- Zjadają Cię wzrokiem. - powiedziała dziewczyna. Podniosłem tylko obojętnie obie brwi i wzruszyłem ramionami. Raczej przystojny nie jestem, a wzrok tych wszystkich nastolatek pojawiał się na mnie tylko dlatego, bo wyglądam jakoś inaczej niż wszystkich. Swoją drogą byłem już do tego zupełnie przyzwyczajony. Dodatkowo nasz zespół jest dość dobrze znany, więc uważają mnie za dość kasiastego. Jak większość bab lecą tylko na pieniądze. Chcą abym postawił im drinka, a może dwa, potem trzy. Później chcą czegoś jeszcze, ale ja najwyżej odprowadzam je matkom do domu, albo ich niczego nieświadomym chłopakom. To takie przykre, kiedy jakaś kobietka chce zdradzić swojego partnera ze zwykłym metalowcem, który przecież i tak dużo (o dziwo) nie zarabia. Elise w przeciągu sekundy odwróciła się w stronę jakichś małolatów i odbierała od nich zamówienia. Językiem zacząłem przejeżdżać od wewnętrznej strony ust po swojej wardze. Chyba muszę zrobić sobie jeszcze jeden kolczyk. W ustach, albo w brwi. Będę wyglądać jeszcze dziwniej. O tak.
- Podać coś jeszcze? - zapytała niespodziewanie Elise. Zajmowała się najwidoczniej cały czas tym samym drinkiem, bo składniki bez przerwy się powtarzały.
- Dwa kieliszki zwykłej czystej. Jakiejś najmocniejszej. - trzeba się już zupełnie wykończyć. Pewnie tym razem nie będę w stanie nawet zadzwonić po Victorię. Będzie ktoś musiał zrobić to za mnie. No trudno. Tak też czasami wychodzi, a ja nie widzę powodu, abym musiał się dzisiaj oszczędzać. Dziewczyna podała mi alkohol, a ja tylko lekko się uśmiechnąłem. Nagle z głośników dało się usłyszeć nasze ,,Die tomorrow''. Dziwne. Nigdy nie grali tego w żadnym w klubie, a tu taka niespodzianka. Wypiłem szybko wódkę.
- To piosenka mojego zespołu. - oznajmiłem dziewczynie. Nie wydawała się zdziwiona.
- Domyśliłam się, że jesteś w jakimś zespole. Widać. - lekko się zaśmiała.
Do baru podeszło kilku, typowych awanturników. Standard na każdej imprezie, na jakiej byłem. Przeżyłbym fakt, że się pojawili, gdyby nie to, że zaczęli się kłócić z Elise. Procenty jeszcze najwidoczniej do mnie nie dotarły. W przeciwnym wypadku zupełnie bym się tym nie przejął. Powoli zacząłem wstawać. Przesiadłem się miejsce bliżej tych delikwentów. Chyba poszło o brak pieniędzy z ich strony. Bardzo możliwe. Aczkolwiek nie przysłuchiwałem się za bardzo tej kłótni. Można powiedzieć, że ''wkroczyłem'' do akcji, kiedy jedna szklanka już ucierpiała. Co mu te biedne naczynie zrobiło?
- Nie moglibyście się uspokoić? - zapytałem z dużym spokojem.
- A mógłbyś się odpierdolić? - warknął jeden z już i tak pijanych facetów.
- A może tak grzeczniej?
Jakoś nie za bardzo mi się chciało z nimi bić. Jednemu strzeliłem tylko porządną pięść w żuchwę, a drugi już nie skakał. Wyprowadziła ich już ochrona. Zwyczajnie nie lubię chamstwa i niszczenia spokoju innych osób.
Elise?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz