- Widzisz tamtego chłopaka? – powiedziałam po chwili namysłu i wskazałam palcem dość przystojnego blondyna. – Pocałuj go.
- Przyjmuję – dziewczyna bez wahania się zgodziła. Szczerze mówiąc, myślałam, że nie będzie taka chętna, ale nie ukrywajmy, nie znałam jej zbyt długo, więc wszystko mogło się zdarzyć.
Dziewczyna chwiejnym krokiem podeszła do wybranego przeze mnie chłopaka i pocałowała go bez pytania o zgodę. Nie wiedziałam, że nie zamieni z nim nawet słowa, no ale wyzwanie to wyzwanie, nieważne jak, ważne, że zrobione. Chłopak odepchnął ją w zasadzie od razu. Nie wyglądał na takiego, któremu przeszkadzałyby pocałunki, no ale kto wie, może był tu z dziewczyną. Nie wiem, co się później stało, bo Keyę zasłoniła mi jakaś dziewczyna, ale widziałam, że finalnie została wyproszona z klubu.
- Chodźcie do niej - Julie odezwała się w zasadzie od razu. Ja i Heather tylko przytaknęłyśmy i zaczęłyśmy przedzierać się do wyjścia. Wzięłyśmy kurtki z szatni i kiedy tylko znalazłyśmy się na zewnątrz, zobaczyłam Keyę siedzącą na ławce.
- Tego się nie spodziewałam – podeszłam do niej.
- Ale niezręcznie – schowała twarz w dłonie. – Proszę, uznajmy, że to się nie wydarzyło - skierowała na mnie błagalne spojrzenie.
- Jak dla mnie to nic strasznego, ale jak tam chcesz - powiedziała Julie i usiadłszy na ławce, delikatnie objęła dziewczynę. - Ja na przykład, wypiłam kiedyś zdecydowanie zbyt dużo i zaczęłam kłócić się z jakąś laską w klubie, że jej chłopak jest tak naprawdę moim chłopakiem - zaśmiała się delikatnie. - Przynajmniej będziesz miała co wspominać.
- Całe szczęście w mieście jest jeszcze dużo klubów, mamy gdzie się podziać - roześmiałam się.
- Mi chyba wystarczy już imprez na dziś - mruknęła Keya, widocznie wciąż zawstydzona zaistniałą sytuacją.
- No dobrze - na moich ustach zagościł uśmiech - ale zapraszam do mnie - powiedziałam i zauważyłam wahanie na twarzy dziewczyny. - No i nie przyjmuję odmowy - zaśmiałam się delikatnie.
Keya nie miała innej opcji niż się zgodzić, więc zrobiła to. Co prawda po chwili wahania, ale i tak się liczy.
- No to dzwonię po Briana - poinformowała Heather i wyjęła komórkę z torebki.
Jeśli mam być szczera, nawet mimo kiepskiego startu, nie miałam nic przeciwko Keyi. Nie wiem, czy przyczynił się do tego alkohol, ale wtedy nie liczyło się to, co będzie, kiedy wytrzeźwieję, ale to, co było tu i teraz. Heather oznajmiła nam, że Brian będzie za 10 minut. Czas oczekiwania minął nam szybko, na zwykłej rozmowie. W końcu na parking wjechało czarne audi. Dziewczyny wsiadły do tyłu, a ja usadowiłam się na przodzie i przywitałam się z chłopakiem.
- Coś was dzisiaj dużo - zaśmiał się i spojrzał w lusterko, aby zobaczyć, kogo jeszcze wiezie.
- Keya to Brian, mój przyjaciel. Brian to Keya - przedstawiłam ich szybko. - No i wszystkie jedziemy do mnie, więc długo nas nie powozisz - zaśmiałam się.
Jazda nie trwała zbyt długo, bo mieszkałam dość niedaleko. Chłopak odprowadził nas w zasadzie pod drzwi. Wiedział, jak to z nami bywa, kiedy się napijemy, więc wolał zadbać o to, żebyśmy dotarły do mieszkania w całości.
- Witam w moich skromnych progach - powiedziałam, kiedy weszłyśmy do środka. - No to kończymy grę?
<Keya?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz