Strony

28 sie 2019

Od Izzy cd. Candice

Przechylam głowę raz w jedną, raz w drugą stronę, czując, jak strzelają mi kręgi. Nieco ścierpłam podczas tych "przesłuchań".
Propozycja, czy też sugestia Candice była całkiem słuszna. Powinnyśmy odwiedzić Dupka, przynajmniej z powodów czysto moralnych. Tak po prostu wypadało. Przeciągam swoje westchnięcie, kiwając jednocześnie głową.
- Tak, ale najpierw muszę napić się kawy... albo nie, mocnej herbaty, najlepiej z dwóch torebek.
Informuję przyjaciółkę, że nie idziemy prosto do szpitala, tylko zahaczamy o pierwszą napotkaną kawiarenkę. Nie wierzę, że sama nie ma ochoty na nic dobrego. Pieczone ciastko czekoladowe każdemu robi dobrze na duszy.
GPS w telefonie okazał się niezawodny i doprowadził nas prosto do wybranej kawiarni. Zamówiłyśmy po ciastku, ja wzięłam herbatę - naturalnie z dwóch torebek - a Candice małą czarną. Usiadłyśmy przy oknie i delektowałyśmy się w ciszy, którą naturalnie musiałam przerwać.
- Naszła mnie pewna myśl - odstawiam parującą filiżankę na blat i unoszę wzrok na rudowłosą.
Kieruje na mnie swoją uwagę i czeka, aż powiem coś więcej.
- A co jeśli to Dupek wygadał wszystko policji? Nie będę na to obojętna - Candy wydaje się nieco zdziwiona tym, że zwróciłam na to uwagę, ale chyba sama się domyśla, że istnieje takie prawdopodobieństwo.
- Nawet jeśli, to pewnie musiał. Nie trudno dowiedzieć się policji, że ktoś wylądował w szpitalu z powodu wypadku motocyklowego, biorąc udział w nielegalnym wyścigu - brzmi to gorzej, niż było naprawdę. Jakbym brała udział w jakiejś schadzce bandytów.
- Przecież mógł o nas nie wspominać - wzruszam ramionami, a wtedy przyjaciółka piorunuje mnie spojrzeniem.
- To byłoby zatajenie informacji. Z tego co wiem, jest karalne - mówi taki tonem, jakbym pomyślała, że to doskonały pomysł.
- Spokojnie, nie to miałam na myśli - uśmiecham się rozbawiona, ale zaraz poważnieję - Ale nie zamierzam być uprzejma. To, że koleś wylądował w szpitalu, jest przykre, ale i tak mnie wkurza - przewracam oczami i upijam łyk swojej herbaty.
- Rozmawialiście tylko raz. Przepraszam, sprzeczaliście.
- Są ludzie, których się nie lubi od samego początku. To nie jest ocenianie książki po okładce... - jej delikatnie uniesione kąciki w górę wydają się coś sugerować, ale ignoruję to, bo od sugestii jestem tutaj ja - Tylko zwykłe przeczucie. To tak, jak idziesz na imprezę, spotykasz fajnego faceta, bawicie się dobrze, ale nic poza tym.
- Jasne. Jak to mówią psycholodzy, może ta osoba próbuje ukryć swoją wrażliwość za murem chamstwa i braku empatii - spoglądam na nią spod byka, bo chyba nie rozumie, o co mi chodzi, albo się zgrywa specjalnie.
- Albo po prostu taka jest. Niektórzy ludzie udają fajnych, a tak naprawdę powinnaś się od nich odciąć.
- Co ty się nagle zrobiłaś taka zaborcza? - pyta z rozbawieniem Candice - Ugryzło cię coś, czy masz zespół napięcia przedmiesiączkowego?
- Ty sobie nie pozwalaj, bo ci oddam - śmiejemy się razem, dopijając swoje napoje i kończąc ciastka.
Kupiłyśmy jeszcze dla Dupka, bo przyjaciółka stwierdziła, że tak wypada. Powiedziałam, że jedyne, co może mu kupić to bukiet kwiatów i bilet w jedną stronę na sam środek oceanu, ale zignorowała mój komentarz. Naprawdę, jak już, kupiłabym mu kwiaty i powstrzymywała uśmiech, widząc jego zdezorientowaną twarz.
Wchodzimy do szpitala i od razu szukamy recepcji. Nie wiemy, gdzie tym razem go położyli, więc poszukiwania są dodatkowo utrudnione. Rozglądam się ostrożnie wokół tak, aby uniknąć niepotrzebnej konfrontacji, która najpewniej doprowadziłaby do miliona pytań ze strony przyjaciółki i mnie przy okazji do białej gorączki.
Dlaczego musieli go położyć akurat w tym szpitalu?
Recepcjonistka podaje nam numer sali i uśmiecha się serdecznie. Ja nawet nie mam czasu odwzajemnić spojrzenia, tylko odwracam się i ciągnę Candice za sobą, zanim zdąży zaprotestować albo zadać jakiekolwiek pytanie.
- Dobra, wchodzimy, ale jedna zasada... - zatrzymuję ją tuż przy windzie zaraz potem, jak wciskam guzik.
- Co ty znowu wymyśliłaś? - wzdycha błagalnie dziewczyna.
- Nie czepiaj się. To bardzo ważne, Candy - drzwi od windy otwierają się, a wtedy wchodzimy i kontynuuję moją uwagę - Mówię poważnie.
- Dobra - krzyżuje ręce na piersi - Jaka to zasada?
- Jeśli zobaczysz jakiegoś lekarza, brunet, jakieś metr osiemdziesiąt pięć, ogolony, ze wzrokiem jakby miał cię połknąć w całości i zamknąć w ciemnych czeluściach Tartaru, to zwijamy się stąd jak najszybciej.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale - nie daję jej wtrącić absolutnie nic, a tym bardziej wywlec myśli na powierzchnię - Nie pytaj, bo i tak ci nie powiem. A teraz chodź, bo panu Dupkowi kawa wystygnie.
- To szpital, tu na każdym kroku można spotkać lekarza - ignoruję tę uwagę, bo przed nami właśnie widoczna jest sala, w której leży poszkodowany.
Poszkodowany to on dopiero będzie...
- Cześć - do sali powoli i powiedziałabym, że nawet nieśmiało wchodzi Candy oraz pierwsze co, to wita się z chłopakiem. Przewracam oczami i podążam za nią, zasuwając drzwi. Tak dla bezpieczeństwa - Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy - nie umiem stwierdzić czy to nerwowy śmiech, czy ona po prostu nie wie jak zacząć rozmowę.
- Oczywiście, że nie, przecież leży tyłkiem na szpitalnym łóżku i nic nie robi - odzywam się zza jej pleców, zanim pan Dupek zdąży uprzejmie jej odpowiedzieć. Spotykam się z jego spojrzeniem i od razu odwracam głowę. Niestety prosto na linię wzroku rudowłosej.
Kręci głową i podchodzi bliżej.
- Prawda, nie mam nic do roboty - odpowiada, ignorując mój komentarz, ale widzę, że myślami jest przy analizowaniu, o co mi do diabła chodzi.
Już on dobrze wie...
- I nie przeszkadzacie, cieszę się, że przyszłyście - no proszę, jak z "dupkowatości" stać się uprzejmym facetem. A niby to kobiety mają zmienność nastroju...
- Wiemy, jak bywa ze słodyczami w szpitalach, dlatego kupiłyśmy ci ciastka z pobliskiej kawiarni - nadmiar uprzejmości wymienianych pomiędzy nimi zaraz mnie zabije. Przewracam oczami, stojąc w znacznej odległości, a to tylko powoduje, że mam lepszy widok na wszystko - Jak się czujesz? - pyta czysto niewinnie Candice. Spoglądam na nią wymownie, na co wzrusza ramionami, jakby nie wiedziała, o co mi chodzi.
- W miarę - odpowiada Dupek, wzruszając jednym ramieniem.
Właśnie, czy właściwie poznałyśmy jego imię? Przecież w razie czego nie mogę mówić oficjalnie pan Dupek. Ten policjant wspominał. Patrick. Najprawdopodobniej...
- Na pewno lepiej niż wyglądasz - zapada chwilowa cisza, podczas której udaję, że przecież nic takiego nie powiedziałam, co by go mogło urazić. Stwierdziłam tylko subiektywny fakt.
- Ona nie jest na co dzień taka złośliwa.
No, chyba że muszę.
Nie zamierzam zostawiać tej uwagi ot tak sobie.
- Złośliwa? Przez niego musiałam się tłumaczyć na komisariacie - nie wytrzymuję i od razu przechodzę do sedna sprawy.
W filmach zawsze mówią, że główny bohater, który jest agentem, obserwuje reakcje drugiej osoby, więcej sama próbuję wybadać, czy chłopak cokolwiek może wiedzieć. Dlaczego mi tak zależy? Od dziecka byłam uczona sprawiedliwości.
- Czyli już ktoś puścił parę z pyska? - nie wydaje się zaskoczony, ale raczej smutny. Wnioskuję, że jednak coś wie i od razu moje nastawienie robi się jeszcze bardziej bojowe.
- Ty - Candy odkaszluje, co zagłusza moją wypowiedź. Rzucam jej wymowne spojrzenie, które naturalnie ignoruje.
- Nie wiemy - szybko daje mu odpowiedź, oczekując, że to zakończy temat. Nie ma nawet takiej opcji. Oczekuję, że się przyzna. Wtedy dam mu spokój. Oczywiście pokażę, że jestem zła, ale to raczej naturalne. Dlaczego miałabym się hamować?
- Ja wiem - rzucam niemalże śpiewająco, w tym samym momencie otrzymując serię min od Candy, która z całych sił próbuje mi ukradkiem powiedzieć, że to nie jest najlepszy moment na wszczynanie kolejnej sprzeczki pomiędzy nami.
Ja uważam, że to idealny moment.
- Naprawdę? - tym razem wydaje się zdziwiony albo po prostu dobrze udaje.
- Nie słuchaj jej - wtrąca rudowłosa.
- A kto jedyny leży w bezruchu i jest łatwo dostępny? - tym razem zwracam się bezpośrednio do przyjaciółki, która tylko wzdycha przeciągle. Już wie, że nie odpuszczę, więc zaczyna zmieniać taktykę.
- Jesteś zła? - jego pytanie, brzmiące naprawdę czysto dziecięco nieco mnie zaskakuje, ale nie okazuję tego. Jestem zbyt nakręcona, bo niemal uwierzyłam w jego winę.
- A przyznajesz się? - unoszę brew i zakładam ręce na biodra, stojąc za łóżkiem. Wyglądam jak wkurzona matka.
- Gorzej niż z dzieckiem... - słyszę przyciszony głos Candy, ale przerywa jej chłopak.
- Przyszli tu, to prawda, ale wspominali już, że nie tylko ja brałem udział - tłumaczy się zaraz po tym, jak głośno wzdycha. Przeciera twarz i patrzy mi w oczy, które ja naturalnie mrużę podejrzliwie.
- Mówiłam ci - ona naprawdę mu wierzy?
- I nic im nie powiedziałeś? - nieco luzuję z tonu.
- O tobie? Skoro już wiedzieli, więc powiedziałem - liczyłam na inną odpowiedź, ale właściwie mówi całkiem logicznie.
- Co powiedziałeś?
- Wszystko po kolei. Końcówkę mniej szczegółowo, ale podobno świadek widział całe zdarzenie, więc ja tylko powtórzyłem to, co działo się przed - kiwam głową i właściwie nie zamierzam już nic więcej dodawać. Skupiam się na myśli, który z obecnych w tamtym miejscu mógł być tym świadkiem - No i wspomniałem, że wygrałem - w momencie zamieram, a Candice kręci głową energicznie w jego stronę. Przez chwilę zwraca na nią uwagę, ale potem znowu spogląda na mnie.
A ja jestem gotowa zatłuc go poduszką.
- Słucham!?
- Izzy - wypowiada moje imię rudowłosa i od razu wstaje.
- Ale to nieprawda!
- Spokojnie, żartuję, nie powiedziałem nic o tym, kto wygrał.
Czy on sobie żartuje? Czy on myśli, że to jest śmieszne i teraz zaśmieję się oraz powiem "Ale mnie nabrałeś".
- I myślisz, że teraz przestanę być wkurzona? Wy faceci postępujecie irracjonalnie! Wasze ego jest większe niż tyłek Kardashian! Oczywiście, że nie powiedziałeś, bo przecież jak kobieta mogła wygrać?
- Izzy, spokojnie...
- To chyba lepsze niż skłamanie? - on nie widzi winy. No tak, czego mogłabym się spodziewać?
- Jednak z ciebie dupek...
- Co tutaj się dzieje? - daje się słychać męski głos od strony drzwi. Wszyscy odwracamy się w tamtą stronę, a ja o mało nie zachłysnęłam się powietrzem na widok znajomego lekarza, który od razu mnie rozpoznaje - Pani Mortensen?
- Nic - udaję głupią, gdy czuję, że wzrok Candy ląduje na mnie.
- Co tutaj pani robi? - lekarz tym razem wchodzi do sali i podejrzliwie mi się przygląda, choć widać na jego twarzy wyraz uprzejmości.
- Ja pana nie znam - kręcę głową i krzyżuję ręce na piersi, jakby to było moja tarcza ochronna.
- Proszę sobie nie robić żartów - mówi, tym razem twardziej. Skoro tak, to ja także będę zaborcza.
- To pan sobie niech nie robi żartów - rzucam wkurzona - Skąd pan zna moje nazwisko?
- Bo jest pani moją pacjentką - no i przykrywkę szlag jasny strzelił. Prycham pod nosem, udając rozbawienie.
- Nie? - mówię niepewnie - Chodź Candy, wychodzimy - mijam go w drzwiach i wypadam z sali najszybciej, jak się da, licząc, że Candice pójdzie zaraz za mną.

Candy?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz