Nigdy jakoś specjalnie nie piłem. Brak okazji, znajomych no i zawsze Feline krzywo patrzyła na alkohol w domu. Poza tym zwykle wystarczał mi sok jabłkowo-marchewkowy Sky. Dzisiaj jednak pod krytycznym wzrokiem Miadelli nie mogłem odmówić i zamówić jakiś inny napój.
Widząc siostrę klejącą się wręcz do jej nowego partnera i czując jednocześnie przytłoczenie całego klubu, postanowiłem wyjść na zewnątrz chwilę pooddychać w miarę normalnym powietrzem. Powiedziałem do szatynki, że zaraz wrócę i skierowałem się do wyjścia. Na zewnątrz ujrzałem tego samego mężczyznę, który jakiś czas temu przykuł mój wzrok swoim wyglądem. Cóż, był całkiem intrygujący.
Aktualnie palił papierosa, jednak wręcz od razu wyciągnął w moją stronę dłoń, przedstawiając się. „Gared”. Pasowało mu to. A do tego miał niezłe poczucie humoru. A może to wina alkoholu, że tak się śmialiśmy ze zwykłego „fajki mi się skończyły”? Walić to, przynajmniej nie było sztywno. Choć po chwili zapadła między nami cisza. Którą postanowiłem przerwać.
- Długo Mia jest w związku z tym waszym gitarzystą? - spytałem. Trochę wstyd mi było, że nie znałem jego imienia. Choć tu mogłem głównie winić Miadellę. Podczas naszego ostatniego spotkania jakieś dwa tygodnie temu, nic mi nie mówiła o żadnym chłopaku.
- Już dwa tygodnie. Są całkiem w porządku parą, nie widziałem ich kłócących się, co jest plusem. Choć czasem żałuję, że musi przeszkadzać mu i uniemożliwiać pomaganie nam przy koncertach. Jednak dzięki niej gra o wiele lepiej - odpowiedział, na co prychnąłem śmiechu. Miadella normalnie z kimś rozmawiała? Jak kompletnie ktoś inny… Odchyliłem głowę do tyłu, wpatrując się w ciemne niebo nad sobą. Ciekawe, czy ma jakiś konkretny powód, zadając się z tym gościem, czy to znowu ta jej samotność… No cóż, nawet jakbym się jej o to spytał, to mi nie odpowie. Tajemnicza szuja.
- Długo już gracie razem w zespole? - kolejne pytanie padło z moich ust.
- Siedem lat. W tym roku będzie osiem – odpowiedział, na co odpowiedziałem tylko „Nieźle”. Ciekawiło mnie jeszcze, czy od tylu lat mają taki sam skład, ale sobie odpuściłem. Cóż, nawet u mnie w drużynie nie graliśmy rok w stałym składzie. Ciągle zmieniają się gracze, dochodząc i odchodząc, polepszając się i pogarszając, przez co czasem mam problemy z odpowiednim wystawieniem piłki tak, aby atakujący był zadowolony, bo prawie każdy ma inne upodobania i przyzwyczajenia. A ja lubię się do nich dostosowywać.
- A ty czym się tam interesujesz? Ile w ogóle masz lat? - teraz on zadawał pytania. A niech pyta, co tam.
- Dziewiętnaście. Jestem początkowym aktorem oraz gram w siatkówkę.
- Aktor? No proszę. Grałeś w jakimś filmie?
- Tylko jako klient kawiarni lub pacjent szpitala. Udzielam się bardziej w teatrze – A mówiąc o teatrze… Jutro mieliśmy mieć spotkanie odnośnie do nowej sztuki. Mam nadzieję, że dam radę pójść. Liczyłem w końcu na główną rolę, zwłaszcza że ostatnią odegrałem praktycznie idealnie i najlepiej ze wszystkich innych aktorów.
- Wracamy już? - spytałem, mając dość ciemności wokół mnie. No i czasem Miadella stawała się wobec mnie zbyt opiekuńcza. W końcu powiedziałem, że wychodzę tylko na chwilę. Usłyszałem przytaknięcie ze strony Gareda, po czym ruszyliśmy z powrotem do baru. Wpadł mi do głowy głupi pomysł. Wyprzedziłem nieco mężczyznę, otwierając przed nim drzwi.
- Damy przodem – rzuciłem, głupio się uśmiechając.
- Ja pierd*lę, dzięki! - odpowiedział, po czym wybuchnął gromkim śmiechem, a ja wraz z nim.
- Z czego się tak śmiejesz, Ken? - spytała Miadella, gdy podeszliśmy do naszego stolika, a ja nadal nie mogłem się uciszyć. Opowiedziałem jej o moim „żarcie” i odpowiedzi Gareda. Chyba nie bardzo zrozumiała mojej intencji, przez co musiałem jej wytłumaczyć.
- Długie włosy, makijaż… Mówi ci to coś? - zaśmiałem się. Po chwili cała nasza grupa śmiała się wniebogłosy.
Gared?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz