Nie wiem, czy powiedziałem coś nie tak. Czy zrobiłem coś nie tak? Zawsze miałem problem.
Z tym.
Z tym miejscem w emocjach, tymi działaniami, których nigdy zrozumieć w stanie nie byłem. Szczególnie u Przewalskiej.
Tak często nie rozumiałem, dlaczego płakała, dlaczego reagowała tak, a nie inaczej, chociaż przecież tak często działałem identycznie, co ona.
Zawsze mówili mi, że za dużo obserwuję. Że za dużo myślę.
Podczas gdy w rzeczywistości nic nie widziałem i niczego nie rozumiałem, zamykając się w błędnym kole poszukiwań, które zawsze kończyły się po prostu źle.
Drgnąłem, czując ręce na karku. Drgnąłem, czując twarz dziewczyny przy szyi. Drgnąłem, czując, jak sama robi to samo.
Odetchnąłem głębiej, słysząc słowa, które momentalnie zrzuciły na wątłe serce ogromne obciążenie. Tak ciche, a tak głośne, tak niewyraźne, a tak proste do zrozumienia.
Może dlatego oddałem uścisk, może dlatego przyciągnąłem ją jeszcze mocniej i może też właśnie dlatego załkałem żałośnie, powtarzając, że wiem i że też tęskniłem.
Że wszystkiego żałuję.
Bo zgrzeszyłem. Mową, myślą, uczynkiem i zaniedbaniem.
Chyba zawsze tak kończyliśmy. Razem, zamykając się w ukochanych ramionach tej drugiej osoby, wspólnie rycząc, wspólnie wylewając żale i licząc na to, że oboje wyjdziemy z tego cało.
Brakowało tylko skarpetek reniferów i tych obrzydliwych, krewetkowych prażynek. Brakowało tylko cofnięcia czasu i naprawienia wszystkich błędów przeszłości. Brakowało nieco mądrzejszego Oakleya.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz