Kiwnąłem głową na Thomasa i wróciłem do prób myślenia. Prób, dobrze to nazwałem, bo mój mózg po wczorajszej przygodzie był w kiepskim stanie. Miałem wrażenie, że płynę ponad światem i wszystko dookoła mnie powoli przestaje istnieć. Pierdolę, nie idę do pracy. Zadzwoniłem, tłumacząc nieobecność i obiecałem szybki powrót. Wczołgałem się pod kołdrę i przymknąłem na chwile oczy. Chwila. Chwila mojego snu okazuje się trwała do momentu, kiedy do mieszkania wpadł kolega Thomasa. Pół przytomny zerwałem się do pozycji siedzącej i wlepiłem w niego wzrok.
-Gdzie Thomas?
-Powinien wracać, jakoś teraz... A co? -Zmarszczyłem brwi i ziewnąłem.
-Nie odbiera telefonu, nie ma z nim kontaktu, jego telefon zniknął z zasięgu... Oli- Zaczął i nagle zamarł, patrząc na ekran telefonu. Nie wiedziałem, że człowiek może być aż tak blady. Dosłownie stał się śniegiem. Poczułem jak serce uderzyło mi nagle mocniej.
-Co jest?- Sięgnąłem po swoją komórkę i otworzyłem powiadomienie. Informacja o wypadku. Młody... Czekaj co? Motor? Młody... Szpital. Podniosłem wzrok znad ekranu. To nie był Thomas. Nie mogło być. Mój Thomas nie był na tyle pojebany, żeby wjechać pod ... Pod koła ciężarówki.
-To nie on- Odezwałem się w końcu. Byłem pewien. To nie mógł być on. Thomas zaraz wpadnie przez drzwi i przeprosi za spóźnienie, powiem mu, że jest zjebem i zacznę marudzić. A on się uśmiechnie i przeprosi. Dobra, na pewno zaraz. Zaraz.
-Musimy jechać do szpitala.
-Ale jak Thomas wróci...
-Ma klucze, jeśli to nie on to poczeka... - Smutek w głosie chłopaka mnie irytował.
-Jesteś naprawdę... -Nie dokończyłem. Był głupi. Mój Thomas zaraz wróci i zastanie mieszkanie puste. Idiotyzm. Sięgnąłem po kartkę i napisałem szybkie wyjaśnienie. Zamknąłem za sobą drzwi i zjechaliśmy razem z Andrew na parter. Wsiadłem do samochodu chłopaka i znów miałem ochotę na niego warknąć. Trzęsły mu się dłonie. Czego panikuje idiota? Przecież Thomasowi nic nie jest. Nie zrobiłby mi tego. Nie pozwoliłby temu wszystkiemu się tak skończyć. Poza tym kazałem mu na siebie uważać. Pod szpitalem kręciło się trochę ludzi. Wysiadłem, a Andrew szukał parkingu. W recepcji ruda pielęgniarka zmierzyła mnie spojrzeniem.
-Czy wiadomo może, jak miała na imię ofiara wypadku dzisiaj? -Uśmiechnąłem się, najuprzejmiej jak dawało radę. Nie chciałem wyjść na chama, kiedy usłyszę obce imię.
-Nie wolno mi podawać takich informacji...
-Tylko imię, to może być mój przyjaciel a jego ... Partner?- Andrew pojawił się za mną i wydawał się bardzo spanikowany.
-Thom... -Piszczenie w uszach. Nie. Całe moje ciało dosłownie zamarło. Nie może być. To na pewno nie mój Thomas. Zamrugałem gwałtownie. Kolejne słowa padały z ust pielęgniarki. Nic nie słyszałem. Mój Thomas wraca właśnie do domu. Zacisnąłem pięści i przełknąłem Gulę, która nagle pojawiła się w przełyku.
-Oli tak mi przykro- Dotarły do mnie słowa Andrewa.
-Nie, to nie mój...
-Miał przy sobie portfel, jest aktualnie w śpiączce farmakologicznej, ale niestety jest ciężko- Głos pielęgniarki wydawał się dobiegać z innego pomieszczenia.
-Pierdolisz. To nie mój Thomas- Wymamrotałem i przejechałem nerwowo kciukiem po obrączce na palcu.
-Proszę Pana, proszę się zachowywać. Rodzina została zawiadomiona, bliskie mu osoby są aktualnie zawiadamiane.
-To, czemu by do mnie nie dzwonili? Jestem jego chłopakiem, To nie mój Thomas.
-Pan Oli Krafftag?- Pielęgniarka starała się być delikatna.
-Tak...
-Nie można się do pana dodzwonić.- Wyjaśniła ze zmęczeniem na twarzy. Co? Klepnąłem w kieszenie. Telefonu był wyciszony. Dwa nieodebrane połączenie od obcego numeru. Nie. Kolana zaczęły, mi mięknąc. Nie.
-Może się Pan z nim pożegnać – Spokojny głos kobiety dobił mnie. Kiwnąłem głowa i bez słowa ruszyłem za nią. To nie mógł być mój Thomas. Drzwi otworzyły się. Na łóżku leżało ciało. Bardzo zniszczone ciało. Był cały w gipsie. Twarz była posiniaczona i poprzecinana. Obok na stoliku nocnym leżała obrączka. Powoli podszedłem i podniosłem ją. Wygrawerowane słowa nie chciały dotrzeć do mojego umysłu.
-Thomas- Wyszeptałem i spojrzałem na ciało. Miarowe pikanie maszyny wbijało mnie w pewien rytm. Nogi poddawały się, a serce waliło jeszcze mocniej.
-Thomas- Wyszeptałem i poczułem jak fala smutku zalewa całe moje ciało. Płakałem. Delikatnie złapałem go za rękę. Była tak krucha pod natłokiem igieł, bandaży i nakładek. Jego dłoń. To był on. A ja właśnie traciłem świat.
-Nie możesz umrzeć. Nie pozwalam ci. Obiecałeś, że będziesz zawsze przy mnie. Tak.. .Tak się nie robi Thomas. Błagam cię. To dowcip tak? Hahah nie udał ci się, ale teraz już wstań. Idioto. Błagam cię. Thomas, obiecałeś. Czemu kurwa obiecałeś? Miałeś być ze mną zawsze. Zawsze nie oznacza do dzisiaj. Tyle przed nami. Thomas kurwa. Przestań- Krople wody zaczęły staczać się po dłoni chłopaka. Nie wiedziałem, kiedy ale moje oczy zrobiły się mokre. To był on i było źle. Rozejrzałem się po pokoju. Pielęgniarka stała z boku ze spuszczonym wzrokiem.
-Czy... Czy jakoś mogę pomóc? Oddać mu jakieś narządy? Krew? Pieniądze?- Starałem się utrzymać emocje na wodzy.
-Robimy wszystko, co w naszej mocy... Niestety ciało doznało naprawdę rozległych obrażeń. Nie mamy pewności czy się obudzi. - Po co mi to wszystko? Po co mi życie skoro osoba, która powinna ze mną przez nie iść, właśnie umiera? Odwróciłem się do mojego chłopaka i zacząłem szeptać.
-Obiecuję ci, jak dasz radę, to zrobię wszystko. Kurwa wszystko. Nawet mogę ... nawet dam ci spokój. Przestane palić. Nie będę pić. Nie będę się na ciebie denerwował. Tylko ... Bądź.- Cisza przerywana miarowym pikaniem aparatury nie świadczyła o niczym dobrym. Kurwa. Nie chcę cię stracić.
<awuuuu, puaku puaku>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz