Zadowolona, że moja godność i prywatność nie została naruszona przez żadną pijaną stuleję wróciłam posprzątać swój bałagan. Ugh, ale syfu. Nie mając większego wyboru poświęciłam na ogarnięcie wszystkiego jakieś dziesięć minut, chcąc mieć pewność że nikomu nie wbije się żaden odłamek szkła. Wolę nie narażać się na utratę tej pracy, poważnie nie mogłabym sobie na to pozwolić. Następnie skoczyłam do managera i zarysowałam sytuację, ten jednak zaniósł się niskim, gardłowym śmiechem niczym totalny oblech zapewniając mnie, że wszystko widział. Stawiając nacisk na słowo „wszystko”. Po plecach przebiegł mnie dreszcz, to już raczej nie było stosowne zachowanie z jego strony. Zapytałam czy w związku z tym mogę urwać się dziś wcześniej z roboty, zgodził się zaznaczając żeby to było po raz ostatni. Blebleble… fajnie, tylko że to mój pierwszy wypadek w tej pracy i to jeszcze nie z mojej winy. Jaki mam wpływ na to, że inny barman nie dopilnował swoich sektorów??? Nie chcąc dodatkowo się nakręcać, opuściłam jego biuro przewracając przy tym oczami. Miałam zostać do pełnej godziny czyli w tym wypadku do drugiej. Trzeba było dać radę chociaż nogi wchodziły mi już w tyłek.
Skupiłam się ponownie na pracy kiedy na stołku barowym tuż pod moim nosem pojawił się bohater dnia dzisiejszego. Uśmiechnęłam się sama do siebie, podziękowałam mu i wywiązał się między nami krótki dialog. Kiedy zaproponował, że mnie odprowadzi byłam mocno zdumiona. Dzień dobroci dla zwierząt? A może liczy na jakąś zapłatę? Hmm…oby nie. Nie wygląda na TEN typ faceta. Sprawia wrażenie osoby dobrze wychowanej, a przynajmniej nauczonej szacunku do płci przeciwnej. Wiem, że to śmiała ocena ale po tym w jaki sposób mi pomógł, to że nie uczynił przy tym żadnej wulgarnej uwagi chcąc zapewne oszczędzić mi zażenowania oraz to, że teraz oferuje z własnej nie przymuszonej woli odprowadzenie mnie do domu… Klasa w czystej postaci. Ba, wręcz fenomen w dzisiejszych czasach pełnych chamstwa i prostactwa.
-Jeżeli to dla ciebie nie problem.- odpowiedziałam zerkając mu głęboko w oczy.
-Tak naprawdę to chcę tylko odzyskać bluzę.- mruknął.
-Och…
-Przestań, gdyby to był dla mnie kłopot to bym nie zaproponował, nieprawdaż?- uniósł pytająco brwi, a ja w odpowiedzi posłałam mu najbardziej czarujący uśmiech jaki mogłam w tamtej chwili zaoferować i podałam browary klientowi.
-Idę się rozliczyć, zabrać swoje rzeczy i za chwilę jestem. – powiedziałam mu do ucha pochylając się ponad ladą i zniknęłam na zapleczu.
W pokoju dla pracowników było otwarte okno dlatego też było w nim przeraźliwie zimno. A skoro taka temperatura panowała w pomieszczeniu to na zewnątrz, gdzie z pewnością zawiewał jeszcze wiatr było o wiele chłodniej. Zdjęłam tą nieszczęsną spódnicę, po czym zapakowałam ją do swojej torby, trzeba będzie ją w końcu zaszyć… Na tyłek wcisnęłam moje szorty, a koszulę z dekoltem zastąpiłam koszulką na ramiączkach tak zwaną bokserką.
-Skoro mi ją pożyczył…- mruknęłam i z zadowoleniem ubrałam na siebie jego wielką bluzę, która z powodzeniem sięgała mi do połowy ud . Była mięciutka, luźna i ciepła czyli posiadała wszystkie trzy cechy których wówczas potrzebowałam by czuć się komfortowo. Objęłam się lekko ramionami, wtulając się w miękki materiał bluzy i wtedy poczułam, że poza tymi trzema zaszczytnymi epitetami mogę przypisać jej jeszcze jeden. Zapach. Pachniała bardzo przyjemnie ale nie nachalnie. Płyn do prania i jakiś perfum, którego używał Ken tworzyły dość intrygujące połączenie. Zrzuciłam ze stóp diabelnie wysokie szpilki, a na ich miejscu znalazły się moje ukochane, lekko znoszone conversy. Cisnęłam buty do metalowej szafki i zamknęłam ją na kłódkę.
Przeskakując po dwa stopnie udałam się na drugie piętro do pokoju managera, by rozliczyć bony i zamknąć swój dzisiejszy rachunek. Zapukałam, po czym od razu weszłam do środka. Do moich nozdrzy dotarł bardzo nieprzyjemny zapach palonego przez Nate’a skręta. Była to marihuana ale z pewnością miała w sobie jakiś dodatek. Czysta nie jest aż tak ostra i drażniąca. Podchodząc do niego dało się wyczuć jeszcze słodką woń alkoholu. Okropna kompozycja wywoływała u mnie mdłości więc mimowolnie skurczyłam się, chcąc jakby schować się bardziej w bluzie chłopaka.
-Co ty na sobie masz?- wymamrotał lekko bełkotliwie. – To nie jest strój w którym taka ponętna dziewczyna powinna chodzić.
- Em…Przyszłam się rozliczyć, a nie szukać rady odnośnie mojego outfitu.
-Co powiedziałaś? – jego spojrzenie nabrało ostrego wyrazu.
-Że to co powiedziałeś było bardzo niestosowne.
- Tak Ci się wydaje mała kurewko? Czyje to? Tego pajaca tam na dole? Za ile mu dzisiaj dasz? Jestem pewnien, że wyjdziecie stąd razem.
Osłupiałam. Zawsze wiedziałam, że ten człowiek jest niereformowalny i nieprzyzwoity… ale to co zobaczyłam i usłyszałam przechodziło już ludzkie pojęcie.
- Nic Ci do tego Nate, nie pij tyle. – warknęłam.- Tu masz wszystko co potrzebne. Nie zapomnij podpisać mojej karty. Dobranoc. – rzuciłam wszystko na jego stolik i w pośpiechu opuściłam jego siedzibę. Przerażający typ, podejrzewam że jest szefem tego lokalu tylko dlatego, że jakieś kontakty z kimś powiedzmy… życiowo ustawionym.
Wiem, że powinnam była poczekać aż to podpisze ale nie sądzę i mam głęboką nadzieję, że nie będzie chciał mnie oszukać. Zeszłam na dół i stanęłam koło nowego i chyba jedynego znajomego tutaj.
- Możemy iść.
-Wszystko w porządku? – zapytał podejrzliwie kiedy się na mnie spojrzał.
- Jak najbardziej, ale bluzę chwilowo przejmuję na własność. – odrzekłam zadzierając nos do góry i krzyżując pysznie ramiona na klatce piersiowej. Jednak przez jego rozbawioną minę nie mogłam utrzymać udawanej powagi i szczerze się zaśmiałam, ciesząc się po prostu miłą chwilą.
Wyszliśmy na zewnątrz i tak jak podejrzewałam było tu o wiele chłodniej niż w kanciapie więc naciągnęłam kaptur na głowę. Kierując się do mojego motelu, żartowaliśmy z rozmiaru jego bluzy, w którą z powodzeniem mogłyby wejść dwie Lu.
-Jesteśmy na miejscu. – oznajmiłam kiedy zatrzymaliśmy się pod starym, nieświecącym już szyldem „El Motel” .
- Tutaj mieszkasz? Czemu?
-Niedawno się tu sprowadziłam. I chwilowo nie mam funduszy by pozwolić sobie na najem. – wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się zachęcająco, chcąc przekonać zarówno go jak i siebie, że w środku nie jest wcale aż tak źle jak faktycznie jest. – Mogło być gorzej. Wejdziesz na górę? Na kawę albo herbatę? Mogę też na szybko przygotować jakąś przekąskę.
Zaproponowałam, z nadzieją że zgodzi się na coś ciepłego by odrobinę się ogrzać. Było mi trochę głupio, że musiał tak marznąć ale on oczywiście nie uczynił żadnej uwagi w tym temacie.
Pokój nie był za duży, ale posiadał własną łazieknę, mały aneks kuchenny, lodówkę podróżną, stary telewizor, materiałową sofę i niewielki stolik do kawy. Wiadomo jeszcze kilka szafek więc generalnie tak naprawdę wszystko co potrzebne.
- To jak? W TV też z pewnością coś leci, jak nie będziesz miał ochoty słuchać mojego ględzenia.- ponagliłam, dokonując w głowie szybkiej analizy czy zdążyłam już nabałaganić czy może w środku jest jeszcze przyzwoicie…
< Ken? >
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz