Czuła niepokój, zmartwienie i najszczerszą troskę o brata. Bo przecież tylko on jej został. Był, jaki był, ale ona go kochała, a on kochał ją, tak mocno jak rodzeństwo może się kochać. Wiedziała, że Gabriel nie mówił jej praktycznie nic o tym, jak żyje i co robi kiedy akurat nie żeruje na jej własnościach. Równie dobrze mógł być alfonsem albo szefem jakiejś mafii, a ona dalej by myślała, że to tylko niewinna gra w pokera, jak to zwał nazywać. Był złośliwy, miał tupet i chyba tylko ona znała go od tej prawdziwej strony, a to wszystko powodowało niezliczoną liczbę wrogów stojących za jego plecami, czekających na jego potknięcie i zgarnięcie jego pieniędzy, o ile jakejś miał, ale w innym wypadku, co by od niego chcieli? Spłaty jakiegoś długu za narkotyki? Mało prawdopodobne, przecież to on dilował. Co innego mogła myśleć, skoro nieznajomi ludzie, wszyscy ubrani na czarno śledzili ich od wyjazdu ze sklepu i pewnie śledziliby aż do domu, gdyby Gabriel ich nie zgubił. Omiotła swoje porysowane Maserati wzrokiem, wplatając palce we włosy i ocierając wierzchem dłoni wilgotne policzki.
Próbowali ich zepchnąć na pobocze, a tak bliskie wspomnienie wypadku samochodowego, w którym brała udział, majaczyło jej w głowie, więc to dlatego była tak bardzo roztrzęsiona.
– Głęboki wdech, Sarah. Jesteś bezpieczna, kur… – usłyszała. – Mogę przyjechać, jeśli jest potrzeba. Najwidoczniej musimy porozmawiać o pewnej sprawie… Twoich rodziców, jak mniemam?
– Moich rodziców? – jej głos nagle stał się piskliwy i jeszcze bardziej niepewny, niż był przedtem. Bo co zmarli O’Hara mogli poradzić na to, że ich syn powoli staczał się na dno i na to dno zabierał także ich córkę? Nie rozumiała tego, w jaki sposób sprawa jego brata miałaby zostać połączona ze śmiercią ich rodziców albo tym, co robili za życia.
– Tak. Porozmawiamy o tym kiedy się spotkamy, to nie jest rozmowa na telefon. Przyjadę za jakieś półgodziny, okej? – pokiwała głową z westchnięciem, zaraz jednak uświadamiając sobie, że on tego nie widzi.
– Pewnie, jeśli tylko masz czas i ochotę – powiedziała po chwili, już bardziej opanowanym głosem. Przydała jej się rozmowa z mężczyzną, bo jak Gabriel by ją uspokoił? Słowami „za tydzień wszystko wróci do normy”, czy może „przynajmniej przeżyliśmy”? Miała powoli dosyć życia w strachu, wszechobecnym stresie i zamieszaniu, czy nie mogłaby zaznać spokoju chociaż raz? W takim wypadku Gabriel by powiedział, że po śmierci wyleży się za wszystkie czasy, aż ją zaczną kości boleć, a skóra odłazić, ale ona sama nie wiedziała, czy chciała tak żyć aż do końca jej dni.
Pożegnała się z Tracem, przerywając połączenie. Opatuliła się kremowym, wełnianym kardiganem mocniej i poszła wolno w stronę stajni, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Kompletnie nie miała dzisiaj czasu na trening wszystkich koni, ale uznała, że to nic takiego i po prostu przesunął im się w terminie dzień wolny o dwie doby. Otworzyła drewniane drzwi, przechodząc przez próg. Przywitało ją stęsknione rżenie, podeszła do każdego konia, pogładziła je po chrapach i sprawdziła czy aby na pewno Anthony dał im siano.
– Sarah? Sarah! – podszedł do niej zniecierpliwiony Gabriel. Fakt, stajnia miała wystarczająco odnóg i pokoi, aby się w niej zgubić. – Twój policjancik właśnie wjeżdża ci na podjazd, sam nie wiem na co go tutaj wzywałaś, ale niech ci już będzie. Jej prawa ręka mimowolnie powędrowała na czubek głowy, poprawiając przy tym i tak rozwalonego już koka. Zgarnęła jedynie wystające kosmyki z twarzy, podejrzewając, że aktualnie nic nie poprawi jej i tak okropnego wyglądu. Cienie pod przekrwionymi oczami, siny policzek, wciąż nieopatrzone rozcięcie na skroni i zarumieniona twarz nie były najlepszym połączeniem i Sarah wcale nie marzyła, aby ich drugie spotkanie tak wyglądało.
Widocznie obejście ponad dwudziestu pięciu koni zajęło jej wystarczająco dużo czasu, aby mężczyzna, który wcześniej zapowiedział swoją wizytę, przyjechał. Wyszła z budynku, zamykając za sobą drzwi, kiedy auto Trace’a zaparkowało obok jej. Po chwili usłyszała charakterystyczne trzaśnięcie drzwiami i odgłos blokowanych drzwi.
– Cześć – mruknęła. – Może wejdziemy do środka? Sam mówiłeś, że mamy dużo do pogadania, tak więc... Tam będzie nam wygodniej – mówiła i mówiła, a wszystko to było całkowicie pozbawione sensu. Głowa jej ciążyła, okropnie bolała, policzek pulsował, a sytuacja, w której się znalazła, jak na domiar złego, nie wydawała się być najlepsza.
– Tak, wejdźmy – skinął, przekładając czarną teczkę do drugiej ręki. Weszli do przedpokoju, gdzie Sarah zamknęła bramę wjazdową za pomocą panelu, oboje zdjęli buty i mężczyzna ruszył śladem właścicielki domu, wprost do salonu. Weszli, kobieta omiotła krytycznym wzrokiem zabalaganione wnętrze, podchodząc do dużego okna przewyższającego ją ponad dwa razy, po czym zasunęła rolety.
– Wybacz za bałagan, ale to Gabriel tutaj spędza więcej czasu, niż ja – skrzywiła się, czując brak kontroli nad swoim własnym domem i miejscem, w którym powinna się czuć dobrze. A nie czuła. W tej samej chwili, w której zajęli miejsce i mieli rozpocząć tę rozmowę, która tak ciekawiła Sarah, do środka wszedł jej brat.
– Mój ulubiony pan policjant – ukłonił się nisko, nawet nie czekając na jego odpowiedź. Po prostu wziął wódkę z barku i odszedł w stronę kuchni, nucąc coś pod nosem.
– Znowu przepraszam. Rodzice chyba coś przeoczyli wychowując go, chociaż nie pamiętam co się z nim działo do moich piątych urodzin. Może był między wilkami – podsumowała, a jej gość prychnął cicho z rozbawieniem.
– Tak, na to by wyglądało – otworzył teczkę. – W każdym razie, dzisiaj trafiła do mnie pewna umorzona sprawa sprzed kilku lat, a jak wiadomo, niedokończone rzeczy męczą najbardziej – popatrzył na zaciekawioną kobietę, która słuchała go, siedząc bez ruchu. – Wypadek twoich rodziców – podsunął jej delikatnie kartkę z raportem i kilkoma zdjęciami. Wzięła je drżącą dłonią. Na pierwszym pokazano doszczętnie skasowany samochód. Nie pamiętała zupełnie nic z dnia wypadku i nie widziała nic z tym powiązanego, nie licząc skrawka z gazety, czy ogłoszenia w wiadomościach. W końcu jej ojciec był kimś i jego śmierć, według prasy, nie mogła być pozostawiona od tak. Oddała mu wszystko, nie bardzo chcąc ponownie się w to zagłębiać, chociaż podswiadomie czuła, że tym razem od tego nie ucieknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz