- No?
- Lionell?
-Mhm.
-Wczoraj byłeś bardziej rozmowny gościu. – zapewniał mnie głos mężczyzny w telefonie, niesamowite.- Tak czy inaczej, zgodnie z tym jak rozmawialiśmy mam dla Ciebie robotę.
-Serio?- wyraźnie się zainteresowałem i w duchu pogratulowałem sobie, że nawet nastukany mam w sobie nosa do biznesu.
- Tak, jutro do hotelu przyjeżdża objawienie młodego pokolenia panna Hunter. Nie wiem skąd ale poszedł przeciek, a wszystko już dogadane. Potrzebuję abyś pilnował tylnego wejścia do budynku, żeby nikt się tam nie kręcił. Nie powinno mieć to miejsca, bo od frontu będzie cała rzesza naszych ludzi. Tak wiesz, na wszelki wypadek.
- I to wszystko?
- Jak się sprawdzisz, to nie wykluczone, że zatrudnię Cię na stałe.
- Prześlij mi w wiadomości wszystkie informacje. – rzuciłem po czym się rozłączyłem. Nie wiem jakim cepem trzeba być aby nie sprawdzić się w tak banalnej robocie. Ja pierdole, jestem pieprzonym geniuszem.
Reszta dnia zleciała mi zawrotnie szybko, na nie robieniu niczego sensownego… no poza wizytą na siłowni i wieczorną imprezą rzecz jasna. Tym razem jednak nie skusiłem się na alkohol, a jedynie na skromną działkę…no może dwie, aby nie męczyć się nazajutrz z kacem. Skoro świt dotarłem do siedziby Mike’a aby odebrać swoje wieśniackie umundurowanie. Czarny, gruby i kuloodporny materiał z ogromnym, oczojebnym „OCHRONA” na plecach z pewnością raził nawet niewidomych. Ale jak to mówią: mus to mus.
Wcisnąłem się w to przymałe wdzianko i od razu wiedziałem, że przy tak wysokiej temperaturze, na narkotykowym zjeździe zadanie będzie niezwykle trudne do wykonania. Swoją drogą to dziwne, że gość nawet nie sprawdził mnie alkomatem…
Zostałem uzbrojony i podrzucony na miejsce. Nie miałem jednak żadnej informacji na temat tego, czy gwiazda jest już w środku, czy może dopiero dotrze, czy ktokolwiek ma tu wstęp, czy w ogóle jestem tu kurwa potrzebny, a no i najważniejsze kim kurwa jest ta cała gwiazdka. Słowo daje, jak żyję o kimś takim nie słyszałem… Chociaż z drugiej strony i tak nie za bardzo by mnie to obeszło, liczy się jedynie to że mi za to zapłacą. Tego muszę się trzymać.
Nie miałem pojęcia ile czasu minęło ale z minuty na minutę robiło mi się coraz cieplej i duszniej. Koło południa moja wytrzymałość była na wyczerpaniu, a wkurwienie sięgało zenitu. Nic, totalnie nic się nie wydarzyło przez parę jebanych godzin. Koleś jak nic zrobił mnie w chuja. Już zacząłem układać w głowie plan na zemstę, kiedy na parking z tyłu hotelu wjechało Audi A7, to się kurwa nazywa bryka. Westchnąłem ciężko, że jakiś debil przepuścił to auto przez główną bramę. Właśnie dlatego tu jestem… Jakby jakiś pożal się boże ochroniarz główny zasnął albo co gorsza wyzionął ducha. To drugie jest równie prawdopodobne jak to pierwsze mając na uwadze te stroje i panującą na zewnątrz temperaturę. Po chwili z auta wysiadła młoda dziewczyna i z ogromną pewnością siebie zaczęła iść w moim kierunku. Oho, stawiam stówę, że dziennikara próbuje się wkręcić.
- Dzień dobry, z przykrością stwierdzam, że nie mogę wpuścić pani do środka.- oznajmiłem spokojnie.
- A ja z kolei jestem przekonana, że nawet musi mnie pan wpuścić.
- Nie ma takiej możliwości.
- Przesuń się.- mruknęła, czym zdecydowanie podpaliła mój krótki lont.
- Czego nie rozumiesz? Wyjazd.
- Zaraz wezwę ochronę. –ostrzegła a ja o mało nie zaniosłem się śmiechem. Za kogo się ta mała niunia uważa?
- Tak się składa, że ja nią jestem. Czekam na jakąś turbo ważną gwiazdkę, więc z łaski swojej rusz stąd swój tyłek i wypierdalaj, ok?
- Nie sądziłam, że hotele zatrudniają takich cepów, na ochroniarzy. Tak się składa baranie, że tą arcyważną gwiazdką jestem ja. Więc to ty rusz swój tyłek.
Prychnęła mi prosto w twarz, a wtedy w ułamku sekundy dotarło do mnie jak bardzo spaprałem robotę. Nie dość, że jej nie wpuściłem to jeszcze nawtykałem. Na bank mnie wypierdolą. Choć nie wiem czy technicznie rzecz ujmując, można kogoś zwolnić zanim się go zatrudniło?
Temperatura, obcisłość ubrania, ilość godzin spędzonych tutaj, po narkotykowy zjazd, nagły skok ciśnienia plus słodka woń jej drogich perfum sprawiły, że obraz przed oczami niebezpiecznie mi się zamazał. Próbowałem chwycić się czegokolwiek po omacku. Na moje nieszczęście okazał się to być mało stabilny słupek bankietowy z czerwonym kordonem, który pod wpływem mojego ciężaru najzwyczajniej w świecie się przewróćił. Czując jak tracę równowagę i jak moja twarz niebiezpiecznie zbliża się do podłogi wymamrotałem słabo zrozumiałe: Nosz kurwa…
< Iris? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz