- Wiesz, Odette… - odezwałem się po dłuższej i niezręcznej ciszy, która między nami zapanowała. Mimo tego, że jestem stosunkowo odważny, teraz chciałem uciec. Cholernie się bałem jej reakcji na moja deklarację uczuć. Domyślałem się, jak bardzo może ją zaboleć odrzucenie. W szczególności nie chciałem też, by była smutna. Jednak… nie miałem wyboru. Nie możemy przecież żyć w kłamstwie. - Chodzi o to, że… - przetarłem dłonią swój kark, - ja po prostu nie czuję tego samego, co ty - starałem się mówić opanowanym głosem i nie owijać w bawełnę, chodź z trudnością mi to przychodziło. Czułem się źle i było mi bardzo przykro z tego, że muszę ją odrzucić. - I lepiej będzie, jeśli szybko zakończymy naszą relację przyjaciół z plusem i pozostaniemy zwykłymi przyjaciółmi - dodałem później. Nie chciałem, żeby dziewczyna nadal musiała tkwić przy moim boku, w moim łóżku i pogrążać się w tym uczuciu jeszcze bardziej. Dlatego też tak będzie najlepiej. Ona po jakimś czasie sobie kogoś znajdzie. Kogoś, kto chociaż będzie odwzajemniał jej uczucia, a ja będę żył tak, jak dotychczas. - Przepraszam…
- Nie, to ja przepraszam - westchnęła ciężko, momentalnie odpowiadając na moje przeprosiny. - Nie chciałam, żeby tak wyszło. To moja wina, mogłam tego nie robić. - Ostatnie słowa powiedziałą ciszej, Nie mogłem stwierdzić, czy mówiła o tym, że mogła się nie zakochiwać, czy też o tym, żeby mi tego nie mówić. W każdym razie odpowiedziałem jej na to.
- To nie jest niczyja wina. Mało kto panuje nad swoimi uczuciami i może się zakochiwać w tym, w kim chce. Ty o tym nie decydujesz - powiedziałem spokojnie, patrząc na jej twarz. Wzrok miała spuszczony, więc nie potrafiłem wyczytać żadnych jej uczuć z jej spojrzenia, a wierzcie mi bądź też nie, ale Odette jest jak otwarta księga, jednak zaszyfrowana. Musisz ją dobrze rozszyfrować, by zrozumieć, co teraz czuje.
Dziewczyna pokiwała głową, by chwilę później podnieść na mnie swój wzrok. Jej oczy były lekko zamglone, jednak zachowała spokój. Nie czułem od niej żadnej urazy, ani tego, że zaraz może się rozpłakać. Jednak trochę zaskoczyło mnie to, że chwilę później wzięła do ręki swoją torebkę i zdjęła z wieszaka płaszcz.
- Adam, ja już będę lecieć, nie chcę ci przeszkadzać - powiedziała ciszej, jednak i tak mogłem usłyszeć, jak głos jej się łamię.
- Ale ja mam czas - odpowiedziałem spokojnie, chcąc zatrzymać ją jeszcze przez chwile przy sobie i pomóc jej się uspokoić, jednak nie było mi to dane.
- Tyle że ja mam jeszcze coś do załatwienia - powiedziała, nawet na mnie nie patrząc i ruszyła w stronę drzwi. - Cześć, widzimy się w pracy - dodała na odchodne, a już zaraz potem mogłem usłyszeć dźwięk zamykających się za nią drzwi. Przez dłuższy czas nie potrafiłem ruszyć się z miejsca. Stałem jak zamurowany i nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Czy Odette nadal mnie lubi, tylko musiała wyjść, żeby się nie popłakać na moich oczach, czy też straciła do mnie resztki sympatii. Nie wiedziałem totalnie nic i czułem się zagubiony w tym całym rozgardiaszu, jaki się pojawił po jej wyznaniu. Koniec końców stwierdziłem, że przespanie się z tym wszystkim, będzie najlepszą możliwą opcją. Jeszcze przed pójściem do łóżka wziąłem szybki prysznic, by w końcu zanurzyć się w miękkiej pościeli. Spało mi się całkiem przyjemnie, jednak i tak rano zbudziłem się ze wspomnieniem tego, co się wydarzyło poprzedniego dnia. Starałem się wypędzić to jak najszybciej z głowy, by zacząć się tym przejmować dopiero w pracy. Wiem, że przenoszenie swoich problemów osobistych do pracy nie jest dobre, jednak fakt, że tylko tam mogę spotkać Odette, bo prawdopodobnie nie będzie się chciała ze mną umówić na inny termin, trochę mnie usprawiedliwia. A, i jeszcze to, że jestem właścicielem.
Droga do pracy minęła mi dosyć szybko, tak samo jak zajęcie się wstępną organizacją, zupełnie tak, jak zawsze, gdy zaczynam dzień w pracy. Robię sobię kawę, witam pracowników, którzy najwcześniej przychodzą i zasiadam do papierów. Mimo tego, że kelnerki nie muszą wcześnie iść do pracy, Holly nadal jest rannym ptaszkiem i przychodzi prawie o takiej samej porze, ja. Nie chcąc być złym szefem, zaproponowałem jej kawę i spędzenie czasu w moim gabinecie, by nie musiała pracować jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem się jej zmiany. Dziewczyna zgodziła się, jednak z lekkimi oporami, bo chciała pracę zacząć już od teraz.
Zaparzyłem nam obojgu kawę i przyniosłem ją do biurka, podając jej jedną z fiiżanek. Ja usiadłem na moim miękkim fotelu, a ona na przeciwko. Jeszcze nie dostałem papierów, co było dziwne, jednak nie narzekałem i pozwoliłem sobie zagłębić się w rozmowę z moją świeżo upieczoną pracownicą. Dowiedziałem się trochę od dziewczyny. Aktualnie studiuje na tym samym uniwersytecie co Odette i mieszka w akademiku (pewnie też gdzieś niedaleko niej). Lekkie zaskoczenie mnie wzięło, gdy parenaście minut później, w drzwiach do mojego gabinetu stanęła Odette, która, jakby nie patrzeć, również była mocno przed czasem.
< Odette? >
+10 PD
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz