Strony

23 wrz 2019

Od Amy C.D Hangagog

Podziwiałam Hangagoga. Znał się tak samo dobrze na koniach, jak ja na swoich pupilach. Plecy wyprostowane, całą swoją uwagę skupiał na jeździe. Nawet nie spoglądał w moją stronę. Moje zwierzaki zostały tym razem w domu, i dobrze. Ja za to opierałam się o płot, przytrzymując twarz na opartym łokciu i wystawionej dłoni. Nie mogłam się napatrzeć na dwójkę przede mną. Westchnęłam cicho pod nosem i nawinęłam kosmyk włosów na palec. Mimowolnie zerknęłam na swoje już pozdzierane paznokcie. Wypadałoby coś z tym zrobić po powrocie do domu. Może kotki? Ostatnio znalazłam, jak można zrobić kocie główki i fajnie byłoby to wypróbować. A może by tak spróbować namalować podkowy? Parsknęłam śmiechem na tę myśl. Och Amy… Znowu powróciłam wzrokiem do Hangagoga na koniu. I o czymś sobie przypomniałam.
Jaki był dzisiaj dzień tygodnia? Wczoraj był czwartek… czyli dzisiaj mamy piątek. A przecież dostałam jeszcze zaproszenie od Hangagoga na sobotę. No nieźle. Pójść, nie pójść? Dostałam zaproszenie, nie wypadałoby odmówić...



- Trochę zabawy nie zaszkodzi… Czy coś… - szepnęłam do siebie.
- Jakiej zabawy?
Przestraszyłam się, podskakując w miejscu. Nawet nie dostrzegłam, jak czarnowłosy zsiada z konia i podchodzi w moją stronę. Aktualnie stał naprzeciwko mnie, klepiąc wierzchowca po szyi. Aż ciarki przeszły mi po ciele.
- Ch-chodzi mi o to zaproszenie na jutro od ciebie… - wyznałam, odwracając wzrok.
- Aa, to… Co, jednak przyjdziesz? - zapytał. Kierował się do wyjścia do stajni.
- W końcu mnie zaprosiłeś – rzuciłam za nim. Poszłam w jego stronę. Wypadałoby już wrócić do domu. Zauważyłam mężczyznę prowadzącego konia do boksu. Podeszłam do niego.
- Dlatego… odwiózłbyś już mnie do domu? - zagaiłam. Niebieskooki spojrzał na mnie i wrócił do konia.
- Jasne – odpowiedział. Poczucie ulgi rozeszło się po całym moim ciele. Ruszyłam ku wyjściu ze stajni, kierując się do domu chłopaka po swoje rzeczy i pupile.

~*~

- Dziękuję za wczoraj… i dzisiaj – rzekłam do Hangagoga, kiedy zaparkował pod moim blokiem. Odpięłam pas bezpieczeństwa, uśmiechając się do chłopaka obok.
- Nie ma za co, Amy. Zawsze do usług – wyznał, puszczając mi oczko. Delikatnie się zawstydziłam, otwierając drzwi od pasażera. Zgarnęłam torebkę i wypakowałam swoich pupili z auta, biorąc Bell na ręce.
- To… do jutra. Na którą w ogóle to jest? Chyba mi nie powiedziałeś... – zaśmiałam się, zakładając kosmyk włosów za ucho. Ale wtopa, miałam przyjść, ale nie wiedziałam, na jaką godzinę.
- No tak... Jak przyjedziesz o dziewiętnastej, to będzie okey – odpowiedział, również się cicho śmiejąc. Odparłam „Okey” i pomachałam mu na pożegnanie, co odwzajemnił. Trzasnęłam drzwiami samochodu i skierowałam się do domu. Zerknęłam tylko przez ramię, jak odjeżdża i weszłam do budynku.
- Bell, daj mi chwilę – powiedziałam do suczki, powoli wyrywającej się z moich objęć. Przekręciłam klucz w drzwiach, wytarłam buty i weszłam do swojego mieszkania. Zwierzaki, wraz z Bell od razu wbiegły do środka do swoich misek z jedzeniem i piciem. Westchnęłam, zamykając za sobą drzwi.
- Wreszcie w domu… - jęknęłam, zdejmując buty. Poczołgałam się do kanapy, na którą upadłam. Oficjalnie przyznaje, że jestem zmęczona. Nie mam na nic siły. Nawet na ugotowanie obiadu. Ale muszę coś zrobić… W końcu czekały na mnie produkty do zrobienia sałatki. Kurczak został mi jeszcze ze środy. Jak na zawołanie rozległo się burknięcie mojego brzucha. Czyli trzeba się ruszyć. Spojrzałam w stronę moich zwierzakiem śpiących na swoich posłaniach. Oni też są zmęczeni, nawet się nie dziwię.

Hangagog?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz