Mężczyzna czuł nieprzenikniony chłód w górnych partiach ciała. To tylko potęgowało ból na jego ciele. Od dłuższego czasu walczył z własnym organizmem o chwilowe uchylenie powiek. Nic jednak nie dawało oczekiwanych rezultatów. Mam nadzieję, że jakoś się trzymasz, Morty, przeszło mu przez myśl. Okrągłe dwanaście miesięcy wspólnie spędzonego czasu nad rozwiązywaniem spraw spowodowały w trudnych sytuacjach, większy strach o życie towarzysza, niż jego samego. Chociaż niejednokrotnie karcił się za to w myślach.
- Monty...Cholero…- szepnął zachrypniętym głosem, zyskując połączenie z rzeczywistością. Ledwo uchylone powieki musiał natychmiast zamknął przez drażniące oczy światło, wydobywające się z małej żarówki pod sufitem.
Potrzebował dłuższej chwili, aby przyzwyczaić się do nowego otoczenia. Jakie było jego zdziwienie, kiedy odkrył brak na swoim torske ukochanej kurtki oraz podkoszulka. Jego położenie jeszcze bardziej pogrążył fakt, przykutych do grubej rury powyżej jego głowy dłoni, których nadgarstki były całe w otarciach. Nie wspominając o sinych dłoniach, przez zmniejszony do minimum dopływ krwi. Wielokrotnie szarpał nimi, próbując się wyrwać z uścisku. Te jednak ani drgnęły. Nawracające zawroty głowy nie pomagały w żaden sposób zachowania trzeźwości umysłu. Z własnych doświadczeń i błędów nastoletniego okresu w życiu mógł szczerze przyznać, iż był pod wpływem środków. Pomijając fakt, że nie ruszył podanej w salonie wody.
~*~
Huk otwieranych potężnych, metalowych drzwi rozniósł się po dość małym pomieszczeniu. Trace niespokojnie poruszył się podczas nie przynoszącego odpoczynku snu, kiedy echo dotarło do jego uszu. Śmiech i sarkastyczne spostrzeżenia słyszał idealnie, jednak dla własnego dobra postanowił nie reagować. Przeciągnął swoją czynność do czasu, kiedy ponownie pozostał sam. No prawie. Przekręcił niepewnie głowę w bok, skanując wzrokiem otoczenie. Jakie było jego zdziwienie, kiedy dostrzegł znajomą osobę niedaleko siebie- Proszę pana! Znaczy się… Trace! - w oka mgnieniu brunet zamknął oczy, aby jakoś powstrzymać promieniujący ból w swojej czaszce. - Przepraszam!
- Też się cieszę, że widzę i słyszę doskonale uwielbianą osobę! Może trochę ciszej, hm? Zdradzasz nas tylko tej… Pieprzonej suce… - mruknął cicho, wygodniej układając plecy do ściany. Westchnął zrezygnowany widząc unoszącą się parę ze swoich ust. Wizja dalszego spędzania czasu w lodówce, pod żadnym względem nie podpadała w jego gusta. - Ciszej też dla wygody...Moja bańka nie jest w dobrym stanie.
- Ta kobieta. Ona… Pomimo dobrego wrażenia na początku… To psychopata i morderca! Właśnie możemy rozwiązać sprawę do samego końca! Nareszcie. - w najmniej oczekiwanym momencie noga starszego wylądowała boleśnie na udzie, powodując pisk bólu. nerwy nadszarpnięte przez całą sytuacje powodujące napady lekkiej agresji dały o sobie znać. Phoenix potrzebował tylko w tym momencie trochę ciszy do namysłu. Oraz coś do ubrania na klatkę piersiową.
- Jesteśmy w beznadziejnej sytuacji, a pierdolisz o zakończeniu sprawy?! Wyobraź sobie, że niedługo twoje flaki znajdą w jakiś krzakach, idioto…
- Trace Kaiden Phoenix. Lat dwadzieścia sześć, wychowany w rodzinie zastępczej. Jeden z najlepszych odkryć wydziału zabójstw, hobbystycznie prowadzący warsztat z przyjacielem, hm? - znajomy głos wydobył się zza drzwi. Chwilę później stanął oko w oko ze swoim największym wrogiem, któremu deptał po piętach od dłuższego czasu. - Chudy. Ucz się od mądrzejszego, trafne spostrzeżenia mówi do waszego położenia.
- Jeszcze ciebie tutaj brakowało, psychopatko. Lepiej odłóż nóż, bo pokaleczysz paluszki, dziewczynko. - rzucił sarkastycznie, spoglądając na znajomą rzecz z widzenia. Tak małe gówno, a spowodowało upadek do obecnego stanu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz