Spodziewałem się odmowy, odrzucenia propozycji i może nawet nieco rozgniewanego spojrzenia. W końcu to Przewalska. W końcu była silną i niezależną kobietą. W końcu sama potrafiła zrobić herbaty i nakryć do stołu. W końcu była aktualnie gospodarzem.
A ja czułem, jakby to wszystko było zbędne.
Jakby lata nie minęły, a ja po prostu ponownie odwiedziłem ją nazajutrz, po dniu pełnym wrażeń i lania bezsensownej wody na tematy mało ważne.
— Przecież jesteś gościem, siadaj i odpoczywaj, a nie — zaczęła, dokładnie tak, jak przewidywałem. Może dlatego też posłałem jej akurat to spojrzenie i może właśnie dlatego pozwoliłem sobie na krótki grymas. — No dobrze, możesz wybrać sobie kubeczek. I powąchaj herbaty, stoją w tych szklanych słoikach na półce, wybierz tę, która ci odpowiada.
Odpowiedziałem na to wszystko uśmiechem, wszedłem w głąb kuchni i tak, jak prosiła, dobrałem kubeczek i nawet zacząłem wąchać każdą z kolejnych mieszanek.
Na starość się Spelagonijowała.
Czy coś.
— Nivuś, gdybyś zauważył błękitny słoik, to postaw go na stole w salonie, dobrze? — rzuciła, zerkając na mnie, tak dumnie trzymającego kubek w kropeczki, wyciągnięty nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak.
— Jak zauważę — odparłem, kiwając głową i niemal równocześnie kichając z dość ładnym rozmachem, bo ja się chyba po prostu z pomarańczową herbatą nie lubiłem.
Wszystko na szczęście wylądowało na rękawie, gdy pilnie wściubiłem nos w zgięcie łokcia, bo nie chciałem rozsiewać własnych wydzielin po okolicy.
— Prawda — dodałem po wszystkim, szeroko się uśmiechając i odkładając słoiczek. — A masz może kawę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz