Strony

10 kwi 2020

Od Sashy do Gabriella

Już dawno odzwyczaiłam się od jedzenia regularnych, sycących posiłków. Z tego powodu skrzywiłam się, kiedy mama postawiła przede mną dokładkę makaronu. Wcześniej taka sama sytuacja zdarzyła się z zupą, więc miałam wrażenie, że jedzenie zaraz wyjdzie mi uszami.
– Mamo... Już się najadłam – mruknęłam, chociaż spodziewałam się że zignoruje moją uwagę.
Tak też się stało. Kobieta nucąc pod nosem podstawiła jeszcze jedną porcję mężowi. Ten z uśmiechem zajął się konsumpcją. To niebywałe, że on wciąż był taki chudy. Z żoną, która dokarmia go porcjami przeznaczonymi dla całej armii, powinien teraz wyglądać jak bałwan. Nie zważając na protesty mamy, poszłam do kuchni i nalałam do szklanki soku pomarańczowego. Uzbrojona w napój, na powrót zasiadłam do stołu. W tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Widząc, że mama już chcę wstać, szybko pognałam do przedpokoju. Otworzyłam drzwi, a gdy zobaczyłam kto stoi po drugiej stronie, moją twarz rozjaśnił uśmiech.
– Chris! – przytuliłam go mocno.
Mój brat roześmiał się, po czym odwzajemnił uścisk.
– Cześć Tash – również posłał mi promienny uśmiech. – Cześć mamo, tato! – zawołał głośniej, żeby rodzice go usłyszeli.
Wspólnie podążyliśmy do jadalni. Christian ucałował matkę w policzek oraz ścisnął ramię ojca, a następnie zajął swoje miejsce.
– Trochę się spóźniłeś... – zaczęła nasza rodzicielka. – Ale mogę Ci podgrzać trochę makaronu.
Mój brat pokręcił głową.
– Już jadłem, ale dziękuje.
Mama zmarszczyła brwi, niepocieszona. Jej ulubionym zajęciem było dokarmianie dzieci, kiedy ją odwiedzały. Wciąż czekała na wnuki, które mogłaby tuczyć. Na razie żadne nie spełniło jej marzeń o dzieciach.
– Zrobiłam sernik czekoladowy z cynamonem! – najwyraźniej tak zupełnie się nie zraziła odpowiedzią mojego brata. – To wasze ulubione. Kto chcę herbaty?
Westchnęłam głęboko. Takiej ofercie nie mogłam odmówić. Spojrzałam w oczy mamie, w których błyszczały wesołe ogniki. Ona już wiedziała, że wygrała. Na jej cudowny sernik nie było ludzi odpornych.
– Ja poproszę – odparliśmy wspólnie z Chrisem.
~~*~~
Po niesamowicie obfitym obiedzie u rodziców, wytoczyłam się na ulicę. Moje ciało zdawało się wyjątkowo ciężkie. Z obawy przed upadkiem postanowiłam poprowadzić rower. W promieniach zachodzącego słońca było przyjemnie ciepło. Podążając chodnikiem skręciłam do pobliskiego parku. Gdy dotarłam do celu, z westchnieniem usiadłam na jednej z ławek. Zanim zrobi się całkowicie ciemno minie zapewne jeszcze dobra godzina. W okół spacerowali ludzie, łapiąc ostatnie promienie słońca. Z torebki wyłowiłam książkę i zaczęłam czytać. W tym momencie, do idealnego wieczoru brakowało mi jedynie lampki wina. Siedząc w domu na pewno znalazłabym jakieś inne zajęcie, mniej relaksujące. Poza tym moja kawalerka nie miała balkonu, co było jedną z jej większych wad. Duże okna nie mogły się równać z prawdziwym balkonem. Spędziłam na ławce jakieś czterdzieści minut, zanim cienie drzew zasłoniły cały park. Odłożyłam czytaną powieść do torebki, bo czym zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Na ekranie pojawiła się informacja o nieodebranym połączeniu. Przeciągnęłam palcem po ikonce, a następnie przyłożyłam telefon do ucha. Mój brat odebrał po pierwszym sygnale. Zawsze miał telefon pod ręką i prędko odpisywał na wiadomości. W moim przypadku było nieco inaczej. Ze względu na moje roztrzepanie często zostawiałam komórkę w dziwnych miejscach, wyciszałam jej dźwięk na całe tygodnie albo po prostu nie chciało mi się jej wyjmować. Za każdym razem byłam ganiona za takie zachowanie przez Chrisa.
– Dzwoniłem już pół godziny temu – odezwał się mój brat w słuchawce. – Martwiłem się o Ciebie.
Przewróciłam oczami, wdzięczna że nie może tego zobaczyć. Mój niesamowicie opiekuńczy i upierdliwy starszy brat był gotowy na wygłoszenie wykładu.
– Przepraszam, wiem – odpowiedziałam. – Jestem w parku, ale zaraz już wracam do domu.
Po drugiej stronie linii rozległa się cisza, która jednak nie potrwała zbyt długo.
– Zupełnie sama? – w tonie jego głosu usłyszałam napięcie.
– Tak, ale nic mi nie będzie – odpowiedziałam szybko. – Zadzwonię do Ciebie jak tylko wejdę do domu, dobrze?
Usłyszałam niezadowolone mruknięcie w odpowiedzi, ale najwyraźniej tym razem Christian zdecydował się ze mną nie kłócić. Ciężko mu było zaakceptować, że jego malutka siostrzyczka już nie jest taka malutka.
– Zadzwonię później – powiedziałam raz jeszcze do słuchawki, po czym się rozłączyłam.
Wrzuciłam telefon do torebki, po czym wstałam. Ruszyłam ku wyjściu z parku. Po ciemku alejki nie wydawały się już ani urocze, ani przyjemne. Zza któregoś krzaka słychać było szepty, najwyraźniej umościło się tam kilku lokalnych bezdomnych. Z niepokojem pomyślałam o zmianach, które mogą zajść ze względu na nadejście mroku. Mocno ściskałam kierownicę roweru, aż zbielały mi knykcie. Z ulgą dotarłam do bramy wyjściowej. Gdy ją pchnęłam, aż zaskrzypiała. Od tego upiornego dźwięku dostałam gęsiej skórki.
– Masz może zapalniczkę? – dobiegł mnie głos z cienia za moimi plecami.
Ze strachu aż podskoczyłam. Obróciłam się na pięcie w kierunku, z którego dobiegł mnie dźwięk. Z napięciem w głosie odpowiedziałam na pytanie.
– Tak, już szukam... – wymamrotałam i sięgnęłam do torebki.
Przez myśl przeszło mi, że to był sposób, żeby zorientować jakie cenne przedmioty mam w torebce. Teraz już jednak było za późno na wycofanie się. Desperacko grzebałam w torbie, będąc świadomą każdego brzęku monety oraz kluczy. Na szczęście banknoty nie wydają odgłosów. Złapałam zapalniczkę w dwa palce i ją wyciągnęłam. Położyłam ją na otwartej dłoni chłopaka, nie wypowiadając ani słowa. Odwracając się plecami do mnie podpalił papierosa. Zaciągnął się, a przy wypuszczaniu dymu wyczułam wyraźny zapach marihuany. A więc trawka, a nie papierosy.
W milczeniu czekałam aż mężczyzna odda mi zapalniczkę.

Gabriell?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz