Od Noelii cd. Nivana
Otwarta rana na dłoni zaczęła mnie cholernie denerwować samym swoim bytowaniem na moim ciele. Otworzyłam szafkę z apteczką i wyjęłam pierwszy, lepszy bandaż, który był na wylocie. Przemyłam tylko ranę wodą utlenioną i zawinęłam dłoń. Usiadłam z powrotem do czytania jakiejś zupełnie nieznanej mi gazety. Usłyszałam jakieś dziwne jęknięcie. Był to oczywiście informatyk, który wreszcie odzyskał przytomność.
- Mam nadzieję, że chociaż pani dzwoniła po pogotowie. - zapytał nagle powoli odwracając się w moją stronę.
- Tak tak. - kiwnęłam głową z szerokim uśmiechem na twarzy. W rzeczywistości jakoś nie widziało mi się, aby jakiekolwiek służby bezpieczeństwa wchodziły do mojego domu. Odłożyłam na miejsce jakieś dziwne pisemko i opuściłam pomieszczenie, w którym moją kanapę okupował jakiś mężczyzna. Chociaż zresztą sama go tam położyłam, ale nie widzi mi się, aby nabawił się większych obrażeń. Nagle dość potężny huk. Dobiegał on na sto procent z piwnicy. Czyżby oficer Waffen Abwery rozwalił mi rury? W każdym bądź razie złapałam za jeden z porządniejszych noży i, mimo wzroku informatyka, zeszłam na dół zamykając drzwi na klucz. Oczywiście szanowny pan Wilhelm wreszcie zdał się na odwagę i zaczął wyrywać się z uścisku łańcuchów? No oczywiście.
- Ojej. Ależ pan odważny. Tylko czy to nie było... troszeczkę... ryzykowne? - zapytałam z ogromnym uśmiechem na twarzy, podczas kiedy facet trząsł się ze strachu. Taki ważny, taki silny, a jednak zwykła kobieta-psychopatka go przeraża? Podeszłam do niego i zacisnęłam mocniej i więzy i łańcuchy, które oplatały jego żebra i nogi.
- Wydaje mi się, że nie jesteś mistrzem ucieczek. - wyciągnęłam nóż i zaczęłam go powoli ogrzewać nad płomieniem zapalniczki - Bo wiesz... Jeżeli zadziera się z Noelią, to zazwyczaj kończy się to źle. Do tego, jeżeli ktoś próbuje Noelii coś zrobić, a nie daj Lucyferze zabić. Tak jak ty na przykład, to kończy się w sposób bardzo bolesny, powolny. - zatkałam mu usta szmatką i powoli zaczęłam wiercić czubkiem noża w jego palcach i dłoniach. Dodatkowo zasłoniłam mu twarz ręką, bo krzyk był dosyć głośny i nie zdziwiłabym się, jeżeli informatyk to słyszał. Zostawiłam wreszcie oficera wraz z trzema dziurami w dłoniach.
- Ty no niezły ten nóż. Nie wiedziałam, że przewierci kości. - puściłam mu jeszcze oczko i weszłam na górę. Mężczyzna o dziwo się nie ruszył. Chociaż z domu i tak by beze mnie nie wyszedł, bo nawet jako wybitny informatyk, tych systemów alarmu, nie rozbroi.
- Aj coś ta karetka nie przyjeżdża... A może ja bym pana odwiozła? Będzie o wiele szybciej.
Nivan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz