Pierwszy raz od dłuższej chwili zawiesił wzrok na swoim byłym partnerze zawodowym, który odwiedził go w szpitalu. Nie mógł jednak przyjąć do siebie rzeczy, jakie mężczyzna starał mu się przebić do bańki. Za każdym razem kiwał przecząco.
- Morty… Znasz mnie jak nikt inny, poznałeś dostatecznie na wylot. Nie mogę odpuścić tej sprawy, kiedy oprawcy nie trafią do pierdla. - skrzyżował ręce na klatce piersiowej, krzywiąc się na jednorazowy ból związany z nieznacznym ruchem nogi. - Szkoda, że szubienica jest zakazana w dzisiejszych czasach.
- Dokończyć sprawę?! Trace kryjesz naszego mordercę! Naprawdę tak masz już zrytą banię, aby to zauważyć? - siedzący dotąd w ciszy towarzysz, wstał nieznacznie z dotychczasowego miejsca spoczynku. Brew policjanta wystrzeliła tylko w górę, aby zrozumieć powagę sytuacji. Jedyną odpowiedzią było tylko wzruszenie ramionami, kiedy ponownie przeniósł wzrok na dotychczasowe akta przesłuchań. - Prawie zginąłem...My zginęliśmy.
- Naprawdę mi przykro...Że zostałeś tak poszkodowany w moim zaniechaniu bezpieczeństwa i ostrożności. Naprawdę, jednak mam priorytety. Po zakończeniu pewnych spraw trafi za kraty na cały swój żywot i dzień dłużej.
- Phoenix… Jeśli tego nie zrobisz, sam wydam ją w łapy policji. - w międzyczasie stróż prawa sięgnął po swój telefon, aby dać znać pewnej osobie, jaka mała po niego przyjechać.
Jego siostra miała już dość swoich problemów i załatwiania formalności związanych z ubezpieczeniem, aby prosić ją jeszcze o przybycie do szpitala. Tym bardziej, że przez dłuższy czas nie będzie mógł praktycznie wstawać z łóżka. Chodzenie o kulach przewidywano dopiero za jakiś tydzień, w ten czas miał oszczędzać swój organizm, zreperować go. Po kilku dniach w szpitalu mógł go oficjalnie opuścić. Jednak nie opuszczał go jako policjant na zwolnieniu zdrowotnym, a najzwyklejszy cywil. Stracił swoją pozycję, możliwości zawodowe do czasu, kiedy będzie mógł złożyć wyjaśnienia przed komisją. To wszystko nie miało mieć takiego obrotu spraw, a wylądował na cienkim lodzie. Obawiał się jeszcze działań tajemniczej organizacji, która mogła zagrozić jego siostrze. Do tego dopuścić nie mógł, za żadne skarby świata. Miała jednak swoistą ochronę, prowadzając się z jakimś żołnierzyną i spędzając większość czas po uczelni w jego domu. Na strzeżonym osiedlu, co równało się z bezpieczeństwem.
- Morty naprawdę zawdzięczam wiele twojej osobie, ale naprawdę już mam w poważaniu większość spraw. Zostałem zdegradowany, odebrano odznakę, pozwolenie na broń. - odpowiedział mu po dłuższej chwili milczenia, odrzucając telefon na łóżko. Ten z plaskiem wylądował na jego zoperowanym kolanie, co spowodowało wiązankę przekleństw, zaś chwilę potem przegryzioną wargę. Do krwi.
- Jeden z najlepszych ludzi… Zrobi z siebie niedługo kalekę, sprezentuje miejsce na cmentarzu i odejście z pełnymi honorami. Przy grobie, bo spieszno do niej tobie, jak jeszcze nigdy.
Nie zdążył powiedzieć wiele, jakoś poprawić nastrój swoistego przyjaciela. Nie zdążył zmienić jego planów dotyczących wydania blondynki, o wszystkich siłach opuścił pomieszczenie. Pozostał sam w szpitalnej sali, cierpiąc z bólu i bijąc się z własnymi myślami. Miałeś wszystko, a zmieniłeś się w swoiste gów.no, przeszło mu przez myśl. Postanowił wezwać “swoją” młodziutką pielegniareczkę, aby podała mu urokliwe prochy. Wolał już pospać, niż myśleć o całej sytuacji sprzed chwili. Jeszcze dwie godziny i słodki powrót do domu, przeszło mu przez myśl, wzrok kierując na widoczne niebo za oknem. Chociaż przez mały fragment mógł obserwować trwanie dnia, zanim powróci do szarej rzeczywistości. W samotności pogrążył się w swoich myślach zapominając o istnieniu pewnej blondynki, która żyła kilka pomieszczeń dalej. Podłączona do aparatur, dość dużą ilością przetoczonej krwi, pogrążona w śnie. Aby zbierać siły na dalsze przygody, jakie mogły się wydarzyć. Jednak Trace nie zamierzał brać ich pod uwagę.
~ * ~
Dotychczasowy policjant nienawidził nowoczesnej muzyki, słuchanej nałogowo przez bandę nastolatków na wieśniackich głośnikach, kiedy przechadzali się po miastach. Tym bardziej jeśli chodziło o jego otoczenia, na szczęście jego bębenków słuchowych, jego siostrzyczka okazała się mieć podobne gusta. Zamiast lecących pseudo przebojów, przez otworzone drzwi garażu z samochodami roznosiła się mocna muzyka. Trace spędzał wolne dnie tylko w garażu, gdzie wraz z wspólnikiem-przyjacielem mieli pełne ręce roboty, jednak tego dnia nie byli sami. Na sporym skrawku zieleni na poboczu jego loftu dało się słyszeć krzyki bawiących się dzieci, zapach smażonego mięsa i rozmowy dorosłych. Nie podobało mu się to wszystko, gdyż poczuł naruszenie prywatności. Cass postanowiła urządzić w ten piękny dzień grilla dla przyjaciół z sąsiedztwa i jej uczelni.
Próby wybicia pomysłu z głowy nie weszły w życiu, pomimo od “wypadku” minął ponad miesiąc. Przez ten czas miał się na baczności, całkowicie. Broń miał ukrytą wręcz w każdym zakątku swoich czterech ścian, kamery zainstalowane w najmniejszym zagłębieniu. Wiedział doskonale, że spierdolił sprawę. Zagrożeni byli wszyscy, nawet zwykła sekretarka pracująca w ubezpieczeniu, jaka reprezentowała jego sprawę.
- Wujaszku Trace, w u j a s z k u… - poczuł ciągnięcie przy nogawce spodni, gdy w żaden sposób nie reagował na wołanie siedmioletniej dziewczynki. - Ciocia Cass…
- Wołała mnie na jedzenie, zrozumiałem przekaz już jakiś czas temu… - uśmiechnął się pod nosem, spoglądając na małego człowieczka. Po wytarciu dłoni w szmatkę, po prostu wziął szatynkę w warkoczykach na swoje ręce.
- Wujaszku? Jakaś ładna pani przyjechała pod bramę, wiesz? - dreszcz momentalnie przeszedł po jego plecach. - Goście poszli do domu, bo zrobiło się chłodno, ale chcę…
- Zajmę się wszystkim, mały żołnierzu. Zmykaj do wszystkich, a w naszej kryjówce są dobre słodycze, leć.
Odprowadził malutką wzrokiem dopóki nie zniknęła mu z oczu, a uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy. Podszedł do skrytki, skąd wyciągnął tak uwielbianą broń, do której miał swoisty sentyment. Chowając go za paskiem spodni, wyszedł z głównego budynku. Rzeczywiście. Stała tam jak gdyby nic, opierając się o wyglądający drogo samochód. Piekło upomina się o swoje, przeszło mu przez myśl, kiedy zacisnął pięści.
Noellia? Przepraszam za zwłokę
+10PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz