Strony

6 lut 2019

Od Theo C.D Evan

     Byłem spokojny ze świadomością, że jestem niewinny. A jakiekolwiek obawy i tak uśmierzał fakt, że uratowałem nieznajomego dzieciaka przed bliskim spotkaniem z prętami wystającymi z fundamentów. Poza tym jakiś młodszy Thor? Kto o tym słyszał? Pierwsza myśl była taka, że za naszymi plecami Thor nawiązał cudem znajomości z młodszymi od siebie, ale zaraz przyszło nam do głowy, że on nawet z nami nie potrafił rozmawiać, odpychał swoim urokiem osobistym i niemożliwe, by bez godnego przekupstwa zdobył przyjaciół z pobliskiego liceum. Może jakiejś niższej szkoły. Patrzyłem na tego dzieciaka, Evana, bo chyba tak się nazywał, i nie dałbym mu więcej niż siedemnaście lat. 
     Po paru minutach pełnych nerwów, off screenowo dowiedzieliśmy się, że pan Vin faktycznie nie pracował przy jasnym umyśle i wyjaśniała to także chęć sięgnięcia po jeszcze więcej alkoholu. Bynajmniej to nie przez zimową pogodę. Kierownik budowy przystał na propozycję Evana i pozwolił mi dalej pracować — bardziej zadowolony z obrotu spraw nie mogłem być. Uśmiech sam cisnął mi się na usta, choć próbowałem stłumić go w obecności niejakiego Vina, który dalej patrzył na nas tak, jakby chciał przerobić nasze zęby na zapasowe ilości tynku. Uroczo. Nawet bardzo. Moim marzeniem było być częścią jakiegoś domu. A nawet i ściany. 
     - Wy możecie pracować dalej, rozejść się — mruknął kierownik i zostawił nas w spokoju. Obejrzałem się za siebie, próbując odnaleźć wzrokiem kumpla, lecz ostatecznie zdecydowałem się wykrzyczeć jego imię. 
     - Ej, Thor! — I wcześniej nie przyszło mi do głowy, że mogę dostać podwójną odpowiedź. Dzieciak i mój zaniedbany kumpel spojrzeli na mnie i Evana w tym samym czasie, co stanowiło całkiem zabawny widok. — Dobra, mniejsza, ja z młodym zajmiemy się robieniem betonu. — Podszedłem do betoniarki. 
     - Możesz mówić Evan, darujmy sobie tego młodego — odparł chłopak, przenosząc worki z ostrym piaskiem nieco bliżej nas. 
     - Zgoda, Evan. — Uwolniłem przy tych słowach mały uśmiech.
     Zacząłem przerzucać odpowiednie ilości wody, piasku i cementu do otworu bębna i włączyłem betoniarkę, nie mając nawet pojęcia, jak nazwać jej dziwne dźwięki. Potem usiadłem na odwróconym wiadrze i zgarbiłem się nieznacznie. 
     Evan. Zwykle dzieciaki przychodziły tu pracować, żeby dofinansować trochę swoją niezbyt dzianą rodzinę, ale on sam w sobie nie wyglądał na zaniedbanego czy potrzebującego, nawet biorąc pod uwagę robocze ubrania. Ale nawet nie śmiałem oceniać wszystkiego z góry.
     - Co cię tu sprowadza? — spytałem ciekawy. 

     - Dlaczego pracuję? — Przysiadł się nieopodal, zerkając na mnie. Skinąłem głową na jego pytanie, na co przemówił dalej. — Żadna tajemnica. Przyuważyłem rolki, które bym chciał i muszę zarobić połowę kwoty. 
     - Dzieciak, który nie doi z kieszeni rodziców — parsknąłem cicho z podziwem w głosie. — Szanuję to. Jakiś tydzień i będziesz robił sobie slalomy, ale uważaj, bo możesz pograć na nerwach paru moherom na chodnikach. 
     - Zapamiętam. — Zmarszczył nos. — A ty dlaczego pracujesz? — Zlustrował mnie wzrokiem, jakby sam chciał znaleźć odpowiedź. 
     - Na siebie — odparłem swobodnie bez napomknięcia faktu, że byłem bezdomny. Pomyślałem, że najpierw zrobię sobie z niego kolegę. — Zawsze lepiej mieć coś w kieszeni bez stałej pracy. 
     - To fakt. — Jego kącik ust powędrował do góry. Nie dopytywał, zostawił moje życie prywatne w świętym spokoju i wrócił do roboty.
     Zalewanie fundamentów pochłonęło nam czas aż do wieczora. A ponieważ panowała zima, mrok przychodził jeszcze wcześniej. Dziewiętnasta, dwudziesta i już było ciemno jak... jak gdzieś, gdzie jest naprawdę ciemno. Większość chłopaków opuściło już budowę, ja z Evanem oraz jego kolegą zajęliśmy się sprawdzeniem tego, czy wszystkie sprzęty zostały wyłączone i zabezpieczone przed niezapowiadanymi pogodami. Thor, rzecz jasna też starszy, dawno wyszedł z budowy, tłumacząc się faktem, że musiał trochę odpocząć. Reszta, wraz z nami, otrzymała prosto w rękę całe sto avarów. Całe sto. 
     - Miło się z wami pracowało — powiedziałem z uśmiechem, kiedy wyszliśmy poza teren budowy. Oboje spojrzeli na mnie, Evan się nawet uśmiechnął, a Thor parsknął pod nosem.
     - Ale ta akcja z Vinem była irytująca. 
     - Oj, była. Ale widzicie, moi drodzy, mali kumple, prawda zawsze znajdzie drogę... no jakoś tak to leciało. — Z ust nie schodził mi uśmieszek. 
     - Spaliłeś. — Zaśmiał się cicho Evan. — W ogóle ja z Thorem zakręcamy w tę uliczkę. Jutro budowa jest o tej samej porze — poinformował mnie, na co odwdzięczyłem się skinieniem głowy. A tak serio to powinienem się młodemu odwdzięczyć. To był priorytet nad priorytetami, zwłaszcza że dzięki niemu dotyk stówki, którą ściskałem w kieszeni, uspokajał obawy przed dalszą egzystencją.
     - W porząsiu. — Zawahałem się w pewnym zastanowieniu. W końcu wydusiłem to z siebie. — Hej, czekaj. Evan. Tak, Evan, nie młody. — Uśmiechnąłem się cwaniacko. 
     Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie, pozostawiając w tyle Thora, który już powoli szedł wyznaczoną trasą. 
     - O co chodzi? — Zlustrował mnie szybko wzrokiem.
     - Cóż... — Powoli wyciągałem ten piękny banknot z kieszeni. Skoro jutro uda mi się zarobić tyle samo, a i tak przeżywam nędzę, ten jeden dzień nic nie zmieni. — Masz, zbierasz na te rolki i to taki podarunek w zamian za to, że nie wywalili mnie z budowy. — Wyciągnąłem w jego stronę rękę z avarami. 
     Chłopak spojrzał na mnie z niemałym podziwem. Pokręcił głową, na co głośno westchnąłem.
     - Nie mogę tego tak po prostu przyjąć...
     - „Tak po prostu”? Mam ci o tym zaśpiewać? — Zaniosłem się śmiechem, zdecydowanie nie podzielając jego wątpliwości. — Bierz, to drobiazg. Jutro już nic nie dostaniesz, więc korzystaj, młody
     W końcu wziął pieniądze z lekką niepewnością. 
     - Dzięki, to mi pomoże. — Spojrzał w końcu na mnie. — Ale to pierwszy i ostatni raz, okej?
     - Się wie, szefie. — Uniosłem ręce w geście obrony, a potem skrzyżowałem je na piersiach. — Leć już do siebie, bo Thor ci ucieka. Mój Thor pewnie śpi gdzieś w ruinach, powinienem do niego dołączyć. — Zasalutowałem mu krótko i odwróciwszy się, zacząłem swobodnym krokiem, z rękoma kieszeni, iść wzdłuż zacienionego chodnika.

Evan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz