To pierwsza taka sytuacja w mojej karierze. Nie daję się jednak przejąć frustracji. Ze spokojem wybieram numer Flickermana i nieświadomie kluczę po pomieszczeniu między pojedynczymi ławkami, aż do końca najgłębiej umieszczonej ściany, na której stoją regały ze sprzętem i szafa.
Domyślam się, że po chwili Leah słyszy moją rozmowę z mężczyzną, jak i również to, że nadal nie mamy wyjścia. O które, swoją drogą, ciągle wypytywała, zamiast samodzielnie mi w tym pomóc. Czuję wzbierającą we mnie frustrację, ale nie mogę jej się całkowicie oprzeć — przynajmniej jeszcze nie teraz, kiedy wiem, że mam parę tematów do nadgonienia z Leah. Hej, nie ma lepszej pory niż ta, która nas zastała, tym bardziej, że nie mamy żadnego wyjścia. W tym czy innym znaczeniu. W trzeciej jednak godzinie niemoc i zmęczenie dotyka mnie jak magicznym palcem. Przerobione arkusze stanowią wielką, nieprawdopodobną górę, która w niczym nie przypomina małej ilości materiału omawianego od początku czwartej klasy.
— Musimy przestać — mamroczę, nie ukrywając znużenia, ale próbuję to skutecznie zamaskować uśmiechem. — Bo inaczej będziesz za mądra — ziewam.
— Nie od tego tutaj jesteś? — podłapuje.
— Byłem od tego aż do siedemnastej — zdradzam. — Nadgodziny to wyłącznie moja wolna, nieprzymuszona wola.
— Czyli standard.
Nie odpowiadam na to i chowam arkusze do torby. Nie ma sensu, by mieszać jej więcej w głowie nowym materiałem. Być może chłonie wiedzę jak gąbka, ale zrobienie mieszanki w mózgu to nietrudny przepis na to, by pomylić sobie wszystko. Jestem nawet zaskoczony, kiedy słyszę jej głos za plecami.
— Dlaczego zostałeś nauczycielem?
Muszę zastanowić się nad tym dłuższą chwilę. Jeśli kiedyś mogłem z miejsca dać odpowiedź, tak teraz niewiele przychodzi mi na myśl, zwłaszcza że pasja niezwykle szybko przechodzi w przyzwyczajenie, którego nie da się podszyć jakąś błyskotliwą myślą w stylu „uwielbiam sprawdzać kartkówki”.
— Nie wiem, lubię kontakt z ludźmi. Dzielenie się wiedzą, robienie zdjęć. Połączyłem przyjemne z pożytecznym i... no jakoś tak wyszło.
— Nie ujęłabym tak tego — śmieje się.
To tak rzadkie dla mnie zjawisko, że unoszę brew w lekkim uśmiechu.
— A jak? — dopytuję.
— Czemu nie zostałeś fotografem? Nie chcę wchodzić na twoje ambicje i tego nie robię, ale... — urywa na chwilę. — Sama nie wiem. Po prostu zawsze mnie to zastanawiało. To tak jak z nauczycielami wfu. Mogli być trenerami drużyny, ale woleli uczyć w większości spasionych licealistów.
Parskam śmiechem. Ma odrobinę racji, jednak tu wychodzi jej ubytek wiedzy na mój temat — zresztą nic w tym dziwnego. Drapie się tylko po głowie, jakby to miało pobudzić szare komórki do myślenia, którego i tak dzisiaj nadużywam.
— Jestem fotografem — próbuję stłumić rozbawienie. — Robię w swoim zawodzie, ale to nie wszystko. Jestem w paru miejscach na raz. Nie lubię... stać w jednym punkcie... Albo pozwolić sobie na dłużej zatopić w myślach - dodaje, zapadając wzrokiem w ciemność za oknem.
Dziewczyna tylko wzrusza ramionami. Tym razem ja zagajam temat.
— A ty? Dlaczego jeździsz konno? — pytam, nagle chcąc bardziej wgłębić się w powód naszego pierwszego spotkania. — Możesz się czymś pochwalić?
— To była jedyna zachcianka mojej matki, która przy mnie została — odpiera. — Biorę czynny udział w zawodach i jestem w kadrze.
— Dostanę specjalną zniżkę na bilet na zawody? — żartuję.
W międzyczasie, by rozruszać kończyny, kręcę się po pomieszczeniu. Przysiadam na jednej ławce. Potem drugiej. Leah nie zmienia swojego miejsca, stąd mam wrażenie, że jest deczko spokojniejsza i cierpliwsza niż ja.
— Jedyne bilety, za które musiałbyś zapłacić to mistrzostwa kraju i wyżej, a nie sądzę, że kiedykolwiek tam dojdę — mówi z nutą rozbawienia w głosie.
Przekręcam głowę w bok i marszczę nieznacznie brwi.
— Skąd te wątpliwości? Możesz być gorsza niż inni, ale to równe z tym, że możesz być i lepsza.
— Jeździectwo to nie świat na takie myślenie. Nie mogę być gorsza, zjedliby mnie. Każdy zawodnik z czasem się wykrusza, niewielka część zostaje. Zobaczymy jak będzie ze mną.
— Każdy świat jest dobry na pozytywne myślenie. Jeśli będziesz złej myśli, zwątpisz w samą siebie to przegrasz już na starcie — rzucam bez większych emocji w głosie. — Wiem, że pitolę jak Sofokles, którym nie jestem, ale sam wiem, jak to wygląda. Wiadomo, że liczą się umiejętności, praca, zaangażowanie, ale psychika jest równie ważna.
— Oczywiście, że nie jestem złej myśli. Znam swoją wartość.
— No, masz szczęście. Już myślałem, że będę musiał robić ci wykład — śmieję się. — Przepraszam, że spytam. Miałaś kiedyś kogoś? — Patrzę na nią, zadając te pytanie z ciekawości.
Cały sens tego pytania kryje się w tym, że sam nie wiem, czego się po tej dziewczynie spodziewać. Jest ładna, mądra — całkiem niegłupio mówi, ale zdaje się na tyle zamknięta i tajemnicza, że nurtuje mnie ta niewiedza.
— Zależy o jaką relacje pytasz, bo przeżyłam chyba każdy rodzaj związku.
Drapię się po głowie.
— Chodzi mi o relację damsko-męską — mówię jak gdyby nigdy nic.
— Byłam w kilku związkach — mówi. — Każdy był dość nieprzyjemny.
— Brak akceptacji ze strony matki czy problem leżący w osobie?
— Oba. — Prycha ze śmiechem. Posyłam jej pokrzepiający uśmiech, jednak nim udaje mi się cokolwiek z siebie wykrzesać, dzwoni mój telefon. Wybucham prawie niestosowną dawką energii i nadziei, że to Flickerman znalazł pomóc, ale widok Niame na wyświetlaczu sprawia, że to wszystko pryska.
Przepraszam Leah i znów zajmuję miejsce na jednej z ławek, odbierając telefon.
— Witam — silę się na pozytywny ton.
— Cato! Gdzie ty się podziewasz? Pukam do ciebie razem z Gregiem, mieliśmy wpaść i napić się piwa.
— Nie wiem od kiedy moje mieszkanie przypomina całodobowego browara — odpieram z lekka rozbawiony, co jednak łączy się z dobrze skrywanym zirytowaniem. — Ale dziś jest zamknięte. Nie ma mnie. Jestem, eee, w szkole. Mam parę spraw do załatwienia. — Przerzucam spojrzenie na Leah, która dosyć szybko je łapie.
— W szkole? O tej godzinie? — Jej głos był pełny niedowierzania. — Zwykle wychodziłeś na spacer z Flashem.
— Niestety będę mógł załatwić to dopiero rano. — Flash mnie znienawidzi. Dostał jeść rano i dostanie dopiero następnego ranka. A i jeszcze nie zażył świeżego powietrza.
Ucinam dyskusję z Rosen, nie chcąc zdradzać jeszcze więcej szczegółów z mojej wpadki, więc wpajam jej, że im szybciej skończę, tym prędzej wrócę do domu. Akurat. Dziewczyna rozłącza się, a ja chowam telefon do kieszeni, przecierając twarz dłonią. Raczej nie jest to wyraz zmęczenia, a próba zdarcia z siebie tej dziwnej, irytującej frustracji.
— Kto to? — słyszę głos Leah. — Zgaduje, że nam nie pomoże — mamrocze.
— Nieważne — rzucam, nie znajdując ani namiastki chęci, by opowiadać Leah o mojej nieszczęśliwej, żałosnej miłości. — Tak, masz świętą rację, nie pomoże nam. Chyba utknęliśmy tu do rana, kiedy przyjdą woźne.
Idę pustą przestrzenią przez ławki, wprost do szafy na końcu pomieszczenia. Zamaszystym ruchem wyciągam koc zagubiony między różnymi rekwizytami i przyciśnięty nimi.
— Nosisz koc w szafie na rekwizyty? — słyszę za plecami.
— Tak, przyniosłem go w razie wypadku, gdybym kiedyś zapomniał klucza i utknął z uczennicą w sali lekcyjnej — mówię sarkastycznie. — Oczywiście, że to rekwizyt. Ale nie znaczy, że bezużyteczny. Jeśli nie przeszkadza ci odrobina kurzu, to możesz się tym przykryć, bo tu jest zazwyczaj zimno, a co dopiero nocą.
Wyciągam do niej rękę z kocem. Jest mały i niebieski w miniaturowe gwiazdki, prawie jak ten mojego brata, Nicka, kiedy jeszcze kretyn raczkował.
Leah?
+20 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz