Strony

30 mar 2019

Od Antoniego CD Victoria

Zegarek ostatecznie odzyskałem, oczywiście przepraszając, ba, prawie czołgając się na kolanach, bo przecież swojej rzeczy za darmo nie odzyskam, nie ma tak, jeszcze w dodatku, gdy o drugiej w nocy dobijałem się do jego mieszkania.
Obiecałem, że odwdzięczę się doskonałą kawą, dobrym, czekoladowym ciastkiem i trochę dłuższym buziakiem, nawet jeżeli to ostatnie mógłbym rozdawać mu codziennie.
Westchnąłem, zamykając za sobą drzwi do mieszkania Oakleya, by po chwil uderzyć głową w drewno i skrzywić się niemiłosiernie. Burknąłem coś pod nosem, poprawiłem płaszcz zarzucony na ramiona, a na sam koniec, by postawić, o, taki akcent, włożyłem palce we włosy i po prostu rozwaliłem całą misternie układaną fryzurę.
Nie miałem ochoty, ale nie do końca wiedziałem, na co.
Zbiegłem wyjątkowo zwinnie po schodach, nawet nie potknąłem się o czubki własnych butów, ramieniem popchnąłem drzwi i w końcu odetchnąłem świeżym powietrze, bo na klatce schodowej w budynku było wyjątkowo duszno, śmierdząco, niezbyt przyjaźnie.
A patologów o sikanie przy schodach raczej nie podejrzewałem.
Miałem wyjątkowego pecha, a może i nie, bo oczywiście, że dobre kilka metrów przede mną szła już Victoria w całej swojej okazałości. Burknąłem sobie pod nosem, wyciągnąłem papierośnicę, a papieros wylądował w ustach, by chwilę później zostać zapalonym. Postawiłem kołnierz płaszcza do góry, musiałem więc wyglądać wyjątkowo szaleńczo na siebie.
Roztrzepana fryzura, nieopanowana grzywka, szaleństwo w błękitnych oczach i na dokładkę jeszcze ten kołnierz.
Chyba nie miałem humoru.
Po drodze do swojej ukochanej nory, bo ta tylko mogła uratować mnie od całkowitego pogrążenia się w niebezpiecznej mani, wpadłem do kawiarni. I księgarni. I jeszcze do monopolowego samego Franciszka Żukowskiego, bo papierosy oczywiście w końcu się skończyły,
A może powinienem przerzucić się na kupowanie tytoniu oraz filtrów. Może wyszłoby taniej.
I już wkładałem kolejnego papierosa pomiędzy wargi, gdy przed moimi oczami, na drugim końcu ulicy dosłownie przebiegła dziewczyna, ba, Victoria w szpileczkach, nawet nie najmniejszych. A za nią dosłownie wesoła drużyna gości ubranych w czarne stroje, które tak cudownie rzucały się w oczy. Podniosłem brwi do góry, niezapalony papieros ponownie wylądował w papierośnicy.
Byli zdecydowanie słabymi profesjonalistami.
I w końcu zdecydowałem się podbiec, zagrać tego nieszczęsnego, chuderlawego bohatera. Wyciągnąć telefon, zrobić zdjęcie tablicy rejestracyjnej pobliskiemu vanowi, który zdążył już podjechać,
— Panowie — krzyknąłem, podnosząc ręce do góry — proszę zostawić panienkę w spokoju albo dzwonię na policję.
Szkoda tylko, że kilka sekund później dostałem lepę na ryj, wystarczającą, by polecieć w tył, a panowie zdążyli się zawinąć.
Skrzywiłem się, potarłem dłonią czoło i pochyliłem głowę do przodu, bo przed oczami nadal miałem mroczki. Westchnąłem cicho. Próbowałem, tak?
Teraz pozostawało zadzwonić mi na policję, podać numery z tablicy rejestracyjnej i modlić się, że dziewczyna jednak nie zostanie znaleziona w pobliskiej rzeczce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz