- Czy to forma pojednawcza? Coś jak indiańska fajka, tylko u ciebie to jest kufel dobrego piwa? - przechylam głowę, nie kryjąc lekko pretensjonalnego tonu, który pojawia się z naturalnej chęci odwdzięczenia się za szorstkość, bo nie jestem osobą, która grzecznie skinie główką i obieca poprawę.
Nie jest zaskoczony moją reakcją. Jak dla mnie, to mógł ją sobie nawet przewidzieć. Dla mnie bez różnicy. Myślę, że jemu także.
- Jeśli chcesz to tak nazywać - wzrusza ramieniem, jakby od niechcenia. Atmosfera zgęstniała, najwyraźniej dwa bieguny są zbyt blisko siebie.
Jeju, jak on mnie momentami irytuje!
- Przed chwilą wytknąłeś mi, że wściubiam nos nie tam, gdzie powinnam.
- Postawiłem granicę, to raczej nie jest nic niedozwolonego - nie twierdzę, że to nienormalne, ale mówi to z taką obojętnością, że zaczynam się zastanawiać, czy ta wypowiedź nie powinna zawierać, chociaż trochę zdziwienia.
- Dobra, nie jestem ideałem, ale nikt nie lubi, jak mu się wytyka wady - postanowiłam wyjść z tego jakoś dyplomatycznie, bo znając życie i doświadczając uprzednich zdarzeń, pewnie zdążylibyśmy przeprowadzić całkiem ciekawą dyskusję, która przekształciłaby się w kłótnie. Nie chciałam wychodzić z mieszkania w tych ubraniach i jeszcze bez bielizny. A zrobiłabym tak bez zastanowienia z wielką łaską, bo ten chłopak albo był intrygująco tajemniczy, co momentami było wręcz denerwujące, tak jak spokój, którym się otaczał, a niekiedy wręcz przeciwnie - zionęło od niego sarkazmem i dumą. Jednak nie zamierzam iść na ugody nigdy więcej, dopóki on sam tego nie będzie chciał.
- No widzisz, a ja nie lubię, gdy ktoś wypytuje mnie o sprawy, które dotyczą bezpośrednio mnie.
- Przepraszam bardzo, że śmiałam się zapytać o coś, co zresztą sam zacząłeś mi opowiadać. Co prawda niezwykle wymijająco, ale nie zrzucaj na mnie całej winy. Ciesz się, że nie zaczęłam pytać o rodzinę, zainteresowania, czy to z kim... - urywam, bo sama zauważam, że nazbyt się nakręciłam. Jeszcze chwila i palnęłabym coś, za co później zrobiłoby mi się wstyd. Nawet nie ze względu na niego, ale na siebie. Wypuszczam głośno powietrze i odwracam się do niego tyłem - Zresztą nieważne.
- Śmiało, dokończ - rzuca mi wyzwanie, więc spoglądam na niego przez ramię spod rzęs.
- Nie. I wiesz co? Pieprz się. Nie jesteśmy na tyle blisko, żebyś mówił do mnie tym tonem.
- Nie podoba ci się? Nie moje zmartwienie. Przeszkadza ci to, że wytknąłem - jak to sama stwierdziłaś - twoją wadę? Jesteś niezwykle delikatna na swoim punkcie.
Co on sobie myśli? Oskarża mnie - nieważne już nawet o co, ale to robi.
- Nie jestem delikatna i mam dystans do siebie, jeżeli to ma być kolejny zarzut w moją osobę. Być może to tobie brakuje przyzwoitości?
- Odwracasz kota ogonem.
- Za to ty dawno już go odwróciłeś.
- Jeżeli nie potrafisz zrozumieć tego, że nie chcę żadnych pytań, to może pora wyjść?
- Tu nie chodzi o twoje głupie pytania! Szczerze mówiąc, to mam gdzieś twoją osobę, wcale mnie nie interesujesz. Nie muszę wiedzieć i nie chcę.
- W takim razie, o co ci chodzi?
- O to, że zachowałeś się jak palant.
- Wyzywasz mnie w moim własnym mieszkaniu?
- A co? Pan delikatny oznaczył swój teren i nie wolno nic powiedzieć?
- Uważaj, bo dotychczas uważałem to za zabawne - staje tak blisko, że muszę się kawałek odsunąć, żeby patrzeć mu prosto w oczy. Jakby mogła, to bym wlazła mu na krzesło, może wtedy byłabym chociaż trochę wyższa i mogła mu pokazać, że wcale nie jestem słabsza.
Nie odwracam wzroku, tylko obydwoje mierzymy się zaciętym spojrzeniem.
- Więc mnie wyrzuć - mówię z takim impetem, że gdybym mogła stać obok, to sama bym się zdziwiła swoją odpowiedzią.
Mijam go, choć bardziej określiłabym to przejściem pod jego ramieniem. Wychodzę z kuchni i idę prosto na miejsce w salonie, które niedawno zajmowałam. Podwijam nogi i zajmuję część kanapy, która przez jakiś czas służy mi za bezpieczną strefę.
Wytrzymaj, Izzy. Wyschną ci ubrania i będziesz mogła iść, wrócić do domu i odpocząć.
Nie potrafię wysiedzieć w miejscu dłużej niż to konieczne, a tym bardziej nie mając zadania do wykonania. Unikam wzrokiem Kaia, jak tylko mogę, okazując tym samym swój brak zainteresowania czymkolwiek, co teraz zrobi. Co jakiś czas spoglądam w górę, żeby sprawdzić, gdzie jest. Czysto orientacyjnie. I tylko wtedy, gdy oczywiście nie patrzy.
Przez większość czasu bawię się swoim telefonem, ale gdy przychodzi wiadomość od mojej przyjaciółki z pytaniem, gdzie ja się do diaska jasnego podziewam, blokuję go i wzdycham pod nosem, opierając głowę o zagłówek.
Czuję, jak kanapa po drugiej stronie się ugina, a niedługo potem dociera do mojego nosa zapach męskiego żelu.
Mam nadzieję, że dzięki prysznicowi trochę ochłonął - myślę.
Kai kładzie coś na stole, a ja walczę, żeby nadal udawać kompletne brak zainteresowania, ale ciekawość bierze górę. Spoglądam w dół i widzę butelkę piwa przed sobą, otwartą i zachęcającą do wzięcia łyka.
Początkowo się powstrzymuję. Patrzę na chłopaka z naburmuszoną miną, ale ten nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi. Bierze łyk swojego napoju.
- Dziękuję - mówię, sięgając po szklane naczynie. Obejmuję je swoimi dłońmi, ale szybko zaraz opieram na udzie, bo szkło okazuje się zimne.
- Potrafisz powiedzieć dziękuję w taki sposób, jakbyś mówiła "pocałuj mnie w dupę" - uśmiecham się kącikiem ust i tym razem mierzę go już łagodniejszym spojrzeniem.
- To dar - odpowiadam dumnie.
Następuje chwila ciszy pomiędzy nami, podczas której zbieram myśli. Podważam paznokciem etykietę butelki, a potem obdzieram ją z papierka.
- Może trochę przegięłam, fakt... - zaczynam, ale urywam w połowie.
- Ale?
- Ale nie jesteś ode mnie lepszy - odpowiadam natychmiast po tym, jak zmusza mnie do kontynuacji. Nie obchodzi mnie, czy czuje się z tego powodu zadowolony, czy nie, choć nie powinnam myśleć też w taki sposób, że za wszelką cenę będzie próbował dowieść swojej racji z czystej złośliwości. Za szybko na ocenianie.
- Cóż, zostałem wyzwany od palantów, a zapewne w tej swojej ślicznej główce zdążyłaś nadać mi z dziesiątki podobnych przydomków - wzruszył delikatnie ramieniem. Stęknęłam cicho pod nosem, jakby dokładając sobie samej wnioski.
- Będziesz mi to wypominał?
- Być może, dopóki nie znajdę lepszego powodu.
- Już się nie mogę doczekać. Zresztą... może już się nigdy nie spotkamy? - unoszę butelkę z piwem w górę i wyciągam ją w stronę Kaia. Spogląda na moją wyciągniętą dłoń, potem przenosi spojrzenie na mnie, unosząc nieznacznie brew w górę. Nasze butelki spotykają się na krótko z towarzyszącym im brzęknięciem szkła.
- Może - dopowiada i wtedy pijemy swój pierwszy toast.
Z pierwszego robi się kolejny. Okazuje się też, że z nim da się przyjemnie przeprowadzić konwersację, ale na swój, indywidualny i wyjątkowy sposób. Gdy zahaczałam o coś, o czym nie miał przyjemności mówić, natychmiast zmieniał nastawienie. Jego ton chłodniał, a i spojrzenie przygasało, więc opracowałam technikę "gadania o rzeczach przyziemnych". Choć pojawiło się parę rzeczy, które mnie kusiło.
- To może zdradź mi, o czym mam z tobą rozmawiać, skoro każde pytanie jest złe? Wiesz, na czym polega rozmowa? Albo chociaż poznawanie się? - przymrużył oczy, jakbym właśnie uderzyła jego kota. A właśnie, co ciekawe, Kai miał kota. Tego zdążyłam się dowiedzieć przez przypadek, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo nie potrafiłam zgadnąć, czy powiedział to z czystego przypadku, czy też zamierzenie.
- A może ja nie chcę nikogo poznawać?
- Jesteś nienormalny - odpowiadam po chwili ciszy z poważną miną. Kai uśmiecha się, a z jego gardła wydobywa się niski, gardłowy chichot.
- A ty dosyć bezpośrednia - parskam śmiechem, tym samym przyznając mu rację.
- I wzajemnie, paskudo.
- Paskudo?
- Twój nowy przydomek.
- Jesteś wredna.
- Tylko dla tych, którzy na to zasłużyli.
- Zasłużyłem na to, by być dla mnie niemiłą?
- Tak. Twój poziom bycia niedobrym z każdą chwilą wzrasta. Zresztą zobrazuję ci to - sięgam po leżący na stoliku szkicownik i szybko chwytam go w swoje ręce, zanim chłopak zdąży zareagować. Jednak refleks ma niezły, bo niemal natychmiast podrywa się z miejsca i próbuje mi go odebrać, ale szybko cofam ręce i oddalam się od niego, niemal kładąc się na plecach.
- Oddaj - jego poważny wyraz twarzy mógłby przestraszyć, ale nie mnie. Uśmiecham się lekceważąco.
- Nie. A co? Trzymasz tam coś nielegalnego? - udaję, że otwieram jego świętą - jakby się mogło zdawać - rzecz, ale gdy chłopak drgnie, szybko zamykam.
- Wystarczy, że to prywatna rzecz? - unoszę brwi z wyrysowanym na twarzy sugestywnym uśmiechem - Prywatnych rzeczy się nie rusza. Taka zasada. Dosyć ogólnoświatowa.
- O matko, ty i te twoje zasady. Wyluzuj. Nic nie zobaczę, nie będę patrzyć na te sprośne rzeczy, które rysujesz - przewracam oczami i siadam po turecku na kanapie, żeby było mi wygodniej - Obiecuję, a jeśli coś obiecuję, to nie łamię słowa - patrzę mu prosto w oczy, dopóki nie zobaczę w nich niemego przyzwolenia. Nie jestem pewna, czy mi ufa, ale skoro ja jestem na tyle odważna, żeby tu przebywać i to w jakimś stopniu już pijana, to on powinien się jakoś odwdzięczyć.
Uśmiecham się do siebie zadowolona i rysuję na kartce coś, co ma przypominać człowieka. Nie wiem nawet, po co się tak skupiam, ale gdy w końcu kończę, zaznaczam wyraźną linię, która ma oznaczać sugestywny poziom - tak jak wspomniałam - bycia niedobrym.
- Cudownie - chwalę samą siebie i pokazuję mu, lecz nie tej reakcji się spodziewałam - Z czego się śmiejesz?
- To ma być człowiek? - odpowiada niemal natychmiast.
- To ma być tylko zobrazowanie - przyglądam się mojemu rysunkowi, który wydaje mi się całkiem w porządku - Co masz do mojego rysunku?
- Nic.
- Absolutnie ci nie wierzę.
- Przecież mówię, że nic.
- Jesteś większym kłamcą niż mój brat. Starałam się. A ty nie jesteś koneserem sztuki, żeby oceniać mój talent artystyczny. To, że sam potrafisz coś robić, nie znaczy, że ja muszę to umieć - zamykam jego szkicownik i odkładam go z powrotem na stolik.
- Spokojnie, przecież się nie śmieję z ciebie.
- Śmiejesz się z mojego rysunku.
- Ponieważ jest dosyć zabawny - dopija zawartość kolejnej butelki.
- Przestaniesz?
- Ale co?
- Jest mi przykro. I w ten oto sposób poziom bycia niedobrym wzrósł - sięgam z powrotem po szkicownik, ale tym razem mi go zabiera. Marszczę brwi niezadowolona i wyciągam po niego rękę, ale natychmiast się cofa.
- Mogę narysować twój poziom? - pyta, jakby to, że mu nie pozwolę, miało jakiś wpływ.
- Nie ma mowy. To ja jestem tutaj ta grzeczniejsza i milsza. To już ustaliliśmy bezdyskusyjnie.
- Ludzie z tobą wytrzymują?
- A co? Nie podoba ci się moje towarzystwo? Czy jestem już męcząca?
- Tylko odrobinkę.
- Uważaj, paskudo, bo jeszcze nie wiesz, kogo sobie sprowadziłeś.
- To ty jesteś w mieszkaniu obcego faceta. I ewidentnie pijana. Masz słabą głowę. Widzisz? To już informacja, którą mogę wykorzystać.
- Liczę na łut szczęścia i, że nie okażesz się zabójczym psychopatą. Wtedy byłoby dość słabo. Przyjaciółka chyba by mnie udusiła, ale nie tak bardzo, jak brat. Gdyby się dowiedział, byłby wściekły. No może nie przesadzajmy, ale na pewno zły. Wykładałby mi przez pół godziny, że nie powinnam tak robić. Jak zresztą zauważyłeś, nie mam problemu z poznawaniem ludzi. Co nie oznacza, że im ufam - wskazuję palcem na chłopaka.
- Więc chcesz powiedzieć, że mi ufasz. Dlaczego?
- Nie wiem. Intuicja podpowiada mi, żeś dupek, ale znam gorszych dupków od ciebie. Myślę, że da się ciebie lubić, ale trzeba liczyć się z tym, że nie w każdych momentach życia ciągle tak samo. I że ty sam nie polubisz kogoś tak samo.
- Cóż za konkretna analiza psychologiczna - prycha, więc odpowiadam mu śmiechem.
- Pewnie bredzę bzdury, bo zaczyna mi szumieć w głowie i śmieszy mnie byle jaki żart, wzięty z pierwszej lepszej dziadowskiej strony internetowej z sucharami tygodnia - spoglądam na pustą butelkę, którą trzymam w ręce, cicho śmieję się sama do siebie - Masz może tutaj jakąś wieżę do słuchania?
Kai?
+20PD
+20PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz