Strony

31 maj 2019

Od Rachel - Zadanie #1

Zmieszała się lekko, czując na sobie wzrok siedzącego obok chłopaka. Mimo, iż umożliwił jej przebywanie w tym miejscu, jego obecność nie była dla niej w żadnym stopniu komfortowa. Trzecia szklanka wódki zmieszanej z jakimś innym napojem nawet trochę nie pomogła w opanowaniu nerwów wywoływanych przez głos blondyna.
- Nie ubrałaś się jak do klubu - wyznał po pewnym czasie swojej paplaniny, której przestała słuchać już parę minut temu. Spojrzała na niego zdziwiona. W rzeczy samej, nie ubrała się tak jak inni.
- Nie planowałam być tutaj - oznajmiła, ale oboje dobrze wiedzieli, że najzwyczajniej w życiu wstydziła się swojego ciała i zbytnie obnażanie się okazało się dla niej zbyt wielkim wyzwaniem. Poza tym, przyszła tutaj by nieco "się zabawić", a nie urzec swoim wyglądem kogokolwiek.
- Wiesz, można to zmienić... - niezbyt rozumiała o czym mówi, ale gdy jego dłoń powędrowała na jej udo, cała się spięła i zrozumiała, że nawiązywał do swojej wcześniejszej wypowiedzi. Jakby zdrętwiała i nie była w stanie zareagować w żaden sposób, gdy wędrował dłonią coraz wyżej.
- To mogłoby uchodzić za pedofilię - podskoczyła na dźwięk czyjegoś głosu obok siebie. Jakiś łysy mężczyzna z kolczykiem w uchu niewątpliwie korzystający z usług siłowni odepchnął rękę blondyna, którego imienia nawet nie pamiętała i złapał za ramię Rachel, ciągnąc delikatnie w swoim kierunku i tym samym zmuszając ją do zejścia z krzesła. Ta tylko przestraszona całym zajściem chwyciła swoją szklankę i wypiła ją paroma łykami, to samo robiąc z tą stojącą obok. Nieznajomy pociągnął ją w głąb tłumu, kierując się do wyjścia z klubu.


- To nie jest odpowiednie miejsce dla takich dzieciaków - odezwał się ponownie mężczyzna, rzucając jej mimo wszystko w jakimś stopniu łagodne, ale również naglące spojrzenie. Przełknęła z trudem ślinę - gardło paliło ją niemiłosiernie. Ohyda.
- Dzięki - wyjąkała w końcu. W duchu tak naprawdę jego czyn pozostał jej obojętny i jedyne, za co obecnie była wdzięczna, to za swoją mocną głowę. Pozwoliła się prowadzić jeszcze kawałek, aż do drzwi wyjściowych. Gdy wydostali się w końcu na zewnątrz, poczuła nagły chłód. No tak, w środku w końcu znajdował się ogromny tłum ludzi, trudno tam o niską temperaturę.
- Gdzie idziesz? - spytał, a ta wskazała kierunek zgadzający się z jej prawdziwą drogą do domu. Skinął głową na ten gest.
- Odprowadzę cię do końca ulicy, to najgorszy kawałek. Dalej pójdziesz sama, dobrze? - spytał ją o zgodę, ale miała wrażenie, że nawet gdyby się nie zgodziła, nie obchodziłoby go jej zdanie. Dlatego też przytaknęła głową, po czym oboje ruszyli we wskazanym wcześniej kierunku. Przeszli parę metrów i już miała się odezwać, gdy nagle nieznajomy oplótł ją ramionami w pasie i podniósł do góry. Ta pisnęła cicho, czyjaś dłoń spoczęła na jej ustach uniemożliwiając krzyki. Drzwi czarnej furgonetki obok otworzyły się, a ta z przerażeniem miotała się na wszystkie strony, próbując wyswobodzić z żelaznego uścisku. Próbowała nogami zapobiec nieuniknionego - wrzucenia jej do środka wozu.
Całość nie trwała więcej niż parę sekund - poczuła ból w okolicach kości ogonowej, gdy uderzyła nią o twarde podłoże. Drzwi zamknęły się za nią, a wszędzie wokół zapanował mrok. Zaczęła gorączkowo przeszukiwać kieszenie spodni w poszukiwaniu telefonu komórkowego, którego nie znalazła. Musieli jej go wziąć, czego nie zauważyła. Starała się nie poddać panice, gdy po omacku próbowała znaleźć cokolwiek pomocnego wokół. Nie mogła napotkać jednak niczego przydatnego w jakikolwiek sposób. Gardło jej się ścisnęło, gdy nagłe szarpnięcie spowodowało, że straciła równowagę i uderzyła z impetem o tył samochodu. To samo nastąpiło po dosłownie trzech sekundach, jednakże tym razem na bok pojazdu. Niewątpliwie kierowcy się śpieszyło. Spróbowała się jakoś zaprzeć, by odnieść jak najmniejsze szkody w zdrowiu. Jej oddech był urywany, starała się zrozumieć sytuację i uświadomić sobie jak najwięcej. Bez dwóch zdań została porwana, ale dlaczego? I przez kogo? Porywaczy jest minimum dwójka. Nie była pewna, ale w furgonetce nie było wcześniej nikogo, a były jedynie dwa miejsca. Więc porywaczy była również dwójka. Mimo to nie ma szans na uwolnienie się - ma zbyt mało siły, a nic przydatnego przy sobie.
Ciągła walka o stabilizację swojego położenia wydawała się trwać wieki, jednak czasowo nie mogło to zająć więcej, niż dziesięć minut. Poruszali się z niewątpliwie dużą prędkością, więc trudno było jej oszacować, jak daleko ją wywieźli. Wkrótce wszystko ustało - całe to trzęsienie, uderzanie o ściany furgonetki. Zatrzymali się. Zacisnęła szczęki, kompletnie nie wiedząc czego powinna się spodziewać. Usłyszała dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi, nagle również i wejście tylne pojazdu się otworzyło, a ona straciła oparcie i runęła na ziemię z impetem. Wypluła ślinę czując w ustach piach.
- Wstawaj, mała kurwo - czyjeś dłonie szarpnęły nią i podniosły. W tej chwili głęboko żałowała swojej wagi, która nagle wydała się jej niska. Nie była pewna, czy wszystko boli ją tak bardzo przez jazdę, czy po prostu całkowicie straciła energię przez strach, głodówkę i alkohol. Ponownie pozwoliła się zaciągnąć w stronę jakiegoś niewielkiego budynku. Próba ucieczki nic by nie dała i była tego w pełni świadoma, a oszczędzanie energii w tej chwili było bardzo ważne. Alkohol zaczął jednak mącić jej w głowie, trudniej było jej utrzymać równowagę, przez co w pewnym momencie najzwyklej w życiu się potknęła i ponownie upadła na ziemię. Tym razem jednak nie była w stanie wstać, nawet mimo poleceń jednego z porywaczy. Poczuła czyjeś ramię pod kolanami i na plecach, po czym te same ręce podniosły ją do góry. Mętlik w głowie był jej zupełnie nieznany.
- Coś jej dosypał - zrozumiała, zanim zawroty głowy nie zawładnęły wszystkim. Wkrótce w pełni straciła świadomość.
Obudził ją mocny ból głowy. Siedziała na krześle w niewygodnej pozycji, nie czuła rąk, nóg, a nawet i pleców w jakimś stopniu. Zdrętwiały kark okazał się sporym wyzwaniem, gdy podjęła się próby podniesienia głowy, dotychczas spoczywającej na klatce piersiowej. Uchyliła powieki. Niezbyt mocne źródło światła jakim była lampa na suficie okazało się dla niej wręcz zabójcze - natychmiast zamknęła z powrotem oczy. Po chwili ponownie je otworzyła, tym razem z o wiele łagodniejszym skutkiem. Rozglądnęła się po pomieszczeniu - widziała je pierwszy raz na oczy. Zdrętwiałe mięśnie były niezdatne do chociażby spięcia się. Drzwi obok niej nagle się otworzyły i do środka pokoju weszła piątka mężczyzn. Jednego kojarzyła, ale nie mogła zrozumieć, skąd. Był to wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z błękitno-szarymi oczami i łysą głową. Czarny kolczyk w jego uchu był raczej uzupełnieniem wyglądu, a nie solidną przestrogą dla innych.
- Księżniczka już się obudziła - odezwał się właśnie ów mężczyzna. Narastający strach mącił jej w głowie i nie była w stanie stwierdzić, dlaczego się tutaj znajduje i gdzie właściwie jest. Jej wzrok przechodził to z jednej twarzy na drugą. Nie, zdecydowanie nikogo nie poznawała.
- Czego chcecie? - spytała już pewna, że została uprowadzona. Paru z nich uśmiechnęło się. Co dziwne, nikt z nich nie utrzymywał wrogiej postawy. Dłonie luźnie spuszczone wzdłuż tułowia, schowane w kieszeniach, zaciekawione i jakby rozbawione spojrzenia. Mimo to postanowiła nie bagatelizować sytuacji.
- Twojego zaangażowania - odezwał się czarnoskóry, najniższy z całej piątki. Zbliżył się o parę kroków, ręce wciąż pozostawiając skrzyżowane na piersi. Ściągnęła brwi, kompletnie zbita z tropu. Zaangażowania? W co? Jakby czytając jej w myślach, głos zabrał się jeden z nich:
- Dostaniesz od nas jedno proste zadanie, którego nie możesz zepsuć. Jesteś do niego najodpowiedniejsza, ciebie nikt by nie podejrzewał o zrobienie czegoś podobnego - wyjaśnił po części. Szczęka jej opadła. Mają zamiar powierzyć jej jakieś zadanie? Wydać polecenie? Przecież nawet jej nie znają, a co dopiero będą obdarzać ją czymś tak odpowiedzialnym?
- Dlaczego ja? - spytała, na co wymienili zdziwione spojrzenia. Raczej nie takiej reakcji oczekiwali. Mimo to ten sam mężczyzna ponownie się odezwał:
- Ponieważ jesteś mała, nieletnia i w dodatku nie mieszkasz tutaj długo. Przeważnie żeby zrobić coś takiego trzeba znać teren - oznajmił, a ta skinęła głową na znak zrozumienia. Bała się sprzeciwić w jakikolwiek sposób. "Przecież oni mnie zabiją" - myślała. Nie kochała i nie kocha życia, ale nagle wizja śmierci nie była dla niej tak kusząca jak dotychczas.
- Jeśli spełnię prośbę, puścicie mnie? - kolejne pytanie wydobyło się z jej ust. Obawiała się odpowiedzi. W końcu widziała ich twarze, mogłaby z łatwością zgłosić sprawę na chociażby policję. A co, jeśli to jacyś poszukiwani seryjni mordercy, czy cokolwiek takiego?
- Posłuchaj mała, to nie prośba. Ceną jest twoje życie, zrozumiano? - i nagle atmosfera zrobiła się gęsta i ciężka. - No nie, tylko mi tutaj do kurwy nie becz! - zezłościł się najwyższy z nich, gdy jej oczy momentalnie się zaszkliły.
- Cena za co? - wyjąkała, próbując przestać płakać na polecenie. Ale przerażenie jakie zawładnęło nią w zaledwie sekundę nie ułatwiało sprawy. Zastanawiała się, czy to się dzieje naprawdę. Tak bardzo pragnęła śmierci, życie zsyła jej takie coś, a ona próbuje z tego wyjść cało? To kompletna hipokryzja, sprzeczność.
- Nie jest to nic skomplikowanego, wyjaśnimy ci wszystko, ale najpierw sobie omówimy zasady, dobrze? - spytał ten łysy. Przez chwilę walczyła ze samą sobą, ale ostatecznie skinęła głową na "tak". Uśmiechnął się szyderczo na odniesione zwycięstwo. - Zero prób ucieczek, zero numerów. Jesteśmy dwa razy więksi od ciebie i uwierz, nie chcesz nas zdenerwować. Czy to jest jasne? - spytał, a ona machinalnie przytaknęła.
- Po drugie, masz się nas słuchać. Nie podważać decyzji, nie pytać dlaczego masz to zrobić, jakie mogą być konsekwencje. To oszczędzi i czas i nerwy, okej? - odezwał się stojący obok ciemnoskóry. Ponownie przystanęła na takie warunki. Będzie ciężko, pomyślała.
- Masz wykonywać wszystko dokładnie i jak najszybciej.
Cena może być znacznie większa, niż sobie to wyobrażasz - dodał na koniec.
- Dobrze - zgodziła się. - Ale potem mnie wypuścicie? - chciała się upewnić. Paru z nich parsknęło śmiechem i nie była już pewna, czy odpowiedź, którą zaraz otrzyma, będzie zgodna z prawdą.
- Oczywiście. Jeśli dobrze się spiszesz, być może i nawet dostaniesz nagrodę - oznajmił łysy, po czym podszedł do niej. Cała spięła się na malejącą odległość między nimi. Miała ochotę uciec, ale kompletnie nie miała nawet jak kiwnąć palcem. Obserwowała bacznie jego ruchu, spodziewając się nawet wyciągnięcia z kieszeni broni palnej i zastrzelenia jej. - Teraz cię rozwiążemy, a ty trochę dojdziesz do siebie. Masz na to pół godziny, więc będziesz musiała się streszczać. Wytłumaczymy ci wszystko w trakcie. Musisz wziąć prysznic, jesteś cała brudna, a będziesz wśród ludzi. Najlepiej też, żebyś coś zjadła. Nie możesz być rozproszona. Jeśli jednak robiłoby ci się niedobrze z nerwów, lepiej nie jedz - mówił, podczas gdy dwójka z pozostałych osób zaczęła ją rozwiązywać. Szczerze, to nie czuła różnicy.
- Spadnę - oznajmiła nagle przestraszona, gdy nie mając czucia, a teraz również i równowagi (liny jak dotąd ją trzymały w pionie) zaczęła zsuwać się z krzesła. Mężczyzna natychmiast ją złapał i posadził w bezpiecznej pozycji na krześle.
- Kretyni, jak mogliście związać tak mocno? - warknął obracając się w stronę pozostałych. Ci jedynie spuścili wzrok, najwyraźniej obawiając się słów łysego. "To w takim razie jest ich szef, czy jak?" - pomyślała. Wyglądał jej na przywódcę, i to surowego. Zacisnęła szczęki. Postanowiła się nie sprzeciwiać tak jak jej polecono i posłusznie wykonywać po kolei to, co mówią. Sam w to nie wierzyła, ale miała nadzieję na wyjście cało z sytuacji.
- Gdy już będę w stanie się ruszać, to... to co właściwie mam robić? Nie jestem głodna, ale chce mi się pić - wyznała, ostatnie słowa wypowiadając nieco ciszej. Bała się reakcji na prośbę, jednak ku jej ogromnemu zdziwieniu, murzyn skinął głową i wyszedł z pomieszczenia, pewnie po wodę.
- Więc, to będzie wyglądało tak:... - i tutaj zaczął tłumaczyć konieczne czynności przed rozpoczęciem "działań", jak określił to, co faktycznie było jej prawdziwym celem, o którym zaczął jej opowiadać krótko po tym.
Już po dwudziestu minutach była gotowa do wyjścia. Była w szoku, że powierzono jej coś podobnego. Zacisnęła szczęki, nie wiedząc zupełnie, jak powinna się zachować. Kradzież całego złoża kokainy, czy też pewna śmierć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz