Strony

8 mar 2019

Od Nivana cd Antoniego

Zostawił mnie tak, z twarzą szepczącą głuche „o”, gdy postanowił opuścić moje usta i powędrować dalej, ponownie badając pełnymi, ukochanymi wargami każdy możliwy fragment skóry. Tym razem zastał jednak na drodze zarost, którego przecież nigdy wcześniej nie było, który nigdy nie miał okazji go zastać, a jednak znosił drapanie dzielnie.
Zupełnie mnie tym kontrując, bo sam szorstkości na skórze wręcz nienawidziłem i z irytacją zawsze wspominałem kozią bródkę Rava, czy nawet dwudniowy zarost samego tu obecnego.
Uważnie pieścił każdy fragment skóry, pilnował wręcz, by niczego nie opuścić, jednocześnie sunąc tymi długimi palcami po moim ciele, które mimowolnie uginało się pod dotykiem, dawało się nieco ponieść emocjom i lgnęło do niego, jak pieprzony rzep do psiego ogona.
Dojechał do obojczyka, gdy przeczesywałem palcami te krótkie, dalej delikatnie, ale to bardzo delikatnie, kręcące się włosy i wspominając ich dawną długość. Gdy jeszcze nie był profesorem niczego i gdy miałem jeszcze nieco mniej za uszami.
Dłonie powędrowały do policzków mężczyzny, byle unieść głowę, ponownie ją do siebie przyciągnąć, bo chciałem potrzebowałem jeszcze przez chwilę nacieszyć się jego ustami. Nim. Całym.
Moim drogim Antonim, przy którym niecierpliwie przebierałem nogami.
Na tyle, by wkrótce zauważyć, że ciągle stawiane przez nas, małe, leniwe kroczki, zaprowadziły nad pod ścianę, o którą, krótko mówiąc, uderzyłem plecami, może nawet potylicą, co wywołało szybki grymas na mojej twarzy, który jednak dość prędko zniknął. Wszystko, byle powrócić do pieszczenia drugiego.
Byle pojechać dłońmi nieco niżej. Wsunąć palce w szlufki jego spodni i równie zawadiacko, co kiedyś, przyciągnąć do siebie biodra mężczyzny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz