się. Będzie ciężko.
-Nie, ale na pewno umożliwią mi zrobienie lepszych tricków. - Odparłem merytorycznie.
-Ile kosztują? - Zerknął na ekran swojego laptopa.
-800 avarów. - Przełknąłem głośno ślinę.
-Jeśli bardzo je chcesz, to udowodnij, jak silna jest Twoja motywacja. - Spojrzał na mnie ponad okularami. - Zarób przynajmniej połowę potrzebnej kwoty.
-Co? - Byłem zdziwiony. - Ale jak?
-Znajdź sobie pracę dorywczą. - Skwitował krótko.
***
Siedziałem na matmie i ciągle krążyłem myślami wokół pracy i rolek. Chciałem bardzo udowodnić nie tylko, że chcę naprawdę te rolki, ale również, że potrafię zarobić pieniądze. Nagle Thor puknął mnie łokciem w ramię. Spojrzałem na niego zaskoczony.
-Co jest? - Szepnąłem i zmarszczyłem brwi.
-Koleś, lekcja trwa już 20 minut a ty od początku nawet nie zapisałeś jednego zadania. Co z tobą? - Pokazał na dowód swój zeszyt, w którym widniało już chyba z 5 zadań w pełni rozwiązanych. Przyjrzałem mu się uważniej.
-Stary, a nie chciałbyś zarobić trochę kasy? - Zignorowałem całkowicie wspomnienie o moich obowiązkach uczniowskich.
-Czy wszystko z tobą dobrze? Nie uderzyłeś się w głowę? - Pokazał mi dwa palce. - Ile widzisz palców?
-Dwa. - Odparłem rozdrażniony. - Ja się pytam poważnie.
-Jeśli tak, to o interesach pogadajmy na przerwie, dobra? - Kiwnąłem głową na zgodę i spróbowałem wrócić do matematyki.
-A dałbyś mi spisać te zadania? - Uśmiechnąłem się niewinnie.
-Masz. - Westchnął ciężko i podsunął mi swój zeszyt. - Z kim ja żyję...
Reszta matematyki zleciała dość szybko. Kiedy razem z Thorem wyszliśmy razem na korytarz, od razu zacząłem przytaczać swoją historię o nowych rolkach.
-I wiesz, bardzo bym je chciał, ale ojciec nie da mi tyle kasy. Powiedział, że muszę zarobić. A ja nie bardzo wiem, jak się za to zabrać i w ogóle jestem zielony w te sprawy. Więc pomyślałem, że we dwójkę raźniej. Co ty na to? - Spojrzałem z nadzieją na mojego kumpla. Wiedziałem, że Thor nie ma zbyt dzianych rodziców i najszybciej będzie skłonny poświęcić swój wolny czas na dorabianie. Steve pewnie by mnie wyśmiał, bo on nie ma nigdy problemu, gdy prosi o hajs na nową deskorolkę. Jim pewnie długo by nie pociągnął w pracy ze swoją zdolnością zapominania o rzeczywistości, a Brad ze swoim sceptycznym podejściem do życia, rzuciłby robotę po pierwszym dniu.
-No mógłbym spróbować. - Odparł po chwili namysłu. - A gdzie chciałbyś dorwać tą pracę?
-Nie wiem, nie zastanawiałem się. - Przeczesałem włosy palcami. - Może jakaś budowa? Tam zawsze poszukują pomocników.
-Trzeba będzie poszukać po ogłoszeniach. - Thor uśmiechnął się nagle. - Czekaj, mojego taty kolega jest pracownikiem na jednym z placów budowy w centrum miasta. Może on by nam coś pomógł?
-Oo, to brzmi jak plan! - Przybiliśmy piątkę. - Koniecznie powiedz o tym tacie i daj znać jak się czegoś dowiesz.
-Jasna sprawa. - Skinął głową i udaliśmy się do stołówki na drugie śniadanie.
***
Dwa dni później przed fizyką Thor podszedł do mnie cały uśmiechnięty.
-Mamy robotę! - Klepnął mnie w plecy,a ja jak zawsze w przypadku tego "przyjacielskiego klepnięcia" mojego dużego kolegi, o mało co się nie udusiłem.
-Świetnie... - Odchrząknąłem i już normalnym głosem dodałem. - Gdzie? Jak? Kiedy? Za ile?
-Na tej budowie, co pracuje ten kolega mojego taty, bo właśnie szukali paru pomocników. Możemy pracować tam w weekendy i po szkole, jak znajdziemy czas. Stawka to jakieś 20 avarów za godzinę i płacą od ręki. - Odpowiedział szybko i zwięźle na moje pytania.
-Ale jazda... - Nie mogłem uwierzyć, że udało mi się znaleźć pierwszą pracę. To takie dziwne uczucie. Ciekawe ile mi zajmie zbieranie na te rolki...-Jeśli chodzi o pierwszy dzień to przeszkolą nas z bhp, ale to tak z pół godzinki potrwa, może chwilę dłużej, a później jazda do roboty! I możemy zacząć nawet dzisiaj. - Od dawna nie widziałem tak zadowolonego Thora.
-W sumie mamy piątek, więc czemu nie. - Skinąłem głową.
-To na którą się umawiamy? - Chłopak spojrzał na zegarek.
-15? - Zaproponowałem. - Po szkole muszę jeszcze szybko odebrać Alycię z przedszkola.
-Dobra. To spotkajmy się przy południowym wejściu do Parku Verdi, ok?
-Ok. A teraz chodźmy na tą fizykę. - Westchnąłem, ponieważ dzisiaj szkoła wcale nie była miejscem, w którym chciałem aktualnie przebywać.
***
Po skończonych zajęciach, szybko zabrałem swoje rzeczy z szafki i poleciałem sprintem na przystanek. Miałem szczęście, bo czekałem jedynie chwilę na mój autobus. Wsiadłem i niecierpliwie wystukiwałem rytm piosenki, która właśnie docierała do moich uszu poprzez słuchawki. Na przystanku Little Grass, wyskoczyłem i pobiegłem po Alycię, która czekała na mnie w szatni.
-Gotowa do wyjścia? - Zerknąłem na nią. Była już kompletnie ubrana,a jej nieodłączny towarzysz Pan Guzik wystawał z plecaka i patrzył na mnie swoimi odmiennymi oczami.
-Tak! - Klasnęła w rączki. - Dzisiaj zostałam pochwalona przez panią Fitters, ponieważ jako jedyna przeczytałam w całości i bezbłędnie wierszyk o marynarzu.
-Super. - Odparłem z udawanym entuzjazmem, żeby ta mała dziewucha nie zaczęła grymasić, że ją olewam.
-Braciszku, a dlaczego ci się tak spieszy? - Przyspieszyła kroku, bo nie nadążała trochę za mną.
-Idę dzisiaj do pracy. - Uśmiechnąłem się szeroko.
-Rzuciłeś szkołę? - Jej twarzyczka wyrażała bezgraniczne zdumienie.
-Nie. Będę sobie dorabiał po szkole. - Zaśmiałem się.
-A kupisz mi lizaka? - Ucieszyła się.
-Jak zarobię dużo pieniędzy, to i owszem. - Mrugnąłem do niej.
-Czasami jesteś fajny braciszku. Może nie tak fajny jak mama, ale całkiem znośny. - Chwyciła mnie za rękę i wyszczerzyła się szczerbatym uśmiechu.
-Z mamą nawet nie śmiem konkurować. - Zaśmiałem się.Wsiedliśmy w odpowiedni autobus. Odgrzałem siostrze szybko obiad i poleciałem do siebie, żeby wziąć jakieś ciuchy, w których mógłbym pracować i których nie było mi szkoda. Wyleciałem jak błyskawica na przystanek i wróciłem do centrum miasta, gdzie umówiłem się z Thorem. Czekał już na mnie.
***
Nie przewidywałem, że mój pierwszy dzień w pracy obrodzi w tyle niespodziewanych wydarzeń. Mężczyzna, któremu pomagałem przy konstruowaniu szkieletu dachu, wydawał się specem. Jednak jak zauważyłem w czasie, kiedy podawałam mu wiertła, robił to dość niedbale i niewiele przywiązywał do tego uwagi. Opowiadał mi o swoim synu, który był w podobnym wieku, jak ja i był prymusem. Jednak każde zdanie wypowiedziane przez tego pana, przesiąknięte było odorem alkoholu. Zdecydowanie był pijany.Dlatego też zaskoczyła mnie jego chęć, by iść napić się zimnego piwa. To, co stało się później było dziwnym przeżyciem. W jednej chwili słuchałem tego, co mówi do mnie młody mężczyzna, który przyszedł wymienić wiertła, a w drugiej już leciałem w dół. Przez chwilę przez moją głowę przeleciała wizja tego, jak spadam z wysokości tych 10 metrów i nabijam się na druty, które wystawały jeszcze z surowych fundamentów. Przeszły mnie ciarki. Śmierć na miejscu, jak nic. Na szczęście mój towarzysz złapał mnie w ostatniej chwili i wspólnymi siłami udało nam się wciągnąć mnie na bezpieczny obszar. Słyszałem kłótnie i podniesiony głos kierownika budowy, który ewidentnie chciał obwinić za wszystko gościa, który uratował mi życie. Zanim znalazłem się na ziemi, usłyszałem.
- Ej, dzieciaku. ― Zerknął na mnie. ― Mogę spytać, co widziałeś tam na górze? 
Zszedłem  z drabiny i stanąłem pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi. 
-Na pewno mogę stwierdzić, że pan... - Zerknąłem na mężczyznę, który był oskarżony o coś, czego nie zrobił.
-Theo. - Dodał szybko.
-Że pan Theo uratował mi życie. I nie zrobił nic, co by wykraczało poza jego obowiązki.- Westchnąłem. - Za to pan... - Spojrzałem na pana od wiertarki.
-Vin. - Mruknął, bo chyba domyślał się co chciałem powiedzieć.
-Pan Vin mam wrażenie, że wykonywał swoją pracę niedokładnie, co mogło być bezpośrednim powodem tego, co się właśnie stało. W dodatku podejrzewam, że pan Vin pracował pod wpływem alkoholu.
-Ty! Młody bezwstydny dzieciaku! - Pan Vin rzucił się w moim kierunku. - Co ty za bzdury pleciesz!

-Evan to poważne oskarżenie, wiesz o tym? - Kierownik budowy spojrzał się na mnie gniewnie. No kuźwa, nie kłamię.
-Oczywiście, że zdaję sobie z tego sprawę. Nie mam 5 lat mimo wszystko. - Prychnąłem. Nagle wokół nas zaczęła się zbierać grupka gapiów. Wśród nich był Thor i kolega jego taty, który załatwił nam pracę. - Thor! Pomożesz mi?
- Jasne. - Mój przyjaciel wystąpił z okręgu i zaczął do mnie podchodzić.
-Dzieciaku, daj mi spokój, przecież nawet się nie znamy. - Odezwał się jakiś zaniedbany mężczyzna.
-Jaki Thor? - Theo spojrzał na mnie zaskoczony.

-Ten Thor, mój przyjaciel. - Wskazałem na chłopaka. - A jaki inny ma być?
-Tamten Thor, mój kumpel. - Jego dłoń wskazała na zaniedbanego gościa.
-To teraz nieistotne. - Kierownik warknął.
-Ma pan rację, jeśli Evan uważa, że pan Vin pracował pod wpływem alkoholu to po prostu sprawdźmy to przy pomocy alkomatu. - Thor szybko zaproponował.
-Właśnie! Jeśli okaże się, że jest wtedy nie wyrzuci pan, pana Theo, który w końcu nic złego nie zrobił. - Dodałem i posłałem uśmiech do mężczyzny, który mnie uratował.

               
                                                           Theo? Chyba będziesz miał tą pracę dalej xd

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz