- A-ma.
- Ma-ma.
- Ma-ma.
- Tak, brawo! Grzeczny kotek! - zawołałam i podałam kocurkowi kiełbaskę dla kotów. On szczęśliwy złapał smakołyk i zaczął żuć.
Ja za to usiadłam po turecku, obejrzałam nagranego dachowca z dwa razy, po czym dodałam szczęśliwą emotikonę i wysłałam w świat. Uśmiechnęłam się pod nosem i oparłam o kanapę.
Wczoraj, kiedy wróciłam do domu, dostrzegłam Esmeraldę rozmawiającą z Chudym przy wyspie kuchennej. Przez chwilę ich podsłuchiwałam i właśnie wtedy kwiaciarka uczyła kota „mówić”. Poradził sobie od razu, a mi aż szczęka opadła z wrażenia. I wtedy sobie postanowiłam, że w najbliższych dniach go nagram, jak wymawia słowo „Mama”. Nie ukrywam, udało mi się to za jakimś dziesiątym podejściem i dopiero z kiełbaską w dłoni. Przekupne stworzenie, ale za to czułam się mentalnie spełniona.
Wracając jeszcze do wczorajszego dnia, kiedy Caroline z pomocą Esmeraldy odkryła, jakiego typu filmiki nagrywałam w parku… Nie da się wręcz opisać jej zdenerwowania i słów, jakich wtedy używała, częściowo też przez to, że je zapomniałam. Jednak w pamięci utkwił mi obraz jej rozwścieczonej twarzy i tego, jaka jestem niepoważna. Nawet nie śmiałam dodawać przygody z kolejnym panem robiącym mi zdjęcia. Dolałoby to jeszcze tylko oliwy do ognia, a i tak wtedy mi już wystarczyło.
Koniec końców, pomimo bycia już dorosłą osobą, dostałam od Caro szlaban na wychodzenie z domu bez pozwolenia. Dziwnie się z tym czułam, ale nie śmiałam sprzeciwić się siostrze. W tej sytuacji Poppy jako jedyna, można powiedzieć, mnie popierała. Zależy, w jakim kontekście ubierze się słowo „popierać”.
Po prostu była przeciwna wybuchowi Caroline i mojemu szlabanowi, tłumacząc jej, że nie jestem małym dzieckiem i muszę jakoś powoli sobie radzić. Nawet zaproponowała psychologa w sprawie mojej fobii przed męskim dotykiem! Geniusz! Jednak w tej sprawie sama odmówiłam. Nawet nie jestem pewna dlaczego.
Dlatego teraz cały dzień przesiedziałam w domu w salonie, na przemian siedząc z nosem w telefonie, nagrywając filmiki Żelkom z nudów i próbując namówić Chudego do powiedzenia „Mama”, co w końcu mi się udało. Brawo ja. Jeśli się nie myliłam, teraz dochodziła godzina osiemnasta trzydzieści.
W pewnym momencie usłyszałam alarm powiadomienia, które nieraz ustawiałam sobie w telefonie, aby o czymś sobie przypomnieć. Tak samo było i wtedy. Na ekranie ujrzałam napis „Przypomnienie: Dać znać Archibaldowi co do jutra. Live na Avengramie”. Moje usta ułożyły się w literę „O”, bo gdyby nie ustawiony alarm, zapomniałabym na dobre. Od razu postanowiłam odpisać chłopakowi.
Zaraz, zaraz. Jutro był czwartek, Caro, Esme i Poppy były w pracy do maksymalnie osiemnastej… Caroline chyba wspominała o zrobieniu jutro zakupów… Tak czy siak, mogłam dziewczyn spodziewać się już po dziewiętnastej… Jak przyprowadzę do domu obcego, to przecież mnie powieszą!
Jak na zawołanie, do domu wróciła Caroline, czym towarzyszył dźwięk otwieranych drzwi i głośne: „Wróciłam!” siostry.
- Fajnie! Ja się w ogóle nie ruszałam z domu! - odpowiedziałam, a w głowie moje myśli zaczęły się ze sobą bić. Spytać się jej, czy może jednak nie? Jak ją zapytam, to znowu zacznie krzyczeć. A jak jej nie powiem, to będzie podwójnie zdenerwowana i już nigdy mi nie zaufa. Nie ma tu nic do gadania.
- Caro… Muszę ci o czymś powiedzieć i zapytać jednocześnie…
- Jeśli chcesz jutro gdzieś wyjść, to dalej masz zakaz – odpowiedziała, zanim zdołałam cokolwiek jeszcze powiedzieć. Weszła w głąb mieszkania i już miała zamiar iść na górę, kiedy ją zatrzymałam.
- Caro, stój – zawołałam do niej, sama wstając z kanapy. - Chcę powiedzieć coś innego – pospiesznie dodałam.
- No to mów, czekam – Caroline stanęła na półpiętrze i przyglądała mi się, opierając o balustradę.
Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę i… opowiedziałam jej o moim wczorajszym dniu. A raczej od momentu, gdy poznałam Archibalda, do „obietnicy” wspólnego śpiewania podczas robienia u mnie live. A więc chcąc, czy nie chcąc, dodałam machinalnie o gościu, który robił mi zdjęcia przed blokiem.
W pewnym miejscu to było bez sensu. Znałam rudowłosego niecały dzień, po prostu razem wybraliśmy się na kawę z ciastem, zagraliśmy jedną piosenkę i ocalił mnie przed natrętnym mężczyzną. A teraz przez jedno słowo Caroline szło o jego muzyczną karierę i ewentualnie moją, jeśli w końcu byśmy się zdecydowali na duet.
- Doszczętnie zwariowałaś – Caro zaśmiała się na sam koniec moich opowieści. Czego ja się po niej spodziewałam? - Ale niech ci będzie – odpowiedziała, po czym poszła na górę, do swojego pokoju.
Jej słowa dotarły do mnie dopiero po jakiś dziesięciu minutach. Po prostu nie mogłam w to uwierzyć. I jeszcze na mnie nie nakrzyczała! Przez chwilę myślałam, że zasnęłam, a to tylko sen, jednak po uszczypnięciu się w rękę, zdałam sobie sprawę, iż to było moje realne życie.
- Okey – powiedziałam do siebie i się odwróciłam. Ponownie usiadłam na kanapie obok śpiącego Chudego i wyjęłam telefon. Szybko napisałam do Archibalda, że widzimy się jutro o piętnastej w parku, żeby co nieco ustalić i pójdziemy do mnie. Wybrałam tę godzinę z jednego, głównego powodu – większość moich Żelków to młodzież w wieku szkolnym i orientując się w większości nich, powinni o tej porze kończyć lekcje. Jeśli moje dogadanie się z rudowłosym przedłuży się do szesnastej, będzie idealna pora na Live.
Kiedy wysłałam mu wiadomość, zaczęłam się stresować i mieć wątpliwości. A jeśli coś się stanie? Będę z dziewczyn sama, one przecież wtedy pracują. Zaczęła docierać do mnie moja głupota, lecz teraz nic już nie mogłam zmienić, tylko cierpliwie czekać do jutra i na to, co może się wydarzyć.
Już po chwili dostałam od niego krótką odpowiedź: „Okey”.
~*~
- Tak, Caroline, wszystko jest okey… Nie, jeszcze go nie ma… - dochodziła już piętnasta, następnego dnia oczywiście. Siedziałam na ławce w parku, telefon miałam przy uchu, no i… rozmawiałam z Caroline, która musiała do mnie zadzwonić. Martwiła się, jasne… ale bez przesady, naprawdę.- Caro! Jeśli nie chcesz ode mnie niczego ważnego, to się rozłącz! Sama jesteś w pracy! - nakrzyczałam na nią, a potem sama się rozłączyłam. Przyznaję, nabuzowała mnie i byłam trochę… poddenerwowana. Żeby choć odrobinę się uspokoić, postanowiłam wejść na Avengrama i zobaczyć wiadomości, które miałam nieodczytane w prywatnych konwersacjach.
Nim zabrałam się do pierwszej z nich, zauważyłam idącego w moją stronę Archibalda. Zza jego pleców wystawał futerał na gitarę, a więc był przygotowany. Schowałam jednak telefon i pomachałam nieśmiało w stronę rudowłosego.
Archie?
+20 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz