Oczywiście, że koledzy dziewczyny nie chcieli mnie przepuścić. Puszyli się, wiercili i podskakiwali na miękkich, ledwo trzymających równowagę nogach, zadzierali niezmiernie nosa (przysięgam, bardziej od Wandy Przewalskiej, co zawsze wydawało mi się rzeczą niewykonalną), na co mogłem jedynie przewrócić oczami, by chwilę później po prostu prześlizgnąć się pomiędzy niezbyt zbitym towarzystwem. No i może burknąłem coś w ich stronę, coś mniej przyjemnego.
Ale tylko może.
I już miałem wspinać się po schodach na górę do upragnionego wybawiciela, istnego światełka w tym okropnie wąskim i ciemnym tunelu, by na początku zirytować mężczyznę, no bo co ja miałem tutaj robić o tej godzinie, a następnie udobruchać go kilkoma buziakami w czoło czy w policzek, mocnym uściskiem i słodkimi słówkami, które wypowiedziałbym w jego stronę z ogromną chęcią, szczęściem i po prostu czułością. Przymknąłem na chwilę oczy, uśmiechając pod nosem i praktycznie rozpływając się tam, gdzie stałem. Po chwili jednak zostałem brutalnie wyrwany z tych cudownych marzeń przez znajomy głos.
— Ja naprawdę przepraszam! Nie chciałam zrobić ci problemów. Zrobiłam to ze zdenerwowania i stresu — wyjęczała wręcz, a ja po prostu zerknąłem na dziewczynę przez ramię.
Westchnąłem ciężko, pokręciłem głową i podszedłem do niej, wkładając dłonie w kieszenie płaszcza. Podniosłem brew i nachyliłem się nad moją nową znajomą.
— Kochana, nie wiem, czym ty się miałaś stresować, ale na przyszłość, to, że ty się denerwujesz nie oznacza, że tak samo ma druga osoba — stwierdziłem chłodnawo, ponownie wzdychając czy przewracając oczami. — Po drugie, uciekanie przed policją zazwyczaj utrudnia twoją dalszą sytuację, a nie ją ułatwia, zazwyczaj za to dostaje się jednak większą karę — dodałem jeszcze, w końcu decydując się na odejście od dziewczyny i postawienie pierwszego kroku na stopniu. — Po trzecie, za bycie pijanym nie trafisz na dwadzieścia pięć lat do więzienia, bez przesady — prychnąłem ostatecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz