Ze znużeniem chwytam za róg miękkiego koca. Jest przyjemny w dotyku, choć mocno czuć od niego nieświeżością i kurzem. Zaczynam kaszleć, kiedy tylko go rozpościeram, a wszystko, co na nim się znajdowało, opada na podłogę. Wraz z kilkoma martwymi molami. Przykrywam się nim, w głębi duszy myśląc już o kolejnych plotkach. Nauczyciel zamknięty z uczennicą w szkole przez całą noc, kto by w to uwierzył? Albo inaczej, kto nie tworzyłby własnych historii na temat tego, co ewentualnie mogło się tam wydarzyć? Kolejną sprawą jest to, co powiem matce, bo w końcu w tym przypadku prawdopodobieństwo, że mi uwierzy, także jest niewielkie. Wymyśli swoją własną historię o tym, jak to się szwendałam całą noc po osiedlach, prawdopodobnie pijąc albo robiąc gorsze rzeczy i znając życie, będzie się jej uparcie trzymała, wypominając mi to do końca życia. Wraz z tym dochodzę do wniosku, że wyznanie jej szczerej prawdy o zamknięciu w szkole niewiele da i mija się z celem, bo ta dodatkowo się zdenerwuje, że próbuję ją okłamać w... taki sposób. Postanawiam, że nie powiem nic, w końcu nie mam obowiązku, aby się przed nią tłumaczyć.
Rozglądam się po pomieszczeniu. Cato stoi przy ławce, tyłem o nią oparty i przewija coś na telefonie. Jest coraz ciemniej i mimo, że moglibyśmy zapalić światło, zastanawiam się czy byłoby to w porządku. W końcu światło w jednej z klas w nocy może być podejrzane, a nie potrzebujemy ingerencji innych osób, niż woźne.
— Chyba lepiej będzie, jeśli nie będziemy zapalać światła — dzielę się z nim moimi spostrzeżeniami.
— Bystre spostrzeżenie — zgadza się, na chwilę odrywając spojrzenie od ekranu. — Nie będziesz mieć nic przeciwko, jeżeli odwiozę cię z rana, ale zajedziemy na moment do mnie? Jeśli Flash nie zje rano to prawdopodobnie mnie znienawidzi.
— Flash? — pytam niemrawo, opierając się o ścianę. Rzecz jasna domyślam się, że to zwierzę, bo w końcu na pewno nie brat, ale mimo to jestem ciekawa co Cato posiada. Tym bardziej, że lubię zwierzęta.
— Mój pies. Ma wielkie serce, ale to chyba jedzenie zajmuje większą jego część — wyjaśnia z uśmiechem, na co przytakuję. — To jak?
— Nie, oczywiście, że nie będę miała nic przeciwko — wzdycham, czując coraz to większe znużenie.
W tamtym momencie nie obchodzi mnie, gdzie będzie spał mężczyzna, czy ma pod czym spać i czy w ogóle będzie spać. Zmęczenie całym dniem przejmuje nade mną kontrolę i zamykam oczy z początku tylko na chwilę, aby odpocząć. Nawet nie wiem kiedy zasypiam, mimo warunków, w jakich przyszło mi dzisiaj spać.
Moje obite żebra wyraźnie oponują, kiedy próbuję się przeciągnąć następnego dnia. Cato już nie śpi - stoi przy szkolnej ławce, uparcie szukając czegoś w torbie. Ziewam, prawą rękę automatycznie kieruję w stronę moich włosów, poprawiając je.
— O, akurat wstałaś, a miałem cię budzić — mówi, widząc jak nieporadnie próbuję wstać. — Woźne są już w szkole, otworzyły nam klasę.
— Jesteśmy wolni — próbuję żartować, na co mężczyzna prycha krótkim i mam nadzieję, że niewymuszonym śmiechem. — Spałeś w ogóle? — pytam po chwili, znów przyłapując się na zwracaniu do mężczyzny na ty, ale to zdecydowanie silniejsze ode mnie i dziwnie bym się czuła, gdybym na osobności mówiła per pan. W końcu nikt nie musi wiedzieć, że znamy się także poza szkołą, prawda? Chociaż "znamy" to za dużo powiedziane.
— Trochę — mówi, pakując wszystkie swoje rzeczy, które leżą na ławce. Jego cienie pod oczami i wyraźnie zmęczony ton głosu zaprzecza temu, co mówi, jednak nie próbuję dociekać. Zamiast tego chwytam miękki koc za rogi, otrzepuję go, a następnie składam. Spoglądam na zegarek, który znajduje się na przegubie mojej ręki i zauważam, że jest chwilę po szóstej.
— Rozumiem, że z uwagi na dzisiejszą sytuację, jestem zwolniona z lekcji, tak? — zerkam z ukosa na jego reakcję.
— Co, już masz mnie dość? — pyta sarkastycznie, z fałszywym uśmieszkiem na ustach.
— Bardziej tego miejsca — przewracam oczami, także się uśmiechając. Mam wyjątkowo dobry humor, a przynajmniej tak dobry, jaki może być po nocy spędzonej w szkole.
Zbieramy się dość szybko. Cato zamienia kilka słów z woźnymi, które napotykamy po drodze do wyjścia z budynku, a te śmieją się z naszej sytuacji i życiowego pecha. Nie wiem czy to aby na pewno odpowiedni temat do żartów, tym bardziej, że czuję się koszmarnie, ale faktycznie, wyszło dosyć... nietypowo. W każdym razie, sprzątaczki zajmują się swoimi obowiązkami, ale wyraźnie zauważam ich uśmiechy, które posyłają w stronę mężczyzny, a przecież nie mają mniej niż czterdzieści lat. Wzdrygam się odruchowo, odpędzając od siebie dość nieprzyjemne myśli, a następnie kieruję się w stronę parkingu, wzrokiem szukając znanego mi auta. Przeraża mnie to, że już niejednokrotnie jechałam w samochodzie mojego nauczyciela i to, że dobrze wiem za jakim pojazdem mam się rozglądać. W zasadzie ta sytuacja powinna wyglądać bardziej jak: "to który samochód jest pana?", a nie "to co, teraz do ciebie, a potem mnie odstawisz, tak?". Mimo to, staram się o tym nie myśleć, bo w porównaniu do blondyna, wydaje mi się, że jestem kłębkiem nerwów. Może po prostu za dużo myślę i analizuję, a ta sytuacja nie jest tak dziwna, za jaką ją mam?
Na dworze jest chłodno i ponuro. Czuję zimny powiew wiatru, który szczypie moje policzki i mżawkę, która osiada na mojej skórze, kiedy kieruję się w stronę ładnego auta, na których to jednak się nie znam. Mimo wiosny na zewnątrz jest chłodno i deszczowo, więc z ulgą przyjmuję ogrzewanie, które mężczyzna włącza, kiedy wsiadamy do środka. Jedziemy w ciszy, chyba żadne z nas nie ma siły i ochoty na rozmowy mimo, że jestem pewna, iż Cato podjąłby się pogawędki, gdybym tylko rzuciła jakiś temat. Opieram głowę o chłodną szybę, przyglądając się szybko mijanym widokom za oknem.
— Daleko jeszcze? — mruczę po kilkunastu minutach drogi, czując jak ogarnia mnie coraz większa senność spowodowana pewnie miękkim fotelem samochodowym i ciepłym powietrzem, które wieje w moją stronę. Przez to jednak przebija się głód, w końcu nie jedliśmy nic kilkanaście godzin. — Może wstąpimy po jakieś jedzenie? — pytam nagle, odrywając spojrzenie od mijanych drzew.
— Jak tylko nakarmię Flasha, to pewnie. Co byś zjadła?
— Frytki — mówię, niemalże rozmarzona. — Chyba, że śpieszymy się na lekcje, chociaż nie masz co liczyć, że pojawię się na dwóch pierwszych.
— Jestem niemal przekonany, że szybko nie znajdę ochoty, by tam wrócić — kręci głową. — I pewnie do końca kariery nabawię się fobii zamkniętych drzwi — śmieje się.
— Przynajmniej dostałeś nauczkę i będziesz brał zawsze klucze ze sobą — mówię, kierując spojrzenie na drogę rozciągającą się przed nami. W tym samym momencie Cato zaczyna mi odpowiadać, jednak nie zwracam na to uwagi. Jak w zwolnionym tempie widzę zbliżającego się w naszą stronę łosia pędzącego w stronę ulicy i już mam krzyczeć, żeby zwolnił, jednak głos grzęźnie mi w gardle. Wszystko dzieje się bardzo szybko, szosa jest wilgotna, jedziemy przez łąki, które przecięte są lasem, przez co dookoła osiada mgła znacznie ograniczająca widzenie. Szarpię kierującego mężczyznę za ramię, prawdopodobnie jeszcze nie zauważył, że zwierzę zbliża się w naszą stronę. Spekuluję, że dopiero co wybiegło z lasu, ale nie mam czasu na dalsze rozmyślanie. Samochód zjeżdża na pobocze, kiedy chwytam blondyna. Czuję, że już chce na mnie krzyczeć, jednak przenosi spojrzenie na łąkę obok i widząc łosia, hamuje gwałtownie. Zarzuca nas w bok, czuję jak opony auta ślizgają się na powierzchni szosy i nim się spostrzegam, siedzimy w samochodzie stojącym na środku drogi, obróconym niemal o sto osiemdziesiąt stopni, a łoś przechodzi spokojnie przez ulicę, kilka metrów od nas.Cato? +20PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz