Strony

22 lis 2019

Od Michaeli C.D Carneya

Roztrzęsiona przystałam na propozycję, mimo ciągłej walki, którą toczyłam wewnątrz siebie.
– Po tym, jak mnie uniewinnisz, wszystko wróci do normy, prawda? – przekrzywiłam głowę i westchnęłam ciężko.
– Miejmy nadzieję – odburknął mężczyzna, odwracając się na pięcie. Tym ruchem nakazał, abym za nim podążyła.

~***~
– Pamiętasz, co masz robić? – spytał półgębkiem Carney, gdy podszedł do nas schludnie ubrany gentleman. 
Kiwnęłam tylko głową, oddalając się niespiesznie. Chwilę dla siebie wykorzystałam na powtórzenie regułek i gestów, które przygotował dla mnie Carney.
Następne godziny wlekły się nieubłaganie i aby zabić czas, wdawałam się raz po raz w nic nieznaczącą gatkę szmatkę o wszystkim, a zarazem o niczym. W końcu Car dokładnie określił moją rolę, a jeżeli granie według niej miało oznaczać oczyszczenie mojej osoby i ulgę dla Dominica, warto było tańczyć tak, jak zagra prokurator.

~***~
Złączeni w mokrym, zawziętym pocałunku wpadliśmy do mieszkania mężczyzny. Ruchami kierowały tylko naturalne popędy i sięgające zenitu pożądanie. Zadrżałam, gdy zimne, cudownie szorstkie dłonie Carneya wytyczały szlak po całej długości moich nóg. Zacisnęłam palce na jego miękkich włosach, przyciągając tym samym do siebie. Delikatne pocałunki wylądowały na moich udach, następnie podbrzuszu i piersiach, żeby w końcu dorwać się do złaknionych ust. Z lubością wpiłam się w wargi mężczyzny, otaczając jego kark ramionami i przywierając nagą, ciepłą skórą do idealnie wyrzeźbionego ciała. Powoli skierowaliśmy się do sypialni, nie odrywając się od siebie ani na moment, prawdopodobnie chcąc czerpać garściami z każdej chwili bycia blisko.

~***~
– Nie musisz znikać z mojego życia – powiedziałam cicho, a po chwili delikatnie pogładziłam jego policzek. Położyłam głowę na poduszce, nad bujną czupryną Carneya i wymęczona dodałam szeptem: – Nie chcę zostać teraz sama.
– Skoro tak mówisz – gorący oddech owiał skórę na dekolcie, a duże dłonie objęły moje plecy i przyciągnęły do rozpalonego, męskiego ciała. Carney delikatnie cmoknął mnie w miejsce tuż pod brodą i dopowiedział: – Jutro już wszystko powinno być dobrze, wyjdziesz z tego, ale twój brat... Trochę namieszał – mężczyzna westchnął zirytowany. Na jego słowa gniewnie zacisnęłam palce w pięści.
– Wiem, Dom, od kiedy pamiętam mącił innym w planach, ale to nie daje ci przyzwolenia, abyś go krzywdził. Mam nadzieję, że postąpisz słusznie i zgodnie ze swoim sumieniem – przymknęłam oczy, przylegając całym ciałem do ciemnowłosego.

~***~
– Połknęła haczyk – parsknął pobłażliwie męski głos. – Hm? Tak, dosłownie tak. Typowa blondyna – Carney zaśmiał się cicho do telefonu. – Może być dobrym łączem, więc na razie lepiej trzymać ją przy sobie. Krótko, ale nie za krótko.
– Car? – spytałam, nie dając po sobie znać, że do moich uszu dotarła rozmowa, którą zapewne ciemnowłosy wolałby zachować dla siebie.
– Muszę kończyć, zgadamy się wieczorem – wywrócił oczyma, najwyraźniej niezbyt szczęśliwy, że mu przerwałam. – Tak? – rzucił znudzony po odłożeniu telefonu na blat, o który w następnej kolejności się oparł. Splótł ramiona na piersi i popatrzył na mnie wzrokiem bez wyrazu, jak gdyby poprzedniej nocy nie odczuł, że między nami pojawiło się coś specifycznie głębokiego, a poniekąd wyjątkowego.
Potrząsnęłam głową, chcąc wyzbyć się z niej obrazów mojej bujnej wyobraźni, której wodzy popuściłam. Carney był wysoko postawionym urzędnikiem, niemającym na celu wiązania się z przypadkowymi dziewczynami na dłużej niż kilka godzin upojnej nocy. Westchnęłam cicho, podjąwszy się zatraconego wątku:
– Podczas spotkania mającego wczoraj miejsce udało mi się nawiązać rozmowę z pewną osobą. Nie pamiętam imienia, nie udało mi się również zdobyć innych przydatnych informacji dotyczących jego tożsamości, ale jestem więcej niż pewna, że na palcu serdecznym lewej dłoni nosi srebrnym sygnet i... – prokurator zwiesił głowę, podśmiewając się pod nosem. Prędko zauważyłam jego postawę i przeszłam do konkretów, mimo, że jego lekceważące podejście nieco mnie ubodło – Wiem tylko tyle, że zaciągnął u ciebie sporo długów, których najwyraźniej nie zamierza spłacić. Ponadto owinął sobie wokół palca jednego z twoich pracowników, który na chwilę obecną ma do ciebie prosty i bliski kontakt. Z grubsza, chcę przekazać to, że ten mężczyzna jest łasy na pieniądze, które może zdobyć dzięki właśnie tej wtyczce wśród twoich pracowników. Gdy już to osiągnie, z miłą chęcią wpakuje cię za kratki i to w kręgach, gdzie nie masz zbyt wielu sojuszników. Powiedział jeszcze o...
Przerwała mi gniewnie uniesiona dłoń starszego i wywarczane obelgi pod adresem człowieka, z którym miałam styczność jeszcze wczoraj.
– Zapamiętałaś jeszcze jakieś cechy charakterystyczne?
– Już wspomniałam o sygnecie. Mogę w sumie dodać, że wyglądał na mniej niż czterdzieści lat i na chwilę obecną nic więcej nie potrafię sobie przypomnieć. Jedynie dodam, że mówił to z taką zawziętością, jakby miał już wszystko dopięte na ostatni guzik – zamyśliłam się na chwilę. – Jak ty w ogóle znalazłeś się wśród takich osobowości? Przecież nie zajmujesz się tylko rozprawami sądowymi – zauważyłam i podeszłam do mężczyzny. – W co ty mnie wpakowałeś? – przerwał mi huk wyważanych drzwi od apartamentu. Natychmiastowo zwróciłam głowę w stronę wejścia, podobnie jak Carney, który pchnął mnie za siebie. Zsobaczył sylwetki, brutalnie wtargające do jego mieszkania, przez zaciśnięte zęby.
– Nie ruszaj się – spojrzał kątem bystrego oka przez ramię, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy.
W międzyczasie opatuleni czernią agresorzy przystanęli tuż przed nami w zwartej grupie. Na przód wystąpił jeden z napastników, mierząc w tors Carneya lufą blikującej broni. Jego głos przeciął ciszę:
– Idziecie z nami – tubalny, nieznoszący sprzeciwu ton sprawił, że po kręgosłupie - każdym z kręgu osobna - przedefilował wąż niepokoju.
Ilość słów: 839

[ Carney? To opowiadanie jakościowo ssie pałę, przepraszam 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz