Strony

2 maj 2019

Od Candice C.D Neal

Jego widok wprawia mnie w zmieszanie. Pamiętam go z ulicy, kiedy niewiele brakowało, by całkowicie mnie wyminął, a teraz, zresztą zupełnie niespodziewanie, stoi tuż przede mną jak gdyby nigdy nic. A w ręku trzyma jedną z ważniejszych rzeczy, jaką powinnam mieć bezpiecznie przy sobie. Jaka, prawdę mówiąc, powinna leżeć już na szkolnym dysku, gotowa do wydruku.
Chyba wolałam ją zgubić na amen.
Wzdycham głośno, dając mu wrażenie, że moja odpowiedź nie będzie w żadnym stopniu pewna.
- Więc zamierzasz wybrać się ze mną na kawę nawet ze świadomością, że zrobię to wyłącznie dla tego szkicu? — Spuszczam wzrok na kartkę spoczywającą w dłoni chłopaka, jest prawie niezagięta, a na drugiej stronie faktycznie widnieje blady numer. W kolejnej chwili podnoszę lekko zuchwałe spojrzenie na niebieskie, bez ustanku wpatrujące się we mnie oczy. Z wielkim trudem nie zmieniam swojej odpowiedzi na „nie mogę odmówić takim oczom” i silę się na powagę, która coraz bardziej drży i wyłamuje się spod kontroli.
- Podejmę to ryzyko. — Jego kącik ust drży w ledwo zauważalnym uśmiechu.
- Zdecydowany, odważny mężczyzna — przyznaję i podchodzę nieco bliżej, ale nie aż nazbyt. Potem ściszam głos do tego stopnia, jakby kolejne słowa miał usłyszeć tylko nieznajomy. — Odwaga będzie ci potrzebna, słońce.
- „Słońce”? — Unosi brew ku górze. — Neal w zupełności wystarczy, Candice Snow. — Akcentuje moje imię i nazwisko oraz bez wahania wysuwa do mnie dłoń z wyczekiwaną kartką. Nie zastanawiając się dłużej, odbieram ją, nie śmiąc nawet kryć zadowolenia, które zdradza mój znaczący uśmiech.

- Dobrze, że pamiętasz, bo nie lubię o sobie przypominać.
Jakie słowo dokładnie określa wyrafinowaną, wredną sukę?
- Nie będziesz musiała. — Chowa dłonie w kieszeń. — Liczę, że dotrzymasz słowa.
- Możesz oczekiwać telefonu, ale lepiej znajdź sobie jakieś dodatkowe zajęcie w zanadrzu — odpowiadam zupełnie swobodnie, po czym zarzucam torbę na ramię, kryję w niej szkic i bez słowa pożegnania ruszam w kierunku schodów.
Moja pierwsza myśl? „Oczywiście, że nie zadzwonię, co za prostactwo”. Druga wygląda już bardziej optymistycznie, bo myślę o tym, że Neal najprawdziwiej w świecie nie bał się spojrzeć mi w oczy. Patrzył na mnie jak na rozmówcę, którego wnętrze ma zamiar odkryć zaledwie jednym, nawet niedokładnym spojrzeniem. I to mi odpowiadało znacznie bardziej niż niezdecydowane, nieśmiałe podejście bez krzty tego niesamowitego, enigmatycznego nastroju.
I tak nie znajdzie tego, czego tak uparcie próbował znaleźć tymi swoimi cud paczałkami. Tak prosto nie będzie. Chociaż twarz ma ładną. Ramiona też, bo szerokie, i wzrost wcale niemały, gdyż każde spojrzenie w jego oblicze skutkuje zadarciem głowy. Przez myśl przechodzi mi nawet pomysł, by wdać się w krótki, niezobowiązujący romans, który praktykuję od czasu do czasu.
Nie, mam znacznie ważniejsze rzeczy na głowie. 

***

Kończę pracę nad cyfrową wersją loga wyjątkowo wcześnie. Nadchodzi zaledwie wieczór, kiedy moje palce przestają sprawnie mknąć po klawiaturze. Odsuwam od niej ręce i je rozprostowuję, natychmiast tego żałując — dźwięk pękających kości szczególnie mnie w tym utwierdza. Chowam rzeczy w torbie i w ciszy opuszczam biuro administracyjne, jednak u progu drzwi zastaję czekającą na mnie Babi Hansen. Jej wzrok od razu napotyka mój.
Znałyśmy się już jakiś czas, ale czy mogłam powiedzieć, że jest dla mnie kimś więcej niż znajomą, z którą czasem gdzieś wyjdę? Prawdopodobnie nie.
- Wiedziałam, że tu jesteś. Powinnaś czasem wyjść wcześniej, wiesz? — Zagaja temat. — Albo chociaż być w innym miejscu, niż to. Za dużo pracujesz.
- Ja po prostu próbuję coś osiągnąć — mówię jak gdyby nigdy nic, wzruszając zaledwie ramionami. — Wiesz, nie lubię marnować czasu, gdy mogę go produktywnie wykorzystać.
Babi w odpowiedzi wydaje cichutki śmiech. 
- A co potem? — Nadal dzielnie drepcze za mną. Nie przeszkadza jej fakt, że niezatrzymanie się może być łagodniejszą formą „zgub się”. 
Marszczę brwi, lecz nie przypomina to wyrazu zdenerwowania.
- Kochanie, do czego zmierzasz? — pytam z westchnieniem. Trafiam w sedno, bo Babi posyła mi głupkowaty uśmieszek, który po prostu wyraża jedno.
- Myślałam, że może gdy nic już nie robisz, to wybierzesz się ze mną na wyścigi motocyklowe — proponuje mi. W mojej głowie zapala się czerwona lampka, przez co zdradzam swoje lekkie zaniepokojenie.
- Babi, czy to tym razem legalne wyścigi? — Zaciskam usta w kreseczkę, w głębi żywiąc ogromną nadzieję, że tym razem młoda Hansen zaskoczy mnie inną odpowiedzią. Milczenie jednak mówi samo za siebie. — Tak jak myślałam. Masz szczęście, że planuję poćwiczyć panoramowanie. Ale jest jeden warunek. 
- Co za warunek? — Wyraz nadziei w jej oczach sprawia, że czuję się niemal głupio.
- Jak coś, to mnie zaszantażowałaś. 
- Ale że do pójścia na wyścigi?
- Do pójścia na wyścigi, kochanie. — Kiwam głową.
Wypady na nielegalne wyścigi to nasza mała specjalność. Choć zazwyczaj nie kończyły się źle, to bywało, że syreny policyjne przerywały cały pokaz. Niektórych szczęśliwców nawet wyłapywano niczym bezdomne psy. Ale ja, wzorowa uczennica, choć gotowa do poświęceń w imię fotografii, nie mogę dać wrzucić się do aresztu, bo zniknąłby cały mój autorytet, jaki sobie wyrabiam. Babi nie pytam już o nic więcej i wspólnymi siłami dochodzimy do faktu, że najlepiej będzie dotrzeć na miejsce wieczorem koło dwudziestej. Coraz dłuższe dni sprawiają, że ciemność nadchodzi jeszcze później, dając się nacieszyć ostatnimi padającymi na świat promieniami słońca.
W mieszkaniu maluję się starannie, chcąc jednak zachować nutę pozornej naturalności, i zarzucam falujące się niesfornie włosy na plecy. Biorę ze sobą tylko telefon, portfel, kartę miejską oraz torbę z aparatem fotograficznym. Autobusem przedostaję się paręnaście kilometrów za miasto, na jego obrzeża, po czym z buta samotnie wędruję w wyznaczone miejsce, skąd słychać już wyraźne ryki drogich, masywnych maszyn. Płacę wielkiemu facetowi za wstęp — co z tego, że ostro przepłacam — po czym chowam irytację w niewidzialną kieszeń i wchodzę na teren przeznaczony do wyścigów.
Szybko dostrzegam Babi stojącą z zimnym piwem w ręku. Rozgląda się, jakby kogoś uparcie szukała, jednakże wielki wyraz nadziei w oczach nie daje mi gwarancji, że chodzi o mnie. 
- Candice! Nie sądziłam, że jednak przyjdziesz. — Więc faktycznie nie szukała mnie. 
- Zapowiadałam się. — Rzucam jej krótki, mało szczery uśmiech, i na moją twarz znów powraca obojętność. — Jeśli przyszłaś tu, by sobie porandkować, to mogę cię tu zostawić i zapewniam, że nie będziesz musiała prosić o to dwa razy. — Komentuję jej rozglądanie się za facetami, które jest, swoją drogą, mało dyskretne.
- Oj, Candy! — Użyj tej ksywki jeszcze raz... — Chciałam tylko, żebyś się rozluźniła. I owszem, myślałam nad randkowaniem, ale mój obiekt musiał się jeszcze nie pojawić. A ty z kim ostatnio miałaś randkę?
Zastanawiam się przez moment.
- Z termodynamiką na przykład. — Wzruszam ramionami i krzywię się nieznacznie. — Dobrze nam razem. A teraz przepraszam cię, przypomniałaś mi o czymś. — Wyciągam telefon. Wybieram najnowszy numer, jaki zapisałam sobie w telefonie, i zaczynam swobodną wędrówkę pośród szerzącego się tłumu zaraz po tym, jak Hansen zapewnia mnie, że znajdę ją obok toru.
W moim uchu zamyka się ten denerwujący dźwięk nawiązywanego połączenia. Nie czekam długo, bo potem odzywa się znajomy już głos Neala. Nie wierzę, że to robię.
- Czy głowa płata mi figle, czy Candice Snow zadzwoniła? — W tle słyszę stłumione szumy, przez co ciężej mi skupić się na jego głosie. Odruchowo się uśmiecham.
- Tak, zadzwoniła, i się zgadza.
Nie będę dużo mówił i powiem, że odpowiada mi ta decyzja. — Nie widzę, ale czuję, że się uśmiecha. — Straszny chaos u ciebie słyszę.
- Można powiedzieć, że miejsce, w którym jestem, nie nadaje się do rozmowy — komentuję z lekkim rozbawieniem.
Nie ma sprawy. Znam dobrą kawiarnię w centrum miasta i to tam możemy się wybrać przy najbliższej okazji. 
Zanim zaczynam myśleć nad jego słowami, zamieram w miejscu. Zaledwie parę metrów od siebie, między przechodzącymi wte i wewte ludźmi, widzę znajomą, wysoką sylwetkę zakończoną krótką blond lub też brązową czupryną. Określenie jego koloru włosów naprawdę stanowi wyzwanie, ale nie przeszkadza w stwierdzeniu, że znam tego osobnika. Pewna swego, podchodzę na tyle blisko, by mógł usłyszeć wyraźnie moje słowa.
- Halo?
- Wiesz, klasyczne kawiarnie są totalnie nudne, ale mogę zaproponować wyścigi motocyklowe. Co o tym sądzisz? — Pytanie zadaję tak twardym, znacznie bardziej zdecydowanym tonem, że chłopak, na jakiego patrzę, odwraca się prędko.
Uśmiecham się niewinnie, rozpoznając Neala.
- No co za zbieg okoliczności... — przyznaję głupiutko. 

Neal?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz