-Kurwa wiem, nie musisz mi uświadamiać niczego ty kundlu- Syknąłem i puściłem rączkę od szelek. Kto o stabilnym myśleniu wpadł na pomysł, aby zmuszać ślepego do biegania? Czemu ten debil za mną łazi? Czy ja mogę po prostu w spokoju zgnić w tym pokoju? Skopałem buty pod ścianę i powoli poszedłem do kuchni. Mokry nos otarł mi się o dłoń. Trzepnąłem w psie nozdrze z irytacją i odstawiłem siatkę z zakupami na stolik w kuchni. Kundel cicho prychnął i znowu znalazł się obok mnie. Westchnąłem i zdjąłem mu szelki, dając mu tym wolne. Niech odpocznie, i tak nic nie robi. Włączyłem czajnik i powoli wsypałem zawartość torebki do miseczki. Zupka chińska. Taaa, moje danie życia. To jedno z tych potraw, które mogę przygotować bez problemu, z zamkniętymi oczami, jeśli pozwolisz.
-Alexa, włącz playlistę- Wydałem polecenie mojej internetowej pomocniczce.
-Dobrze Naff, masz nową wiadomość od: Mama- Muzyka cicho wypełniła pomieszczenie. Zalałem wodą kluski i zakryłem kawałkiem blaszki, który stał obok czajnika. Sięgnąłem po telefon do kieszeni i odblokowałem go kciukiem.
-Zadzwoń do mama- Wymamrotałem i czekałem aż urządzenie wykona moje polecenie.
-Hej słonko.
-Co chcesz?
-Nie odzywałeś się dawno, co u ciebie?
-Ślepnę, jak dobrze o tym wiesz- Burknąłem.
-Oj skarbie, ale cos poza tym?
-Poza tym? Jestem kurwa ślepy, nic tego nie zmieni, powoli tracę pierdolony wzrok i nie mam nic poza tym, jestem kaleką do chuja, ROZŁĄCZ- Trząsłem się. Fizycznie przebiegały przez moje ciało dreszcze. Poza tym Nieda się być poza czymś, co jest tak wielką częścią ciebie. Choroba odebrała mi wszystko. Słyszałem już od każdego w rodzinie" To tylko wzrok, dasz radę, nie przejmuj się, przecież żyjesz, przynajmniej nie jesteś do tego głuchy albo niemy''. Te ich mądre słowa wprawiały mnie w jeszcze gorszy nastrój. Nie dawało się tak po prostu zapomnieć o tym, ze się nie widzi. Nie istniało coś takiego. Ja po prostu nie widziałem, pamiętanie, że kiedyś patrzyło się na świat i świadomość, że zostało to odebrane, bolała i wbijała mi szpilki, rozpalone do czerwoności szpilki w tył głowy, nie dało się zapomnieć. Sięgnąłem dłonią do policzka. Woda. Kurwa płacze. Mocno strzeliłem się w twarz i sięgnąłem po miskę z obiadem. Niestety nie wycelowałem odległości i strąciłem naczynie z blatu. Gorąca ciecz zalała moje uda i nogi parząc każdy skrawek ciała, jaki dosięgła. Syknąłem i cofnąłem się, wpadając na psa, który postanowił sprawdzić, co się dzieje. Wylądowałem na tyłku, głową walnąłem o ścianę. Bez właśnie oparłem się o chłodne kafelki i załkałem. Miałem dość. Dość tego wszystkiego. Beznadziejny ślepy chłopak, który nie potrafi o siebie zadbać. I ten zjebany pies, który właśnie zjadał mój obiad i kolację.
-Miejsce- Warknąłem. Podniosłem się i sięgnąłem dłonią do głowy, nie była mokra, nie leciała mi krew. Tyle dobrze. Zostawiłem rozlaną zupkę i poszedłem się przebrać. Złapałem telefon i zamknąłem drzwi, zostawiając psa w mieszkaniu.
-Idź do Bar- Wydałem polecenie mojemu technologicznemu pomocnikowi. Nic nie było lepsze od tłustego burgera i piwa albo wódki. Czegokolwiek. Założyłem słuchawki i niepewnie ruszyłem przed siebie, wpadając na barierkę od schodów. Wciągnąłem powietrze nosem i ruszyłem, trzymając się drewnianej poręczy. Wyszedłem z budynku, nie wiem jakim cudem.
-Za 200 metrów, przejdź przez pasy- Monotonny głos dawał mi pewnej otuchy. Powoli starałem się kierować przed siebie. Nie wystawianie rąk, sprawiało mi dyskomfort, nietrzymanie psiej uprzęży, sprawiało mi problem. Brak pewnego upewnienia w lekkim ciągnięciu sprawiał mi problem. Czemu ten jebany pies był mi potrzebny. Jakimś cudem, po wielu potyczkach i upadkach, dotarłem do miejsca zwanego ufo barem. Otworzyłem drzwi i wyjąłem słuchawki. Zgiełk ludzkich głosów, zmieszany z muzyką, stukotem szklanek i kul bilardowych był odrobinę odurzający. Zrobiłem krok przed siebie, wpadając momentalnie na jakąś osobę.
-Uważaj, jak chodzisz,kochanieńki- Kobiecy głos, głos typowej właścicielki albo pracownicy baru.
-Przepaszam- Wymruczałem i starałem się ruszyć do jakiegoś stolika. Niestety szczęście mi nie dopisało, wpadłem na kolejną osobę.
-Jak leziesz młody!- Ochrypły głos, śmierdział piwem i papierosami. Skierowałem twarz w kierunku, jaki wydawał mi się być źródłem słów.
-Halo, gdzie się gapisz? To moja kobieta- Chrypnął ponownie, łapiąc mnie za kurtkę. Potrząsnął mną, strącając przy tym okulary. Skrzywiłem się i schyliłem, starając znaleźć moje okulary.
-Ślepy czy co? -Głośny chrzęst szkła sparaliżował mnie. Moje...
-Kurwa- Syknąłem i podniosłem się do pionu, starając jakimś cudem znaleźć mojego przeciwnika. Lekka poświata z lamp dała mi jedynie pomysł, na to, gdzie jest sufit a gdzie podłoga.
-Zgubiłeś się chłoptasiu?- Inny męski głos przyprawił mnie o dreszcze.
-Ta i akurat wpadłem w wasze ramiona, nie mogłem trafić kurwa lepiej- Odwróciłem się, starają patrzeć w twarz kolejnej osobie. Czyjeś paluchy zacisnęły się na mojej szczęce i poniosły ją ku górze.
-Tu jestem, ślepku, po chuj tu przypełzłeś?
-Nie twój zasrany biznes- Warknąłem i pożałowałem. Momentalny mocny ucisk na moim ramieniu i szarpnięcie upewniło mnie z błędności mojej decyzji.
-To zaraz zobaczymy, jak ślepy trafi do domu – Szarpnął mnie i wywalił z lokalu. Chłód wiosennego wieczoru i wilgoć podłoża pozostały na mojej twarzy. Podniosłem się do pionu i sięgnąłem do kieszeni. Pusta. Druga? Przynajmniej portfel miałem. Telefon... Opadłem na kolana i skrzętnie przeszukałem bruk. Był, z dwoma procentami baterii. Dopiero kiedy zapiszczał i przestał odpowiadać, zrozumiałem jak bardzo mam przesrane. Kurwa. Ruszyłem przed siebie, licząc na to, że wpadnę po drodze do jakiejś studzienki kanalizacyjnej i przynajmniej zginę. Po około godziny kręcenia się miałem dość. Było mi zdecydowanie za zimno, byłem przemoczony od deszczu, który co chwila padał i do tego byłem głodny. Głosy ludzi dookoła irytowały mnie. Wszyscy oni widzieli, wiedzieli, gdzie idą, mieli jakiś kurwa cel. Wsunąłem dłonie do kieszeni i zatrzymałem się w nieznanym mi miejscu. Proszenie o pomoc? Upadłem tak nisko?
-Przepraszam..
-Nie mam pieniędzy- Oddaliła się. No zajebiście, ja pieniądze mam. No to tyle po mnie. Bycie bezdomnym ślepym na ulicach to najwyraźniej moja przyszłość. Wreszcie mam to, na co zasługuję. Zapach ciepłej pizzy i dzwonek drzwi pociągnął mnie ku sobie. Oparłem dłoń o drzwi i pchnąłem, po chwili próbując je pociągnąć. Ustąpiły. Dzwonek zadzwonił i miły głos przywitał mnie.
-Witam w Pizzy- Stolik dla jednej osoby?
-Mhm- Kiwnąłem głowa.
-Proszę za mną.- Odeszła. No zajebiście, to mi nie pomaga. Powoli ruszyłem w kierunku, który wydawał mi się odpowiedni.
-Proszę Pana?- Kelnerka położyła mi dłoń na ramieniu.
-Nie wiem, gdzie idę- Wymamrotałem pod nosem. Wstydziłem, się tego. Nawet nie miałem okularów. Drobna ręką delikatnie wsunęła się w moją dłoń i pociągnęła w kierunku zapewne stolika. Poczułem, jak nagle robi mi się cieplej, nawet nie fizycznie. Ktoś potraktował mnie dzisiaj odrobinę inaczej niż inni. Nawet takie coś sprawiało, że miałem ochotę się rozkleić? Zbierz się do kupy Naff.
-Tu jest krzesło- Ułożyła moja dłoń na oparciu.
-Dziękuję- Wymamrotałem i usiadłem, sięgając po kartę, udając, że czytam.
-Mamy pyszną pizzę mięsną- Kelnerka wyraźnie starała się mną zająć.
-Poproszę i Piwo.
-Będę potrzebowała zobaczyć dowód- Sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem portfel.
-Wszystko jasne?-Pokazałem jej wnętrze portfela. Nie pamiętałem nigdy gdzie mam te plastiki, wiec starałem się zgrywać pewnego siebie.
-Um... Okay- Westchnęła i odeszła. Mokre ubranie przylegało do mojego ciała i powoli schło od ogrzewania w lokalu. Kolejny dzwonek i kolejny.
<Ahoj.>
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz