Życie w dalszym ciągu toczyło się dalej, a ja ostatnimi czasy olałam, znaczy porzuciłam ostatnie zlecenia, by móc całkowicie poświęcić się fotografowaniu Jasona i jego drużyny. Niedawne wydarzenia i zgrzyty pomiędzy członkami zespołu (i ewentualnymi byłymi dziewczynami) spowodowały, że dla własnego komfortu wybrałam się na kilkunastodniowy urlop. Dzięki niemu miałam nieco więcej czasu, by móc ogłosić oficjalny powrót na swoim fanpage znajdującym się na popularnej stronie społecznościowej Rivenley. Napisałam krótkie ogłoszenie, w którym przeprosiłam za nieobecność spowodowaną prywatnymi problemami, obiecałam powrót z nową siłą i energią, a przede wszystkim napomknęłam, że każdy kto zadzwoni do wieczora i umówi się na jakąś sesję wtedy dostanie zniżkę o wysokości dziesięciu procent.
Zadowolona opublikowałam post i zamknęłam laptopa. Idąc po schodach na dół zwiększyłam głośność dźwięków w telefonie i zaszyłam się w kuchni. Była wczesna jak dla mnie godzina, więc wypadałoby zjeść śniadanie. Moje zdolności kulinarne nie należały do najwybitniejszych, byłam osobą, która gdyby chciała przypaliłaby wodę, więc niczym jakiś ninja wskoczyłam na blat, na którym po chwili klęczałam, by nie narażając swojego życia wyciągnąć z wiszącej szafki moją ukochaną miseczkę pomalowaną w flamingi, którą najczęściej wykorzystywałam do zjedzenia płatków z mlekiem. Zsuwając się z blatu stwierdziłam, że to był najlepszy czas, by zmienić meble w kuchni, które będą idealnie dopasowane pod mój niski wzrost. Drugą opcją było przygotowanie specjalnej drabinki, dzięki której bez ryzykowania swojego życia mogłabym sięgać do najwyższych półek. Może ja powinnam zmienić branżę i zamiast być fotografką powinnam zostać architektem osób niskich? W sumie to miało większy lub mniejszy sens, czemu osoby pokroju mojego wzrostu miały być dyskryminowane? W końcu wszystkie meble robione są pod rozmiar uniwersalny, a nikt nie robi ich pod rozmiar osób niskich.
Z zamyślenia wyrwała mnie pieśń ludu moich wnętrzności. Z wnętrza brzucha wydobyło się głośne kilkusekundowe burknięcie ogłaszające coraz większą chęć spożycia śniadania. Z głośnym westchnięciem otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej w połowie zapełniony karton z mlekiem. Nucąc jedną z niedawno usłyszanych w radiu melodii odnalazłam płatki i w szybki sposób stworzyłam niesamowicie pożywne danie. Bez wahania i bez użycia łyżki przechyliłam miskę i wypiłam posiłek. Wszystko szło świetnie, aż do momentu kiedy mój błogi stan przerwał milczący do tej chwili telefon. Niegotowa na tą sytuację lekko podskoczyłam w miejscu przy okazji oblewając się resztką mleka. Biały płyn spłynął mi po szyi i zatrzymał się na mojej piżamie składającej się z zabranej przy okazji koszulce Jasona. Nieco poddenerwowana odłożyłam miskę i chwyciłam za telefon leżący na blacie kawałek dalej. Bez wahania przesunęłam palcem po ekranie odbierając połączenie.
- Elizabeth Sawir, słu...
- Maggie Norton z tej strony, kochana dzwonię z Marblightning, agencji modelek - kobieta po drugiej stronie nawijała dość szybko, jednocześnie co kilka słów krzycząc do ludzi dookoła siebie, by przez chwilę się zamknęli i robili szybciej, to co robią. - Spadasz nam jak z nieba, nasz główny fotograf zjadł wczoraj jakieś ostrygi czy inne owoce gór czy czegoś tam i trafił do szpitala z ostrym odwodnieniem. No, ale mógł ich kurka wodna nie jeść i teraz jestem bez fotografa! A tu proszę, ściągnęłam wszystkie modelki do agencji dzisiaj i kto ma im zrobić zdjęcia, no kto? No i tutaj sprawa do ciebie, za pół godziny albo i szybciej bądź u mnie w firmie, adres zaraz dostaniesz na SMS, buźka pa - i się rozłączyła.
- Do widzenia? - powiedziałam do rozłączonego się telefonu, na który po chwili doszła wiadomość z ulicą i numerem budynku. Z westchnięciem powlekłam się na piętro swojego mieszkania, zarzuciłam na siebie koszulkę, marynarkę i ulubione dżinsy, chwilę później pojawiłam się w swojej pracowni, spakowałam sprzęt i dosłownie dwie minuty później pędziłam swoim białym mustangiem ulicami Avenley River. Niecały kwadrans później znalazłam się pod agencją, która na szczęście znajdowała się niedaleko mojej posiadłości. Zaparkowałam pojazd na parkingu i weszłam do środka. Tam zatrzymała mnie recepcjonistka, która wręcz siłą zaciągnęła mnie do stolika, gdzie musiałam wypełnić jakąś ankietę dotyczącą mojej kariery w modelingu. Kiedy zdezorientowana oddałam jej kartkę ta wręczyła mi smycz z plastikową osłonką, w której znajdowała się plakietka z moimi danymi. Wchodząc do windy zerknęłam na nią i odkryłam, że nieco natrętna kobieta błędnie napisała moje nazwisko - obok noszonego przeze mnie imienia stało nienoszone przeze mnie nazwisko - Sowir. Jęknęłam i wyciągnęłam z kieszeni długopis, by to o zamienić na a, a kiedy jakoś udało mi się to zrobić drzwi windy otworzyły się, a ja znajdowałam się w naprawdę wielkiej sali. Z głośników leciała głośna muzyka, pod jedną ścianą stały stoły z ogromną ilością jedzenia, po prawej stronie stały parawany, zza których dobiegały głośne rozmowy i śmiechy, a na samym środku stało tło fotograficzne z najwidoczniej niezbędnymi przedmiotami.
- No ileż można czekać! - przed moją twarzą pojawiła się wyższa ode mnie otyła kobieta. Po głosie rozpoznałam moją rozmówczynię sprzed kilkudziesięciu minut, Maggie. Bez pytania złapała mnie za dłoń i zaciągnęła do środka w tłum tych wszystkich pięknie wyglądających ludzi, nakazała mi prędko rozłożyć sprzęt (który prawie mi wyleciał z rąk z tego wszystkiego) i cykać zdjęcia. Kobieta rozsiadła się w krzesełku, które niemalże rozleciało się pod jej ciężarem i kolejno zaczęła wywoływać modeli. Bez słowa wykonywałam kolejne zdjęcia, myślami jednak błądząc po ciele Jasona. Na szczęście mój niedorośnięty umysł nie reagował już tak infantylnie jak jeszcze kilka miesięcy temu - nie czerwieniłam się na sam widok gołej klaty obiektu mych westchnień, nie chichrałam się jak dziecko no i nie myślałam też o nim całe dnie i noce. Od kiedy związek z Mią żmiją się zakończył mogłam spać spokojnie. Znaczy, robić zdjęcia spokojnie.
Cała sesja trwała dobre kilka godzin. Modeli było mnóstwo więc i zdjęć wyszło jeszcze więcej. W pewnym momencie ściszono muzykę, a pani Maggie głośnym "koniec" zakończyła tańce i inne wygibasy przed obiektywem. Nieco zmęczona i totalnie głodna odłączyłam swój sprzęt i pochowałam go do etui jednocześnie upewniając się, że każdy aparat i kabel nie ulegnie uszkodzeniu mechanicznemu. Zawsze mogłam kupić nowy, jednak ten miał dla mnie sporą wartość sentymentalną. Zasunęłam zamek w materiałowym opakowaniu i przewiesiłam sobie szelkę przez ramię. W tej samej chwili Maggie gestem przywołała mnie do siebie i wręczyła mi kopertę z zaliczką. Resztę pieniędzy przyrzekła mi wysłać zaraz po otrzymaniu przygotowanych zdjęć. Na szczęście kobieta nie miała ochoty na ploteczki ani innego typu rozmowy, więc skinięciem głowy pożegnałam ją i ruszyłam w stronę stołów z jedzeniem, przy którym kręciło się kilka osób. Nie myśląc o niczym konkretnym chwyciłam za jednorazowy talerz i zaczęłam nakładać sobie różnej maści ciasta i inne pyszności. Byłam naprawdę głodna i tylko to się wtedy dla mnie liczyło. Liczyło, dopóki przez przypadek w kogoś nie weszłam. Upewniając się, że moim aparatom nie stało się nic groźnego zerknęłam na moją ludzką przeszkodę.
- Eee... przepraszam? Nic ci nie jest? Niezdara ze mnie.
Emily?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz