Wkrótce odrywa spojrzenie od grających ludzi, powracając do dziewczyny. Siada na wysokim chokerze, wskazując na drugi, a kiedy dziewczyna na nim zasiada, pyta:
– Więc to tak zarabiasz całą kasę? – chłopak wzrusza bezwiednie ramionami, wyjmując papierosa z paczki, którą następnie kieruje w stronę dziewczyny, chociaż jest prawie pewny, że nie pali. Tak jak się domyśla, dziewczyna odmawia, więc odpala papierosa w pojedynkę, zaciąga się i odwraca w taki sposób, aby dym nie leciał wprost na nią.
– To zaledwie jedna trzecia dochodu. W rzeczywistości w jedną noc można przegrać wszystko to, co wygrało się przez całe życie, więc nie polegam w stu procentach na kasynie Nie żebym ukrywał to, jak dobry jestem – posyła dziewczynie uśmieszek. Lucille przewraca oczyma i po raz kolejny rozgląda się wokoło.
– To co takiego robisz, że stać cię na wykupienie dziewczyny? – pyta, nawet nie patrząc na rozmówcę.
Co takiego robi? Jego praca od zawsze pozostaje dla każdego zagadką, podobnie dla Sarah - najbliższej dla niego osoby. Już nawet nie pyta o to, co robi, kiedy nie ma z jego strony odzewu przez kilka dni. Nie wnika, kiedy przychodzi do jej domu pobity, po prostu zajmuje się nim, daje jeść i udostępnia swoje własne łóżko. Gabriel bardzo ceni swoją siostrę, wiedząc, że bez niej prawdopodobnie by się staczał na dno.
– Myślę, że wolisz nie wiedzieć. Owszem, robię dużo nielegalnych rzeczy, może nawet za dużo, ale mam przy tym nietkniętą kartotekę. Jestem raczej... wolnym strzelcem – gasi papierosa, wołając jednocześnie kelnera kręcącego się przy barze. – Coś dla ciebie?
– Wodę — odpowiada zdecydowana. – Czyli... handlujesz narkotykami, jakimiś dopalaczami, dziewicami, prowadzisz swój burdel? – Gabriel przewraca oczami, śmiejąc się chyba najszczerzej, jak potrafi.
– Tak, poniekąd, sprzedaję jeszcze ludzi i zwierzęta na organy – dodaje, przewracając oczami. Podoba mu się dociekliwość dziewczyny i fakt, że da się z nią normalnie porozmawiać, nie zważając na fakt, że są z dwóch różnych światów i dzieli ich ogromna przepaść. Z tego co wie, Lucille jest z dobrego domu, jeśli nie idealnego, więc sam Gabriel jest wielce zaskoczony, że aktualnie siedzi z nim w pierwszym lepszym, podrzędnym kasynie w środku nocy.
– Interesujące. W każdym momencie mogłabym na ciebie do... to znaczy, szanuję twoją pracę i tak dalej. A tak poważnie, ile, wiesz, będzie kosztować wykupienie mnie?
– Nie miałabyś na co donieść, bo w świetle prawa jestem nigdy nie karanym, przykładnym obywatelem Avenley. I uwierz, że donos nie wniósłby zupełnie nic w moje życie. To, że nie przynależę do żadnego gangu, nie oznacza, że nie mam w nich odpowiednich kontaktów. A, wiedz też, że policja również nie jest święta – mruczy, odbierając zamówienie, a następnie za nie płacąc. Gdzieś niedaleko do jego uszu dobiega hałas świadczący o kolejnej bójce, na co przewraca oczami. Niektórzy nie potrafią pogodzić się z przegraną, ba, on sam niegdyś nie potrafił. – Nie wiem, jeszcze cię nie wycenili – krzywi się.
– Nie zrobiłabym tego, nie musisz mi tłumaczyć, jak działa prawo. – Kładzie na blacie pięć avarów. – Za wodę – dodaje i posuwa je delikatnie w stronę Gabriela. – Wiesz, nawet nie wiem, jakie są przykładowe ceny, czy jakkolwiek to się nazywa. Cóż, to brzmi dziwnie, kiedy mówię o wycenie ludzi.
– Oh, jakże dbasz o mój portfel – śmieje się. – Ale nie musisz się o to martwić. Nie powinienem przez to zbiednieć. Cóż, może zostanę przez kolejny miesiąc bez chleba, ale tak generalnie, to będzie dobrze. Gdyby jednak coś nie wypaliło, to wolisz ten dom publiczny, czy mogę przygarnąć twoje... nerki? – siada wygodniej na krześle, a w jego oczach krążą rozbawione iskierki, co nie jest częstym widokiem. To w końcu Gabriel.
– Wolę, żebyś przygarnął te pięć avarów, a nie moje dziewictwo albo nerki – fuka. – W najgorszym przypadku mogę posprzątać ci w mieszkaniu, o ile w ogóle je masz. Chociaż, pewnie je masz, skoro z taką ochotą stawiasz mi wodę.
– A co, myślałaś że mieszkam w norze, którą samodzielnie wykopałem rękoma? Mam nawet kablówkę. Tylko trzeba by najpierw odgarnąć cały ten syf, aby do niej dojść – odchyla się, wypijając zawartość szklanki duszkiem.
– W pewnym momencie dokładnie tak myślałam – przyznaje, podpierając się ręką o głowę. – Poczekamy na rozwój sytuacji i zobaczymy, co da się zrobić z tym całym syfem.
Nie odpowiada, tylko wstaje, widząc zbliżających się do nich trzech mężczyzn. Jak wiadomo, w takich miejscach ludzie nie dzielą się na dobrych i złych, wszyscy są bezsprzecznie tak samo zepsuci lub uzależnieni. W tym wszystkim jest również Gabriel, nie wiadomo do jakiej grupy zaliczany, bo czy można powiedzieć, że jest zły? Jest raczej zagubiony, krążący między dobrą, a złą stroną, bez kogoś, kto by go naprowadził i na kim by mu zależało. Owszem, od zawsze marzy o założeniu rodziny, o byciu po prostu szczęśliwym, ale z biegiem czasu dochodzi do niego, że to przecież praktycznie niemożliwe, a jego życie kręci się wokół narkotyków, alkoholu, nielegalnym dochodzie i sprawianiu, że Sarah odchodzi od zmysłów, bo tak jest praktycznie co noc.
Mierzy wzrokiem nadchodzące problemy, oceniając także przy okazji swoje szanse na całe wyjście z ewentualnej bójki, bo jak wiadomo, podchodzący do ciebie ludzie w takim miejscu nie świadczą o sytuacji dobrze. Dwaj blondyni po dwudziestce , jeden krępej budowy, drugi dosyć niski, a obok nich, kroczący brunet, wyraźnie starszy. Podchodzą w milczeniu, nawet nie wymieniając się spojrzeniami.
– Ochrona przejrzała nagrania, O'Hara – zaczyna jeden, a Gabriel nagle doznaje olśnienia, gdy twarz mężczyzny zostaje podświetlona przez kolorowe neony znad baru.
– Proszę, proszę – zaśmiewa się. – Przyszedłeś się odegrać, nie wiem, jakiś mały rewanżyk? Tylko może nie dzisiaj, bo akurat mam o stokroć przyjemniejsze towarzystwo tego wieczoru – podejmuje rozmowę ironicznym tonem, stając jednocześnie tak, aby swoim ciałem zasłonić siedzącą Lucille. Ma szczerą nadzieję, że tej nie przyjdzie do głowy wstać i spytać co robią, w takim wypadku mogłaby sobie kopać grób, a nie zagrzewać miejsce w domu publicznym. Chociaż Gabriel wie, że ani do jednego, ani do drugiego nigdy nie dojdzie.
– Jeszcze odbiorę to, co moje. Niespecjalnie boję się o pieniądze, które zgarnąłeś, bo to chyba jedyne miejsce, gdzie masz jeszcze prawo wstępu – śmieje się chrapliwie.
– Ja za to niespecjalnie boję się, że cokolwiek mi odbierzesz, bo nawet nie masz do tego predyspozycji – prześmiewczo puka się w skroń. – tych fizycznych także ci brakuje – dodaje, mierząc go wzrokiem. Wie, że ludzi, którzy przegrali tu pieniądze, i którzy chcą je z powrotem, trzeba traktować krótko. Odwraca się na pięcie, uznając rozmowę za zakończoną, jednak w tym samym momencie czuje zaciskającą się rękę na jego ramieniu, gwałtowny obrót o sto osiemdziesiąt stopni i twardą pięść na twarzy. Pierwsze przychodzi odrętwienie, drugim w kolejności jest ból i uczucie spływającej po twarzy krwi. Gabriel nie ma czasu na wytarcie jej, bo przychodzi drugi cios, w brzuch. Jedną ręką trafia na blat, o który się opiera. Woda ze zbitej szklanki wylewa się na jego ciało, dzięki czemu otrząsa się z letargu, w między czasie szukając w tłumie Lucille. Prostuje się, szykując do ciosu, który jednak nie ma prawa dojść do skutku, bo mężczyzna zostaje odciągnięty przez barczystych ochroniarzy. Gabriel wyciera twarz o bluzę, na której tworzą się krwiste smugi. Siada, a kiedy wszyscy się rozchodzą z powrotem do swoich poprzednich zajęć, tłum rozstępuje się na tyle, że chłopak jest w stanie ujrzeć stojącą Lucille. W jej oczach błyszczy zaniepokojenie i popłoch. Jej wzrok w końcu trafia na pobitego mężczyznę, który podchodzi do niej chwiejnym krokiem.
– Wszystko w porządku? Zawołać kogoś? Ktoś tutaj na pewno ma coś, żeby ci to wszystko opatrzyć... – zaczyna, na co Gabriel macha ręką.
– Nic ci się nie stało? – wyciera spływającą po skroni krew, lustrując dziewczynę wzrokiem. – Nie żeby codziennie ktoś odstawiał tu taką szopkę, ale sama rozumiesz...
– Wszystko w porządku. Co to był za człowiek? – pyta, podążając wzrokiem za napastnikiem. – Dlaczego wy...
– Cóż, niektórzy nie potrafią pogodzić się z sumą pieniędzy, jaką stracili. Skoro ktoś nie ma tu – wskazuje na głowę. – to nadrabia mięśniami. Chcesz już wracać?
– Poczekaj – mówi Lucille, sięgając po telefon. Wybiera numer i kontaktuje się z bratem. Mija kilka sekund, kiedy kończą rozmowę. – Benedict po mnie przyjedzie, już wrócił. Mimo wszystko, dzięki.
– Do usług – kłania się teatralnie. – Odprowadzę cię do wyjścia.
Lucille?
+10PD
+10PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz