Chłodne powietrze omiata moją sylwetkę i pomimo tego, że mój organizm jest wystarczająco wychłodzony, to moje myśli wręcz chłoną to zimno. A na myśl, że będę musiała wrócić do środka i znowu opiekować się koleżanką, aż mam ochotę przykuć się do tego miejsca i nie ruszać na krok.
Jednocześnie obserwuję wyciągniętą rękę Gabriela, trzymającego kurtkę, jak prezent. Nie jestem pewna czy zmusza go do tego odpowiednie wychowanie i kultura i po prostu tak wypada, czy może ma inne zamiary. Nikogo tutaj nie jestem pewna, nawet siebie samej.
- Och, dziękuję niezmiernie za okazaną łaskę, ale myślę, że jedna odmowa wystarczy - zmierzyłam go nieufnym spojrzeniem. Jeszcze z jakieś pięć minut temu nie wyglądałoby to tak, ale mówiąc całkowicie szczerze, wolałam znaleźć się od niego i od tego miejsca jak najdalej, gdyby nie Julia.
Chłopak zabiera rękę, a ja cieszę się, że nie jest z tych, co się potrafią pokłócić o to, żebym zaakceptowała propozycję pomocy.
- Widzę, że bawisz się przednio - wychwytuję w jego głosie sarkazm, chociaż skrzętnie ukryty intonacją.
- Podobnie jak ty, ale nie twierdzę, że jestem pewna tych słów. Nie wyglądasz na kogoś, kto skacze z radości, będąc tu. W przeciwieństwie do twoich kolegów - odwracam wzrok i spoglądam w bliżej nieokreślony punkt w ścianie za nim, który zwróci moją uwagę. Zresztą, on też nie patrzy na mnie. To rozmowa bliżej nieznajomych sobie ludzi, którzy nie wiedzą, czy jest sens badać teren.
- Po co tu jesteś? - zadaje bezpośrednie pytanie.
- Na pewno nie po to, żeby szukać frajera na noc, myślącego, że to on mnie cudownie poderwał - prycham pod nosem ze znudzonym spojrzeniem, choć nie zapomniałam nadal, że chłopak przede mną ma schowaną broń. I tak zareagowałam nader delikatnie. To on wyglądał, jakby nie rozumiał mojego zdziwienia. Takie zamknięte koło. Ja myślę, że to z nim jest coś nie tak, a on, że ze mną - A ty?
- A jak myślisz?
No świetnie, pobawmy się w zgadywanki.
- Nie wiem i wiesz co, wcale nie chcę wiedzieć. Odwróciłabym się na pięcie i odeszła, nie starając się nawet pamiętać twojego imienia, ale niestety muszę pilnować nieodpowiedzialności mojej koleżanki. Nie zaliczaj mnie do tego całego towarzystwa, nawet jeśli jakimś cudem się tutaj znalazłam.
- Zgodziłaś się przyjść, mimo że to nie twoje klimaty?
- Powiedzmy, że się założyłam i przegrałam ten zakład. Ktoś musi sprawować piecze nad tym wszystkim. Wydaje mi się, że doskonale wiesz, co mam na myśli - unoszę brew, będąc przekonana, jaka jest jego odpowiedź. Chłopak spuszcza wzrok na ziemię i lekko kiwa głową. Co prawda bardziej do siebie, ale wystarcza mi to do potwierdzenia moich podejrzeń.
- Rola ochroniarza zawsze jest poboczna - mówi i powoli podnosi wzrok.
- Tyle że ty mi nie wyglądasz na ochroniarza, a ja nie mam przy sobie broni.
Owszem, uparłam się na tę broń, bo to nie jest dla mnie codzienność. Trzymam mocną rezerwę, nawet jeśli to naprawdę kulturalna rozmowa.
W końcu jednak decyduję się na powrót do środka. Nie zamierzam być przeziębiona, tym bardziej że życie studentki pracującej jako opiekunka z trzylatkiem wystarczająco daje mi w kość. Odpycham się od ściany, o którą byłam oparta i otwieram drzwi, zanim Gabriell zdąży cokolwiek zrobić. Nie wiem, z czego jestem tak bardzo zadowolona, ale uśmiecham się pod nosem.
Wróciliśmy do reszty, choć moja ochota rozmowy z innymi zmalała. Tym razem zamiast być tą, która bawi się do końca, byłam tą, która bacznie obserwuje wszystko. Jednym zdaniem, podpierałam ścianę. Tylko że w tym przypadku siedziałam na miejscu i mieszałam słomką w drinku bezalkoholowym. Co za niewdzięczna i wykluczająca się nazwa.
Julia za to bawiła się w najlepsze ze swoim nowym "kolegą". Oczywiście sprawdziłam wszystkich w mediach społecznościowych, o ile tylko miałam taką szansę, ale przy alkoholu ludzie robią się nadzwyczaj gadatliwi.
Telefon przerywa moje samotne posiedzenie, mimo towarzystwa. Odchodzę na bok, w kąt lokalu i odbieram. Ledwo słyszę, co mówi do mnie osoba po drugiej stronie, ale jedno usłyszałam na pewno. Muszę koniecznie wrócić do domu.
Chowam telefon do kieszeni, nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu.
Nie tak wyobrażałam sobie ten przymusowy wypad.
Przeciskam się przez tłum, szukając Julii, w zamierzeniu zaciągnięcia ją z powrotem do domu. Nie ma opcji, abym zostawiła ją tutaj samą, nie mając kontroli w swoich rękach. Tym bardziej że alkohol leje się hektolitrami, a umysł odchodzi w ciemną dal. Nie wiadomo co jeszcze wyprawia się za kulisami tego całego lokalu.
Próbuję przekrzyczeć ryczące głośniki, wołając dziewczynę, ale bardzo dobrze mogłabym sobie wyrwać struny głosowe. Tam, gdzie piła cała śmietanka towarzyska ani śladu. Przetrząsanie parkietu zajmie mi z dobre pół godziny, a tyle wyjście jest zajęte przez obsługę klubu.
Jeśli przyłapię ją w łazience z tym chłopakiem w jakiejś dwuznacznej sytuacji, to jemu przerobię jaja na portmonetki, a ją przykuję do łóżka na bliżej nieokreśloną ilość czasu.
Wychodząc zza rogu, wpadam idealnie na Gabriella. On mierzy mnie spojrzeniem, ale ja nie mam czasu na spoglądanie na siebie w zdziwieniu.
- Szukam Julii, nie widziałeś jej? - pytam, nawet nie racząc przeprosić za to, że na niego wpadłam.
- Nie - odpowiada lakonicznie - A o co chodzi?
- Musimy wracać i to najlepiej zaraz - mijam go, nie czekając na odpowiedź.
Uderzam ramieniem siedzącego przy barze chłopaka, który kieruje w moją stronę gniewne spojrzenie.
- Uważaj - syczy, nawet na mnie nie patrząc - Idiotka.
- Słucham? - mam wrażenie, że to pytanie retoryczne i się przesłyszałam. Momentalnie tracę zainteresowanie Gabriellem, który widząc moje oburzenie, łapie chłopaka za ramię.
Normalnie wujek chrzestny w czystej postaci.
- Przeproś - ze stanowczym tonem chłopaka nikt nie kłóciłby się, gdyby nie to, że każdy we krwi posiadał już całkiem niezłą ilość procentów. To jednocześnie oznaczało, że jakakolwiek bójka, sprzeczka, cokolwiek, co polegało na uszkodzeniu relacji pomiędzy dwojgiem ludzi, była jak najbardziej możliwa.
Ja jednak jestem Isabelle Mortensen. I żaden facet nie będzie patrzył na mnie z góry, chyba że mu na to pozwolę w określonej sytuacji.
- Żartujesz sobie stary? - nieznajomy prycha pod nosem, dosyć wyraźnie dając znać, że rozkaz Gabriella nie przypadł mu do gustu. Nie czekam na reakcję odbiorcy. Sama przechodzę do działania.
Chwytam szkło wypełnione zapewne niezbyt szlachetnym trunkiem, sądząc po stanie innych ludzi i wylewam go na głowę chłopaka z zaciśniętymi ustami w wąską kreskę. Gdy ten wstaje i odsuwa się jak poparzony, nie kryję satysfakcji i zadowolonego uśmiechu. Z trzaskiem odkładam szkło na blat. Ludzie wokół, którzy mieli szansę usłyszeć to przez zagłuszający bas piosenki puszczanej z głośników, kierują uwagę w naszą stronę, gdzie mierzę się - tak na oko - z 25 centymetrów wyższym chłopakiem od siebie samej.
- Mamusia nie uczyła szacunku do kobiet, czy jesteś biedną sierotką Marysią? Jak jeszcze raz nazwiesz kogoś idiotką, to spodziewaj się, że następnym razem to szkło wraz z zawartością, rozbije się na twojej głowie - rzucam na tyle arogancko, że samej sobie się dziwię i odwracam się na pięcie, prychając cicho pod nosem, jakbym nie wyrzuciła z siebie dostatecznie dużo.
Co za dupek.
- Poczekaj - słyszę za sobą już znajomy głos. Zatrzymuję się przy ścianie, stając nieco za nią, aby zaburzyć nieco zbyt głośną muzykę dochodzącą do moich uszu.
Gabriell podchodzi i staje też nieco za ścianą, co może oznaczać, że być może kwestia znalezienie Julii nie jest mu aż tak obojętna.
- Chyba wiem, gdzie może być - mówi, patrząc gdzieś nade mną.
Odwracam się i widzę drzwi męskiej toalety.
O nie.
- Jeśli to jest to, o czym myślę, to lepiej niech twój przyjaciel się wyspowiada - chłopak unosi brew, niezbyt rozumiejąc na samym początku, ale po chwili szybko zaskakuje, o co mi chodzi.
- Nie i mam nadzieję, że nie masz racji - przeciera dłońmi szyję - I nie miałem tego na myśli, tak tylko wspomnę.
- Gabe - odchrząkuję - Nie wiem, czy tak mogę ci mówić, ale wydajesz się w miarę rozsądny i nieotumaniony alkoholem - przewracam oczami - Muszę znaleźć Julię i jechać do domu. W tej chwili. Nie zostawię jej tu samej.
W tym świetle błękitne oczy chłopaka wydają się naprawdę przeszywające, gdyby nie to ich rozbieganie. Kiwa głową, nieco nerwowo, choć może mi się tylko wydawać przez zdenerwowanie i pośpiech.
- Znajdę ją i odwiozę do domu. Słowo - mówi, ale poprzedzające to westchnięcie daje mi do zrozumienia, że niezbyt mu ten plan pasuje. Chociaż w sumie na wszystko odpowiada z lekką nutą obojętności, więc myślę, że spoczywa na nim jakaś forma odpowiedzialności. Jakkolwiek moje przeczucie mnie nie myli, chyba na tyle mnie porąbało, że kiwam głową na zgodę.
- Ma wrócić do domu cała i zdrowa, inaczej zrobię ci z tyłka jesień średniowiecza. Tym tam niezbyt ufam, więc powiedz swojemu koledze, że to nie jest tania dziwka. A jeśli jutro rano jej nie zobaczę w mieszkaniu, to ty lepiej też się wyspowiadaj - kieruję w niego palec i zauważam przebłysk uśmiechu. Mało tego, w końcu obdarza mnie bielą zębów i kiwa głową ze zrozumieniem.
Moja mina jednak nie zmienia się. Jestem poważna i to do granic.
- Odblokuj i daj swój telefon - wyciągam rękę w jego stronę - Dam ci mój numer w razie, gdyby coś się działo, ale jeśli komuś go przekażesz, to wiesz, że dostaniesz po głowie.
Gabriell?
Mam nadzieję, że na sam początek w miarę mi wyszło
+20 PD
Mam nadzieję, że na sam początek w miarę mi wyszło
+20 PD
1517 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz