Strony

26 lis 2019

Od Carneya CD. Michaeli (+16?)

- Wyjdziemy stąd wszyscy razem do auta, które stoi na dole. Ja pójdę z panną pod rękę, cały czas mierząc jej w wątrobę, a więc ty pójdziesz grzecznie przed nami i nie zrobisz nic głupiego, tak?
Z obojętnym wyrazem twarzy skinąłem głową, delikatnie odsuwając się od blondynki, którą mężczyzna przyciągnął do siebie. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się, chcąc ją zapewnić że wszystko będzie w porządku.
Obróciłem się w stronę drzwi, po czym opuściłem mieszkanie. Wszyscy napastnicy podążyli za mną, ciągnąc ze sobą Mish. Szybko zszedłem po schodach, a zaraz za progiem schyliłem się, udając że muszę zawiązać sznurowadła. Był to znak dla jednego z moich dawnych znajomych, że na razie w żaden sposób nie może mi pomóc.
Skierowaliśmy się wprost do stojącego na chodniku Audi. Jeden z karków zajął miejsce kierowcy, a Michaela została posadzona na miejscu pasażera. Prawdopodobny szef tej szajki zajął miejsce za nią, cały czas mierząc do niej z broni. Wcisnęli mnie między niego, a drugiego goryla, trzymając lufę pistoletu na mojej skroni.


Ocknąłem się, gdy ktoś wylał na mnie wiadro wody. To nie była zbyt przyjemna pobudka. Rozejrzałem się nieprzytomnie po miejscu, które wyglądało jak jakaś opuszczona fabryka. Siedziałem na drewnianym krześle, a moje ręce były przywiązane do oparcia. Głowa pulsowała mi bólem, musiałem mocno oberwać, jednak nie miałem pojęcia kiedy to mogło mieć miejsce. Spojrzałem na mężczyznę, trzymającego w rękach puste wiadro. Wyglądał podejrzanie znajomo. Na oko miał około czterdziestki. Mish nie było nigdzie w pobliżu.
- Tak się cieszę, że cię widzę, skurwysynie- powiedział, wyobrażając sobie, że go pamiętam.
Spojrzałem na niego zmieszany, pewnie wyglądałem jak skończony idiota, ale nie chciało mi się specjalnie wysilać.
- Zamknąłeś mnie, chuju, za gwałt- zbliżył się i wysyczał mi prosto w twarz.
- Nie dziwię się. Z takim ryjem na pewno byś nie dostał dobrowolnie.
Oberwałem mocnego kopa. Bolało jak cholera, ale na razie nie zamierzałem niczego po sobie pokazywać.
Jednak mężczyzna najwyraźniej nie wspominał mnie zbyt dobrze, bo zaczął bić mnie pięściami. Okładał mnie kilkanaście minut bez przerwy, by w końcu odsunąć się o krok i zapalić papierosa. Splunąłem krwią na bok, dalej starając się nie okazywać bólu. Dotknąłem językiem przednich zębów i wzdrygnąłem się, kiedy impuls bólu pomknął w głąb dziąsła do korzeni. Połknąłem z trudem zgęstniałą ślinę, gdy mężczyzna rzucił peta na ziemię i przydeptał go butem. Znowu mnie uderzył, rozpoczynając kolejną falę ciosów. Zdecydowanie za mną nie przepadał, oj nie. Głowa chodziła mi już niemal bezwładnie.
- Dość- usłyszałem dziwnie znajomy głos od strony drzwi.
Chwilowo nie byłem w stanie przyjrzeć się przybyłemu, bo krew kapała mi na oczy. Uniosłem wzrok i zobaczyłem podchodzącego Eddiego, z którym zawsze miałem na pieńku. I jeszcze ta wczorajsza sprawa z Michaelą. Mogłem się go tu spodziewać.
- Koledzy musieli mnie przywiązać, żebyś znów nie wylądował z mordą na balustradzie?- zapytałem cwaniacko.
Okazało się to błędem.
Ed najwyraźniej nie miał poczucia humoru. Wyprowadził szybki prawy prosty, powodując że głowa odskoczyła mi w tył, a niemal na całą salę rozległo się głośne strzyknięcie w karku. Ponownie splunąłem krwią, zastanawiając się, czy uda mi się uratować piątki. Ale w zasadzie, czy piątki są komuś potrzebne do życia?
- Ta blondyna, którą wczoraj mi wyrwałeś jest całkiem niezła- zaczął, podwijając rękawy białej koszuli.- Okoliczności są sprzyjające, więc zacząłem się zastanawiać, czy teraz nie skorzystać z tej szansy.
- Tylko ją dotknij, kutasie, a...
Znowu oberwałem w twarz. Tym razem z dwóch stron, dla wyrównania.
- Ed, nie zgrywaj bohatera- dobiegł mnie głos od drzwi.
Stał w nich jeden z moich najbliższych współpracowników, Hunter Bell. Ufałem mu, przez miesiące mówiłem mu niemal o wszystkim. Obok niego stała Mish, nie wyglądała na ranną. Za to z jej wzroku mogłem wyczytać, że ja prezentuję się nieciekawie. Podeszła bliżej, po czym uklęknęła obok mnie. Z kieszeni wyjęła chusteczkę i przycisnęła ją do krwawiącego łuku brwiowego. Następnie zaczęła przykładać materiał do kolejnych ran.
- Lubię cię- powiedziała po chwili, patrząc mi w oczy
- Wiem- uśmiechnąłem się do niej zakrwawionymi ustami.
Uśmiechnęła się, zabierając zakrwawioną chusteczkę i chowając ją w kieszeni.
- Koniec- rzucił Hunter, łapiąc dziewczynę za ubranie i odciągając ją ode mnie.
Złapał Michaelę od tyłu za włosy i przyciągnął ją do swojego torsu, powoli wodząc ręką po jej dziele. Dziewczyna syknęła i starała się uwolnić. Poczułem jak wściekłość rozsadza mnie od środka, wypierając ból i wszystkie inne odczucia. Kiedy pociągnął ją za sobą, zacząłem szarpać się w więzach, próbując się oswobodzić. Poszło to jednak na marne.

- Masz może fajkę?- zagadałem zajętego grą na telefonie człowieka Huntera.
Kark wstał i podszedł do mnie powoli, jakby miał co do tego duże wątpliwości.
- Mam. Normalnie bym ci nie dał, ale jak pomyślę, co szef przygotował dla ciebie po powrocie, to robi mi się ciebie na tyle żal, że chyba lepiej, byś sobie zapalił.
Nie brzmiało to specjalnie optymistycznie, ale podszedł do mnie, włożył mi do ust papierosa i odpalił.
- Zajebiście- zaciągnąłem się z całej siły, czując jak kojący nerwy dym wypełnia moje płuca.
- Zajebiście to będzie jak on wróci- uśmiechnął się szyderczo.- Podobno jak się wyszaleje, to będziemy mogli zająć się tą lalą... jeśli przeżyjesz to zbierzesz po nas resztki.
Błyskawicznym ruchem prawej nogi kopnąłem go w łydkę z taką siłą, że powaliło go na ziemię. Podniosłem się razem z krzesłem i przygwoździłem go nim do gleby, miażdżąc mu gardło- przyduszony błyskawicznie zemdlał. Schyliłem się, sięgając po nóż, który wypadł mężczyźnie. Złapałem go w zęby, po czym zbliżyłem się do stolika stojącego w rogu hali. Upuściłem broń na blat, aby później złapać go w skrępowane dłonie i przeciąć więzy. Westchnąłem z ulgą, rozcierając nadgarstki. Lina zdążyła już przeciąć skórę, musiałem przemyć rany jak najszybciej. Opuściłem halę, a jasne promienie słońca uderzyły w moje oczy, powodując ból głowy. Z następnej hali rozległ się kobiecy krzyk. Puściłem się do niej pędem, wpadając do środka jak burza. Michaela leżała na ziemi, a człowiek Huntera, który wcześniej mnie sprał, dociskał jej głowę do posadzki, pochylając się nad jej ciałem i dotykając jej nagiej skóry. Sapał i dyszał, jakby szczytował od samej myśli o czynie, jakiego chciał się dopuścić. Nie krzyczałem, nie odezwałem się ani słowem. W mgnieniu oka znalazłem się przy ściągającym spodnie mężczyźnie. Ledwo zdążył unieść wzrok, a wziąłem zamach nogą i kopnąłem go w skroń. Oszołomiony zawył i upadł na posadzkę. Skoczyłem na niego, po czym zacząłem bez pamięci go okładać. Jasna krew trysnęła na bok, ale wciąż tłukłem go zapamiętale, nie odnotowując nawet, kiedy ten stracił przytomność. Podłoga szybko spłynęła krwią, zalewając oblicze przeciwnika. W tym momencie do hali wpadł drugi mężczyzna, który złapał mnie za ręce i odciągnął, jednak zdążyłem jeszcze odgiąć głowę i przywalić mu z byka.
Schyliłem się, podnosząc Michaelę z ziemi. Była całkowicie naga, a łzy wyznaczyły wyraźną ścieżkę na brudnych policzkach. Przyciągnąłem ją do siebie, przytulając ją do siebie mocno. Szeptałem cicho jej imię, chcąc ją uspokoić. Ściągnąłem z siebie koszulę, zakładając ją na dziewczynę i jeszcze raz ją przytuliłem.
- Dorwę tylko tego skurwysyna i zaraz do ciebie wrócę, dobrze?
Blondynka skinęła głową. Pochyliłem się, aby pocałować ją w czoło i opuściłem halę, szukając mężczyzny, który był odpowiedzialny za ten cały syf.

Prawy bark płonął bólem tak potężnym, że zwalił mnie z nóg. Kałuża krwi rosła z każdą chwilą, lecz mimo tego wszystkiego wciąż z całych sił próbowałem podnieść się z ziemi. Poczułem, że powieki robią mi się ciężkie. Przez głowę zaczęły przemykać mi coraz bardziej chaotyczne myśli. Chętnie napiłbym się czegoś albo zjadł choć niewielki posiłek. Idealnie byłoby, gdybym potem położył się w wygodnym łóżku i przespał osiem godzin. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio mógł ze spokojem zmrużyć oczy bez obawy o swoje życie.

Michaela?
Słowa: 1242

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz