Strony

9 lut 2019

Od Inki cd Harper

Słyszę w głosie Harper wręcz całą esencję jej zniechęcenia, a nawet obrzydzenia i czuję, że znajduję się na skraju przepaści. Dosłownie. Zaraz wpadnę do niej i zrobię coś głupiego. Patrzę na nią, a ona rzuca mi spojrzenie, mówiące tyle co "A żebyś wyszła na zewnątrz i zabiła się na stopniach przez moim domem" i wtedy coś we mnie pęka. Myślałam, że po tylu wspólnych latach, kiedy właściwie nie mam tutaj zbyt wielu znajomych, z którymi mogłabym się spotkać, ze względu na moje ciągłe podróże, ona będzie kimś, z kim będą mogła spędzić czas. W tamtej chwili uświadomiłam sobie, że to chyba niemożliwe.
- Wiesz co - rzucam za nią, a ona odwraca się z tą swoją twarzą pełną pretensji. - Przyszłam tutaj z dobrą wolą, spróbować jeszcze raz. Chciałam być do jasnej cholery miła, a ty traktujesz mnie jak zarazę.
- Przez ciebie uciekł mój kot... - zaczyna, ale szybko jej przerywam, kiedy dosłownie czuję, jak krew w moich żyłach zaczyna się gotować. Szybkim i pewnym krokiem ruszam w jej stronę i wymierzam w nią wskazujący palec.
- Mnie nie obchodzi twój kot. To nie o niego tutaj chodzi! - wyrzucam ręce w górę. - Nie jestem kozłem ofiarnym. Nie będę dawać się upokarzać, dla twojej chorej przyjemności czy czegoś tam. Mogę wydawać ci się słodką laleczką, ale grubo się mylisz. Tak jak ja, kiedy myślałam, że może nie jestem naprawdę gburem najgorszego sortu. Sama sobie idź szukaj tego głupiego pchlarza.
Nie słucham jej krzyków za mną, pokazuje tylko za ramieniem środkowy palcem i zaraz znikam z jej domu trzaskając drzwiami. Z furtką już praktycznie biegnę do siebie, aż wreszcie staję za drzwiami swojemu domu i powoli sunę się po nich, aby usiąść na podłodze. Podpieram sobie głowę na kolanach, które przyciągnęłam do klatki piersiowej. Nie rozumiem. Zwyczajnie nie mogę zrozumieć Harper, a teraz siedzę tutaj i zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam mówiąc i robiąc to wszystko, co się stało dosłownie przed chwilą. Biorę głęboki wdech. Próbowałam, a ona nawet tego nie doceniła, nie myślałam, że zaraz mnie zaakceptuje, ale chociaż spróbuje docenić, że wróciłam i nadal chcę się z nią dogadać, ale to chyba mrzonka. Wstaję z podłogi i idę cicho po schodach do siebie, uważają aby nie wpaść na dziadków. Wchodzę do kuchni, gdzie robię sobie czarną herbatę z cytryną i siadam przy wyspie. Przez ogromne okno wyglądam na ulicę przed domem, po której suną w śniegu samochody. Na sekundę uśmiecham się do siebie, podziwiając jaki mamy ładny, zimowy, a mimo to nadal słoneczny dzień. To powinien być dobry dzień. Powinien...
Do pomieszczenia schodzi mój tata i bez słowa staje przy płycie, nastawia wodę. Obserwuję cały czas jego ruchy, kiedy wyjmuje z szafki swój ulubiony kubek i tak jak obstawiałam nasypuje do niego dwie pełne łyżeczki kawy, której zapach szybko rozprzestrzenia się wokół. Komfortową ciszę przerywają tylko niewyraźne głosy z dołu i gwizd czajnika. Zraz siada obok mnie. Podobnie jak ja obejmuje całymi dłońmi kubek i przez chwilę wpatruje się w czarną, parującą ciecz przed nim.
- Jak ci poszło? - pyta po dłuższym czasie dalszego myślenia. Marszczę brwi i spoglądam na niego z niemym pytaniem. On odpowiada mi tylko uśmiechem. - Mogę być już dojrzałym mężczyzną, ale nadal jestem na tyle sprytny, żeby zauważyć, w którą stronę leci codziennie twój wzrok. Misja pokojowa w domu panny Harper Beckett nie wyszła?




- Nie wyszła - wzdycham i przecieram twarz uwolnionym od kubka dłońmi. - Nie rozumiem, jak można być tak zgorzkniałym człowiekiem. Ona... ona mnie aż chyba przeraża tato.
- Może po prostu jest zraniona - wzrusza ramieniem. - Widzisz, nie każdy potrafi sobie poradzić z kłębiącymi się w nim emocjami. Wtedy ludzie przyjmują różne postawy, a ona niestety przybrała najgorszą z nich. Jednak wiesz w każdym człowieku...
- Jest cząstka dobra - dokańczam jego chyba ulubione powiedzenie. Zawsze mi je powtarza jak mantrę. - Mam tylko wrażenie, że nawet ona sama zapomniała, że ma takie coś w sobie jak dobro. Powiedziałam do niej kilka nie za miłych rzeczy...
- Może to dobrze. Może da to jej szansę do opamiętania się, do zobaczenia, że zostanie sama jak palec, umrze i nikt za nią nie zapłacze - podnosi wzrok w górę i wygląda przez okno na ulicę. Otacza nas cisza. - Poczekaj. Zobacz co zrobi, a jeśli nic nie zrobi... To znaczy, że nie jest warta twojego kolejnego ruchu - po tych słowach wychodzi z kuchni, pewnie idzie do swojego gabinetu dalej pracować. Kiwam głową jakby potwierdzając jego słowa. Ma rację. Wiem, że ma. Biorę kolejny łyk herbaty. Czasami najlepszą pomocą jest brak pomocy.

~ * ~

Minęły chyba całe trzy tygodnie... Może przesadzam, może to były tylko dwa i pół tygodnia, jednak mimo wszystko to dosyć długi czas. Chyba mogę już spokojnie powiedzieć, że straciłam nadzieję. Przeszły święta, a przede wszystkim Wigilia, na której miałam nadzieję zobaczyć mimo wszystko Harper... Przeszedł Nowy Rok, który spędziłam z dawnymi przyjaciółmi, których kilka dni przed tym świętem przypadkowo spotkałam w sklepie. Mogę w sumie przyznać, że to spotkanie całkiem dobrze na mnie wpłynęło. Zaczęłam wychodzić z domu, coraz lepiej czuję się w mieście i nie żałuję, że wróciłam. Jest tylko jeden problem, a ten problem znajduje się kilka domów od mojego...
Wychodzę z domu i kieruję się w stronę centrum, gdzie za trochę ponad pół godziny mam się spotkać z wcześniej wspomnianymi przyjaciółmi, dokładnie Mią i Eleną. Muszę przejść obok domu Harper więc postanawiam zrobić to najbardziej naturalnie, jednak ani nie zerknąć w kierunku domu. Na chodniku kilka metrów za furtką na jej posesję stoi ładny czarny samochód, który niestety muszę ominąć, ponieważ nie zostało miejsca na chodniku. Schodzę na pokrytą śniegiem ulicę, a z samochodu wysiada bardzo przystojny mężczyzna.
- Przepraszam panią - woła za mną, a kiedy się odwracam, poślizgują się na lodzie, który okazał się być pod śniegiem. Na szczęście nieznajomy pomaga mi utrzymać równowagę. - Przepraszam, nic pani nie jest? Nie chciałem, żeby tak wyszło.
- Nic się nie stało, a tak poza tym, to nie jestem żadna pani, tylko Inka. Miło mi poznać - wyciągam ku niemu dłoń, którą ściska.
- Richard - posyła mi czarujący uśmiech. - Jeszcze raz przepraszam, za zamieszanie, ale zobaczyłam, że wyszłaś z posesji, dosłownie kilka metrów dalej i miałem nadzieję, że będziesz w stanie mi pomóc.
- Oczywiście, a o co chodzi? - uśmiecham się życzliwie.
- Szukam domu, w którym mieszka Harper Beckett. Widzisz nie odbiera komórki, a ja mam ważną sprawę i nie wiem, czy dobrze trafiłem - pociera dłonią kark, mówiąc to niepewnym głosem. Wywołuje to u mnie śmiech.
- Tak, bardzo dobrze trafiłeś - odwracam się w stronę domu Harper. Widzę jak dziewczyna staje w drzwiach z miną najpierw przerażenia, co w ułamku sekundy zamienia się w furię. Postanawiam wykorzystać zaistniałą sytuację. - O widzisz, nawet się pokazała. No to powodzenia z nią Rich, jakbyś nadal potrzebował pomocy z nią, to wiesz gdzie mnie szukać. Pytaj o Inkę Tobin - puszczam mu oczko i ponownie ruszam w swoją stronę.

Harper?
Ups?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz