Strony

1 lut 2019

Od Idy C.D Daniel

    Kolejny dzień, kolejny poranek, kolejna szansa na porażkę. Nasi oprawcy mogą nas złapać w każdym, nawet najmniej spodziewanym momencie. Ostatnie dni nie tylko dla mnie, ale także i dla Daniela, było istnym piekłem. Na każdym kroku musieliśmy uważać, żeby nie zostać dopadniętym. W pracy, w drodze, w domu, w sklepie. Mogli zrobić nam krzywdę wszędzie, o ile tylko by chcieli. Jednak nie dawali nam przez ostatnie tygodnie w ogóle znać, że nadal istnieją. Że żyją i powinniśmy się ich bać. Zapomnieli? Nie, niemożliwe, żeby to zrobili. Pod wpływem chwili zabiłam jednego z ich ludzi. Nie mogliby mi tego tak łatwo zapomnieć. Odpuścili? To też było mało prawdopodobne. To krok, o który nigdy bym ich nie posądziła.
    Czekają.
    Czekają na odpowiedni moment, by znienacka wbić nam nóż w plecy.
    Czekają, żeby uśpić naszą czujność.
    Czekają, by ostatecznie nas unieszkodliwić.
    Nadal o tym wszystkim myślałam. Teraz. Dokładnie w tym momencie, kiedy ze szmatką w dłoni przechadzałam się po knajpie i sprzątałam nieuporządkowane stoliki. Może i przechodzimy razem z Danielem trudny okres, jednak nie usprawiedliwia nas to od olewania codziennych obowiązków. Co jak co, ale do pracy chodzić musimy. Szczególnie ja. Mam swoje własne mieszkanie i mimo tego, że nie przebywam w nim prawie w ogóle, a swojego kota przeniosłam do wielkiej posiadłości Carlo, w której aktualnie stacjonowałam, nie zwalniało mnie od tego, by nie płacić comiesięcznego czynszu. A w żadnym wypadku nie chciałam brać jakichkolwiek pieniędzy od Daniela, czy jego najlepszego przyjaciela, który wystarczająco dużo już dla nas zrobił.
    Z pracy wyszłam punkt o osiemnastej. Zważając na porę roku, jaka trwała na zewnątrz, o tej godzinie już było ciemno. Pojedyncze płatki śniegu powoli opadały na moją głowę i ramiona, podczas gdy ja byłam w drodze na autobus. Czułam, jak z każdą chwilą moja głowa staje się coraz bardziej wilgotna, jednak zdawałam się tego nie zauważać. Szczerze mówiąc, nie przeszkadzało mi to zbytnio, więc w niczym nie widziałam problemu. Z góry spoglądał na mnie księżyc w pełni. Jak latarnia oświetlał mi drogę. Robił to nawet lepiej, niż już dawno mi znane lampy uliczne. Szkoda, że nie mógł oświetlić mojego umysłu i pozbyć się wszechobecnego w nim mroku.
    Mimo dosyć wczesnej godziny, na przystanku stałam tylko ja. Sama. Oświetlana jedynie przez księżyc i włączony wyświetlacz mojego telefonu. Chciałam napisać do Daniela, że zrobiłam niewielkie zakupy i zrobię nam niezapomnianą kolację dziś wieczorem. Wszystko, by chociaż na chwilę uciec od problemów. Jednak nie było mi dane skończenie wiadomości. Ktoś mocno szarpnął mnie za ramiona, przez co pod wpływem szoku z dłoni wypadło mi urządzenie. Nim zdążyłam wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, moje usta zostały umiejętnie zakneblowane silną, męską ręką. W pierwszych chwilach próbowałam się wyszarpnąć i czym prędzej uciec, jednak mój wysiłek okazał się bezcelowy. Mężczyzna miał bardzo silny uścisk, a mnie, drobnej kobiecie bez prawie ani jednego grama mięśni, dużo brakowało, by dorównać jego sile.
    Próbowałam złapać oddech i się uspokoić. Dzięki temu zaczęłam odczuwać coraz to wyraźniej bardzo znajome mi perfumy. Zaciągnęłam się jeszcze raz zapachem dla pewności i wtedy już wiedziałam. Moim oprawcą był Tom we własnej osobie. On chyba również spostrzegł, że w końcu doszłam do tego, kim on jest.
     - Hej, skarbie - wręcz wymruczał mi obleśnie do ucha, na co ja momentalnie się szarpnęłam, chcąc wyrwać się z jego sideł. To było bezskuteczne. - Stęskniłaś się za mną, prawda?
    Chciałam mu wygarnąć prosto w twarz. Jednak mając zakneblowane usta, jest to nielada wyczyn. Dlatego też  jedyne, co mógł usłyszeć, to moje zdenerwowane warknięcia. On jedynie zaśmiał się na moje nieudolne próby zrobienia czegokolwiek.
     - Wiem, że tak. Za niedługo będziesz mogła spędzić ze mną jeszcze więcej czasu - wyszeptał, na co ja od razu zaczęłam mu się mocniej wyrywać. Z całych sił. Najbardziej, jak tylko potrafiłam. Jednak nie dało to żadnych pozytywnych skutków. - Niegrzeczna się zrobiłaś - wywarczał w momencie, gdy wbił mi jakąś igłę w ramię. Momentalnie z cichym piskiem odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam strzykawkę z zawartością, która chwile później już znajdowała się w moim organizmie. - Po tym będziesz spokojniejsza.
    Po usłyszeniu jego ostatnich słów, powoli przestawałam kontaktować. Wszystko wokół mnie zaczęło się rozmazywać, a ja nawet zapomniałam, co jeszcze parę chwil temu robiłam na przystanku autobusowym. Jego następne zdania, które kierował w moją stronę, były dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Jakby ktoś zabrał mi umiejętność słuchu, albo jemu odebrałby mowę. Ledwo co później pamiętam. Opadłam bezwładnie w jego ramiona. To na pewno nie skończy się dobrze.

▼▲▼

    Obudziłam się... nie wiem kiedy dokładnie. Nie wiem, który jest dzień tygodnia. Nie wiem, która jest godzina. Nie wiem nawet, gdzie jestem. Pierwsze, co ujrzałam po otworzeniu oczu to wyjątkowo ładny pokój, utrzymany w beżowych barwach, podchodzących odrobinę pod te bardziej srebrzyste. Potrzebowałam dobrej chwili, by zrozumieć, dlaczego się tutaj znalazłam. Wspomnienia sprzed mojej utraty przytomności uderzyły we mnie ze zdwojoną siłę. Wszystko pamiętałam aż nazbyt dokładnie. Nawet to, że straciłam telefon - jedyną rzecz, która umożliwiłaby mi kontakt z resztą świata. Kontakt z nim. Z Danielem.
    Nie dostałam zbyt dużo czasu na rozmyślanie o tym, co się stało. Do pokoju, w którym się znajdowałam, wtargnęło trzech mężczyzn, przyodzianych w drogie oraz eleganckie i pełne klasy garnitury. Ja miałam na sobie jedynie gruby sweter i najzwyklejsze w świecie spodnie. Przy nich czułam się jak osoba o wiele niżej od nich w hierarchii. Jak człowiek z nizin społecznych. Zupełnie jak nikt.
    Uważnie zmierzyłam ich swoim przenikliwym wzrokiem. Moim spojrzeniem chciałam wywrzeć na nich presję, nawet tę najmniejszą, jednak szybko zorientowałam się, że nic to nie da. Wśród nich wyglądałam jak bezbronne i głupie szczenię wśród bandy dorosłych dobermanów, które za wszelką cenę chce udowodnić swoją wyższość. Mężczyźni bez problemu mogli dojrzeć strach, również kryjący się w moim spojrzeniu. Był maksymalnie uwydatniony, gdy zobaczyłam, jak ci powoli wyciągają bronie spod swoich garniturów.
    Przełknęłam przestraszona ślinę i zacisnęłam ręce w pięści, wręcz wbijając swoje długie paznokcie w skórę po wewnętrznej stronie moich dłoni. Nie wiedziałam, jak mam się zachować, więc stwierdziłam, że najlepszą opcją będzie najzwyklejsze trzymanie języka za zębami.
    Chwilę później drzwi ponownie się otworzyły, a w ich progu mogłam dojrzeć rosłego, z lekka siwiejącego mężczyznę w średnim wieku. Bez większego zastanowienia wszedł do środka i stanął przed szeregiem, w który ustawili się pozostali faceci.
     - Panno Ido Maye - odezwał się do mnie mężczyzna. - Będę musiał z panią trochę porozmawiać. - Kąciki jego ust lekko wykrzywiły się w lekkim, fałszywym uśmiechu.
    Wystarczyło tylko to jedno zdanie, bym wiedziała, że mam do czynienia z szefem mafii.


< Jak tam Danielek się trzyma bez Idy? xD Jakbyś miała problemy z pomysłem to pisz c: >

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz