- Czasem taki koleś jest lepszy, niż szarmancki dupek, który ukrywa swoją prawdziwą naturę.
Candice prycha pod nosem i chowa karteczkę do kieszeni. Ja w tym czasie kładę przed nią talerz, obchodzę wyspę i siadam obok.
- To jak? Zrobisz coś z tym, czy zamierzasz czekać, aż sam zacznie działać?
Nie powiedziałam, że jestem przeciwko. Skoro jest taki boski, to dlaczego nie skorzystać z okazji?
- Niech się wykaże. W końcu to on jest facetem. Ja będę cierpliwie czekać, dając mu limit czasowy.
- Już to widzę, będziesz czekać tak wieki. Mogę się założyć, że właśnie powziął podobną myśl do twojej. Czekaj, czy ty właściwie dałaś mu swój numer? - kieruję w nią swój widelec.
- No tak jakby... no nie.
- No tak, to ja jestem mózgiem operacji "podryw" - przewracam oczami, dostając delikatnego kopniaka w łydkę - Pisz do niego. A sprawdziłaś, czy nie ma przypadkiem nikogo innego?
- Po co?
- Może mlaszcze i rozrzuca ubrania po mieszkaniu?
- Izzy, ja go znam od... nie wiem, paru minut?
- Trzeba to sprawdzić. Wiesz, jak bardzo jestem wrażliwa na wszelkie irytujące dźwięki.
- Ciebie niemal wszystko irytuje.
- Ja go ocenię. Pokażesz mi go, zrobię mu test. Jeśli go zda, będziesz mogła z nim robić, co tylko chcesz.
- Jesteś okropna - dziewczyna chichocze pod nosem, wkładając do buzi kolejną porcję warzyw.
- Dbam o twoją czystość seksualną, nie musisz dziękować - wachluję rzęsami. W tym samym momencie przypomina mi się coś naprawdę ważnego. Zrywam się z miejsca, o mało nie krztusząc się frytką z batata - Dobra, ale na dzisiaj mamy inne plany.
- Co znowu wymyśliłaś? - krzywię się na ton przyjaciółki i nie omieszkam jej tego pokazać. Z uniesioną głową i tajemniczym uśmieszkiem podchodzę do leżącej na krześle torby i wyciągam z niej moją zdobycz. Chowam za plecami moją niespodziankę i odwracam się z powrotem do Candice.
- Zgadnij, co twoja genialna przyjaciółka ma? - zginam biodro i unoszę brwi do góry.
Dziewczyna odwraca się na stołku obok wyspy i wzrusza ramionami.
- Kupony na promocję w Douglasie?
Nie no, mogłaby się bardziej postarać. Co ja jestem, żeby polować na kupony promocyjne, stać mnie na kosmetyki i bez promocji.
- Po twojej minie wnioskuję, że nie zgadłam.
- Jesteś beznadziejna w tę grę - prycham, posyłając jej słodki uśmiech. Odwzajemnia mi tym samym, a ja z kolei wyciągam rękę i wachluję się zaproszeniami do najlepszej restauracji w całym Avenley. Candy opada szczęka, wstaje z miejsca i podchodzi, zabierając mi zaproszenia z ręki.
- Skąd to masz? Ukradłaś, na bank ukradłaś - marszczę brwi i zabieram od niej moją zdobycz, parskając cicho pod nosem.
- Tak się składa, że akurat nie. Znajomy mojego znajomego z uczelni wygrał je w jakimś konkursie, nawet nie wiem dokładnie jakim. Niestety albo i stety, nie mógł iść, więc dał to swojemu koledze, czyli mojemu już dobremu znajomemu z uczelni. Temu z kolei wypadło coś tego dnia i powiedział, że chyba będzie musiał je oddać z powrotem. Akurat tak się dobrze składało, że byłam obok. Zatrzepotałam rzęsami, podniosłam biust i poszło - Candy patrzy na mnie, jakbym właśnie urwała się z psychiatryka. Zaczynam cicho chichotać - A tak naprawdę to dali mi to rodzice Gustova. Nie mogli iść z powodu wyjazdu, więc przekazali mi je. Mam szczęście, prawda?
- Wiesz, jak trudno znaleźć miejsce w tej restauracji? I ile trzeba zapłacić?
- Widzisz, ty poznajesz przystojniaków w swojej pracy, ja dostaję takie super rzeczy w swojej. To jak, laska? Wskakujemy w eleganckie sukienki i idziemy na ekstra kolację wieczorem?
- Nie musisz mnie dwa razy namawiać.
- Wiedziałam, że ci się spodoba. Wypijemy kieliszek mega drogiego wina za to, żebyś nie została starą panną z kotami do końca życia - wracam do jedzenia.
- Jeżeli już, to zostanę starą panną z kotami i zdziadziałą przyjaciółką.
- Sama jesteś zdziadziała i o miesiąc starsza, więc jeden zero dla Mortensen.
- Powiedziałabym coś, ale jest to okropne, więc pozwól, że nie będę tego mówić - odpowiada dumnie.
- Wierzę, że jest to tak złe, prosto z czeluści piekieł, więc nadal wygrywam.
~*~
- Jeśli mnie ruszysz, to ci zrobię krzywdę, przyrzekam - ostrzega Candice, niemalże wsadzając twarz w lustro podczas starannego malowania ust czerwoną szminką. Stoję obok i szczerzę się na jej wypowiedź.- Czuję ogromną potrzebę ruszenia cię, ale powiedzmy, że się spieszymy i nie wytrzymam kolejnego półgodzinnego pindrzenia się przy lustrze - Candice przewraca oczami i zakręca pomadkę.
- Mówi ta, co przez godzinę szuka odpowiedniej kiecki.
- Nie wiem, dlaczego zakrywasz te swoje delikatne piegi. Według mnie są one naturalnie seksi. Podobno faceci na to lecą u rudych i małpowatych - Candy patrzy na moje odbicie w lustrze tymi swoimi ładnie podkreślonymi delikatnym cieniem oczami.
- Wiesz, jakby się tak przyjrzeć, ty też jesteś ruda - odbija piłeczkę.
- No wiesz co, ja nie jestem ruda. To przez słońce. Ty jesteś ruda nawet mentalnie - uciekam z łazienki w razie, jakbym zaraz miała dostać trzymaną w ręce Candice szminką.
Wkładam na siebie płaszcz, poprawiając ostatni raz szpilki na stopach i podpieram się w biodrach, gdy dziewczyna wychodzi z łazienki.
- I jak? - obraca się dookoła.
- Jak ten anioł co spadł z nieba - mówię - Wyglądasz zajebiście. A teraz chodźmy, bo nas nie wpuszczą. Bilety nie są imienne, ale godzinowe już niestety tak - zabieram klucze z blatu i wychodzę, czekając, aż Candy zrobi to samo. Potem zamykam drzwi, przekręcając klucz w zamku i chowam go do torebki.
Do restauracji dostajemy się w miarę szybko jak na zatłoczone ulice centrum Avenley. Budynek jest pięknie przyozdobiony, bogato przystrojony, z podkreśleniem płaskorzeźb na ścianach, zanim pełnił inną funkcję niż najlepsza w mieście restauracja.
Wchodzimy do środka. Oczywiście na sam start wita nas uprzejmie kamerdyner, zabierając płaszcze. Pokazujemy mu zaproszenia i zostajemy poprowadzone na odpowiednie miejsce. Siadamy przy stoliku, który znajduje się niedaleko okna, nieco na boku, ale za to w tej lepszej części sali. Dostajemy menu, a gdy kelner odchodzi, uśmiecham się szeroko do przyjaciółki.
- Mogłabym tak wiecznie być obsługiwana.
- Za bardzo lubisz chińskie żarcie - śmieje się dziewczyna.
- Fakt - przyznaję.
- Candice Snow? - słyszymy niedaleko i obie odwracamy głowy w tę stronę.
Mierzę wzrokiem stojącego naprzeciwko naszego stolika mężczyznę, marszcząc nieznacznie brwi.
- Raphael - odzywa się Candice i trąca mnie w łydkę, co na pewno coś oznacza, ale ja jeszcze nie odgadłam co.
Mężczyzna podchodzi i wita się, a potem przenosi wzrok na mnie.
- To moja przyjaciółka, Isabelle Mortensen. Izzy, spotkałam Raphaela w bibliotece, opowiadałam ci - Candy posyła mi spojrzenie i powstrzymuje się przed dziecięcym uśmiechem. Unoszę brew, również trzymając opanowaną sylwetkę.
No proszę, Candy nie żartowała. Niezłe z niego ciasteczko.
- Miło mi słyszeć - śmieje się nisko nasz gość, a potem wyciąga do mnie rękę - Raphael O'Connel.
- Jak cudownie się złożyła - uśmiecham się - Co pan... co tu robisz? - poprawiam się.
- Akurat przyszedłem coś zjeść - odpowiada.
Chyba musi być bogaty, skoro przyszedł do takiej restauracji po prostu coś zjeść.
- Może się dosiądziesz? - pytam, zwracając tym samym uwagę Candice. Skoro mam okazję go sprawdzić, to dlaczego nie teraz? - Będzie nam naprawdę miło w towarzystwie.
- Jeśli to dla was nie problem? - kręcę głową, podobnie jak przyjaciółka - Skoro tak, chętnie zjem w takim doborowym towarzystwie - dosiada się - Szybko się znowu spotkaliśmy - nawiązuje z Candy temat.
- A wcale tego nie planowałam - dziewczyna włącza swój tryb seksapil.
Udaję, że wybieram coś z menu, choć dawno już to zrobiłam i przysłuchuję się rozmowie, co jakiś czas wtrącając swoje trzy grosze, oczywiście niewinnie udając, że moje pytania i odpowiedzi są jak najbardziej niezwiązane z moim testem.
Ta rozmowa wygląda jak najzwyklejsza w świecie konwersacja, ale coś mi tu nie gra. Nie wiem co dokładnie, ale spoglądając na Raphaela, moja kobieca intuicja zaczyna się uaktywniać.
- Przepraszam, muszę wyjść na chwilę do toalety - Candice wstaje z miejsca i odchodzi. Spoglądam dyskretnie na Raphaela. Obserwuję go od początku, jakoś intuicja mówi mi, że muszę to robić. Gdy ten odwraca głowę w moją stronę, przestając się gapić bezczelnie na odchodzącą Candice, szybko szukam odpowiedniego miejsca na zaczepienie tam wzroku.
Odnoszę wrażenie, że jego spojrzenie przeszywa mnie na wylot i jest to dla mnie z lekka krępujące. No dobrze, czas na główną część mojego testu, przy której lepiej, żeby Candy nie była. Moje plany jednak nie pokrywają się z tym, co zmierza nowo poznany gość, bo pochyla się w moim kierunku i uśmiecha słodko. Spoglądam na niego, o co oczywiście mu chodziło. Przyciągnięcie uwagi, już ja znam tę sztuczkę.
- Gdybym wiedział, że zastanę tu dwie piękne panie, przyszedłbym szybciej - unoszę kąciki ust, siląc się na uprzejmość, bo na razie tak to odbieram.
- Właściwie to był niezamierzony wypad do eleganckiej restauracji - tłumaczę.
Raphael kiwa głową, ale wydaje się nie być zainteresowany. Poprawia się na krześle, przez co mam wrażenie, że jest jeszcze bliżej.
- Więc mówiłaś, że jesteś studentką weterynarii? - zmienia temat, obsadzając mnie w centrum zainteresowania, a przynajmniej mam takie wrażenie.
- Owszem.
- Inteligentna.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - starałam się nie brzmieć zbyt ostro, na szczęście on odebrał to, jakobym dziękowała za komplement. Ja za to, w swojej intencji, nie bezpośrednio stwierdziłam, że właśnie go rozpracowuję.
- Mam ogromne szczęście - staram się utrzymać uśmiech i postawę, ale gdy czuję ciepły dotyk na swoim kolanie i delikatnie przesuwające się palce po wewnętrznej stronie uda, nieznacznie zaciskam zęby.
Spokojnie, Izzy, jeśli go uderzysz, to wszyscy się będą na ciebie gapić i wtedy nici z planu.
Odsuwam kolano i zakładam nogę na nogę, ukrywając widoczne spięte mięśnie. Chichoczę i opieram łokcie o blat, nieznacznie podtrzymując ciężar swojego ciała w tej pozycji.
Na całe szczęście pojawia się Candice, więc prostuję się, a mężczyzna zabiera rękę. Przez chwilę mogę zrobić minę, okazującą moje skrajne niezadowolenie, ale nie wychodzę z roli. Już zaraz zobaczymy, kto tu osiągnie swój cel.
- Widziałabyś łazienkę, to byś padła - Candy siada na swoim miejscu i uśmiecha się do naszej dwójki.
- Chyba nieczęsto tu bywacie?
- Cenimy klasę, zarówno miejsc, jak i u ludzi - wtrącam bezczelnie, zanim moja przyjaciółka zdąży odpowiedzieć. Ona za to doskonale wyczuwa w moim głosie złośliwość i patrzy na mnie wymownie. Posyłam jej znaczące spojrzenie, ale nie zbywam uśmiechu z twarzy. Nasz "kolega" za to skrzętnie ukrywa swoje zamiary nadal - Gdybyśmy przez cały czas chodziły do tego samego miejsca, znudziłoby się nam.
- Całkiem racjonalne podejście - odpowiada.
- Zawsze podchodzę racjonalnie do rzeczy i ludzi, nawet tych, którzy są oderwani od rzeczywistości - przez chwilę mierzymy się chwilę wzrokiem, póki chłopakowi nie zaczyna dzwonić telefon.
- Przepraszam na moment - wyciąga go z kieszeni marynarki, wstaje i odchodzi.
Odprowadzam mężczyznę wzrokiem, dopóki ten nie znika za ścianą. Mrużę oczy i stukam paznokciami w blat.
Nigdy nie wątpiłam w swoją intuicję, a ta obecnie aż krzyczy, że powinnam się jej posłuchać. A i owszem, nie będę lekceważyć tego, co się zadziało po zniknięciu Candice. Ten facet jest podejrzany i śmierdzi mi tu nieszczerością na kilometr.
Wykorzystuję chwilę nieobecności pana Raphaela i pochylam się do przodu. Przyjaciółka zwraca na mnie uwagę i nieznacznie robi to samo.
- Nie podoba mi się ten facet. Jest podejrzany i nie mówię tego, żeby popsuć ci ala randkę - robię znak cudzysłowu palcami w powietrzu.
Po minie Candice wnioskuję, że niezbyt spodobało jej się to, co właśnie powiedziałam. Wierzę, bo nie odejmuję mu atrakcyjności, ale nie pozwolę, aby ktokolwiek czyhał na naiwność jakiejkolwiek kobiety.
- Co takiego ci nie pasuje?
- Po prostu musisz mi zaufać. Wiesz, że nie mam na myśli nic złego, a już na pewno nie chciałabym ci odbierać szansy umawiania się z super facetem, ale ten typek ma ładną powłokę, a w środku burdel. Jak tylko poszłaś, zaczął się do mnie przystawiać i to w sposób taki, że powoli zaliczał się już do dania mu porządnie w twarz. Jego szczęście, że jestem w takim miejscu, bo inaczej bym się nie hamowała - prycham w trakcie wypowiadania tego zdania, wyobrażając sobie tę sytuację. Nie lubię być obmacywana przez obcych kolesi, nawet kiedy wyglądają jak żywe milion avarów.
Candice jest zdziwiona, ale widzę też smutek w jej oczach. Wierzy mi, chociaż wolałaby, żeby to nie była prawda. Chciałabym jej udowodnić czarno na białym, ale w obecnej sytuacji nie jest to możliwe.
- To, co robimy? Zmywamy się stąd? - pyta niepewnie, bawiąc się leżącą na stole serwetką.
- Nie ma nawet takiej opcji, nie po to zdobyłam te wejściówki, żebym przez jakiegoś zboczeńca rezygnowała z królewskiego dania - mówię stanowczo i opieram plecy o nad wyraz wygodne krzesło - Zabawimy się z nim tak, jak on bawi się nami, tobą, nieważne. Jeśli nie chcesz, to ja to mogę zrobić. Pogonię gnojka, aż mu... ekhem, nie wyrażajmy się w takim miejscu - unoszę brew z delikatnym, pocieszającym uśmiechem.
- Rozumiem, że masz plan?
- Plan może nie, ale kontynuujmy kolację. Jeśli zrobi coś nie tak, kopnij mnie nogę, tylko błagam delikatnie, nie chcę mieć siniaka po twojej szpilce. Wątpię, żeby teraz zaryzykował, ale kto wie, wolę mieć jasność - Candice uśmiecha się i kiwa głową.
Pan brudno idealny wychodzi zza ściany, poprawia marynarkę i idzie w naszą stronę. Prostuję się na krześle i skupiam wzrok na kieliszku wina, które swoją drogą jest wyśmienite.
- Przepraszam za zwłokę - siada na swoim miejscu.
Uśmiecham się fałszywie i nic nie mówię. Sytuacje ratuje kelner, który podaje nam dania, pytając, czy w czymś jeszcze może służyć. Candy dziękuje ładnie za obsługę, a ja wielbię los za to, że pozwolił mi być tutaj i zjeść to przepyszne danie. Szkoda tylko, że z tak dwulicowym towarzyszem.
Candice?
+40 PD
+40 PD
2167 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz