O szóstej wstałem, by dosłownie pół godziny później siedzieć już w samochodzie. Pierwszy przystanek tego dnia - kawiarnia, w której dostaję wyśmienitą kawę i parę pysznych ciastek bez kolejki. Codziennie, gdy tam wchodzę, otrzymuje moje standardowe zamówienie ciągle i niezmiennie od tej samej kobiety, która na dokładkę obdarowuje mnie ciepłym uśmiechem. Jednak ja nigdy go nie odwzajemniam. Jest to jednym z wielu punktów, zawartych na mojej liście, odnoszącej się do straty czasu. W każdym razie zawsze zostawiam kobietę bez słowa. Tylko stawiam na blacie należące się jej pieniądze i wychodzę w pośpiechu. Tak, zwroty grzecznościowe też są stratą czasu.
Jak szybko wszedłem do kawiarni, tak szybko ją opuściłem. Jak zawsze to samo zamówienie czekało na mnie równie o tej samej godzinie, jak i uśmiech wciąż tej samej osoby. Ciągle nieodwzajemniony. I chyba raczej nigdy się to nie zmieni.
Tego dnia odchaczałem spotkania po kolei, jak leciało. W końcu nadszedł czas na ostatni z nich. Spotkanie, które miałem już umówione od tygodnia. Oczywiście nie odbywało się ono w jakimś wyszukanym miejscu. Była to po prostu jedna z uliczek, o której większość psów nawet nie ma pojęcia. Zjawiłem się tam razem z moimi ludźmi w obstawie. To chyba było oczywiste, że nigdzie nie będę chodził sam. Ktoś za mnie musi brudzić sobie ręce.
Na miejscu czekał już na nas wysoki, ale chuderlawy mężczyzna. Na oko dwadzieścia pięć lat. W rękach trzymał paczkę, prawdopodobnie wiadomość, od swojego szefa. Czyżby ten nie mógł przyjść na umówione miejsce i posłał tu jeden ze swoich podnóżków? Różne mogły być tego powody, jednak coś mi tu ewidentnie nie pasowało.
- Dzień dobry. - Skinął głową na przywitanie. Odwzajemniłem krótko ten gest i podszedłem do niego bliżej, oczywiście będąc z dwóch stron zabezpieczany przez swoich ludzi. - Szef nie mógł przyjść, dlatego kazał mi się tu wstawić i przekazać tą wiadomość. - Mężczyzna podał pakunek osobie, która stała po mojej prawej. Nie powiem, ciekawiło mnie to, co mogłem tam znaleźć, jednak wolałem zostawić to na później.
- Coś jeszcze? - spytałem, marszcząc brwi. Mojej uwadze nie umknęło zdenerwowanie mężczyzny, który z lekka drżącą dłonią szukał czegoś przy pasku od spodni. Powoli, starając się zachować pozory, sięgnąłem po broń. Cicho ją odbezpieczyłem, by być w razie czego w pogotowiu. On jednak nie zrobił tego równie dobrze, jak ja - wyraźnie można było usłyszeć charakterystyczny szczęk. Nie czekałem na jego następny ruch. Momentalnie wyciągnąłem pistolet i bez wahania strzeliłem mu między oczy. Ostatnie co ujrzałem, zanim upadł na ziemię, to jego przerażony wzrok, wiercący we mnie głęboką dziurę. Nie przejąłem się tym zbytnio - takie sytuacje zdarzały się prawie codziennie. Dużo osób chce mnie zabić, dlatego muszę być w pogotowiu i analizować dokładnie każdy ich ruch. Zupełnie tak, jak przed chwilą. Chociaż patrząc na tego mężczyznę, mam wrażenie, że moi przeciwnicy mnie nie doceniają. Przysyłają mi takich niedoświadczonych chuderlaków, którzy nawet nie potrafią zapanować nad strachem posiadania przy sobie broni. Potem przez nich i ich nieumiejętność oceniania sił przeciwnika muszą ginąć. Po co? Niech sami się ze mną zmierzą, może to coś im da. Chyba też, że myślą, że nie dorastam im do pięt. Trudno. Będą tracić kolejnych ludzi, dopóki tego nie zrozumieją.
Złapałem za pudełko, które trzymał w dłoniach mój człowiek, by po chwili im rozkazać:
- Posprzątajcie ten bałagan.
Już się brałem za otwieranie tego całego badziewia, gdy moim oczom ukazała się kobieta. Ta sama, która codziennie rano obdarza mnie uśmiechem przy odbieraniu zamówienia. Patrzyła to na mnie, to na trupa z przerażeniem wypisanym na twarzy. Już widziała wystarczająco dużo.
- Zmieniam zdanie, część sprząta, część ją goni. - Wskazałem ruchem głowy na dziewczynę. Nie ucieknie mi.
< Ophelia? Szału nima, czyli chyba standard jak na pierwsze opowiadanie XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz