Strony

3 kwi 2019

Od Billy'ego Joe do Victorii


                - David, proszę cię. Mówiłem już, potrzebuję tego na koncert inaczej nie wychodzę jasne? No pewnie, to będzie jedno z większych wydarzeń, tak oczywiście. – Rzuciłem telefonem na kanapę. Nie chciałem go już dłużej słuchać. Żałowałem, że mój menager zachorował. Dałem mu trochę wolnego, ale dalej utrzymywałem z nim kontakt.
                Już pół godziny czekałem na chłopaków. Nagle, ktoś wszedł do środka. Jak mogłem się spodziewać, chłopaki weszli, załapali mnie za ramiona i wyprowadzili z mieszkania śmiejąc się w niebo głosy. Idąc w kierunku samochodu, wiedziałem, że ta impreza przejdzie do historii. W końcu, nie codziennie organizowany jest wieczór kawalerski twojego przyjaciela.
                Jadąc do klubu, alkohol pił już każdy. Śmieliśmy się do rozpuku, a ja i przyszły pan młody, wystawaliśmy i machaliśmy do ludzi. Nie muszę mówić, że robiliśmy furorę, zwłaszcza, że już od kilku dni było głośno o moim koncercie. Telewizja, gazety, radio. Wszyscy mówili o tym, a z tego co wiedziałem, bilety sprzedały się jak ciepłe bułeczki. Kiedy podjechaliśmy pod klub, wyskoczyłem z samochodu przez dach, mimo ukłucia w lewej nodze – pozostałości po wypadku- ruszyłem z chłopakami do środka.
                Budynek oświetlany był różnokolorowymi światłami, stały tam trzy stoły do bilarda, miliony krzeseł i ławek, oraz kanapy. Nie zapominając o barze i podium, na którym szalał DJ. Nicolas podszedł do mnie.
                - Billy Joe, zabawimy się! Cały klub będzie nasz! – Zaśmiałem się. Usłyszałem dźwięk sms-a, a kiedy zobaczyłem kto to, wywróciłem oczami. Althea napisała mi wiadomość z przestrogą, abym niczego nie odwalał. Co ja jestem, dziecko?
                Przez kolejne godziny, wlewaliśmy w siebie zdumiewające ilości alkoholu, nie muszę ukrywać, że po chyba dwunastej kolejce, powoli chłopcy siadali. Jednak, pan młody chciał pić dalej, więc ja, jako ten najtrzeźwiejszy, ruszyłem do baru. Siedziała tam dziewczyna, a jako, że nie mogłem dojrzeć barmana, usiadłem obok niej. Wypatrując barmana, mój wzrok padł na ową dziewczynę. Miała blond włosy, oraz z tego co widziałem – ale nie wykluczone, że oczy płatały mi figle – miała błękitne oczy. Kiedy w końcu barman podszedł do mnie, uśmiechnąłem się.
                - Znów to samo Moliere? Co to za impreza?
                - Kawalerski przyjaciela – Wskazałem na mężczyznę, który właśnie stał na stole od bilarda i doskonale się bawił z jakąś brunetką, barman tylko się zaśmiał, a po chwili podał mi tacę shotów. Nie przewidziałem jednak tego, że Mikey, będzie chciał mi pomóc.
                - Bolly, aj mi to – Język mu się plątał, nie mógł nawet wymówić mojego imienia. Złapał za tacę, a zanim się zorientowałem, odszedł kilka kroków, a kiedy ja stanąłem przed nim, zatoczył się i wyrzucił  tacę w powietrze. Kieliszki się potłukły, a shoty spadły na ową blondynkę, która siedziała obok mnie przy barze.
Victoria?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz