Za drzwiami znajdował się nikt inny, jak tylko LeQuerrec. Ivpeter uściskał przyjaciela i pogratulował mu, a następnie zaprowadził go do pokoju Liv, gdzie jego młodsza siostra usiłowała powstrzymać Rachin przed ponownym wpadnięciem w panikę.
Równie wysoki jak on blondyn o brązowych oczach wszedł do pokoju z miną jak zwykle nie wyrażającą absolutnie niczego, prócz zmęczenia, po czym nic nie mówiąc, w ramach wyjaśnienia swojego niezwykle szybkiego przybycia wyciągnął przed siebie telefon, na którego wyświetlaczu widniała wiadomość od Rachin, zaś jej treść brzmiała:
Lequerrec ratuj sprawa zycia i smierci pls chata mahoneya
~ R
Widząc to, Iv przewrócił oczami pod adresem przyjaciółki.
- Pomyślałby kto, że zamiast próbować ci pomóc, to cię tu przetrzymujemy i torturujemy.
- To też właśnie mi przeszło przez myśl, jak to zobaczyłem. - LeQuerrec przywitał się jeszcze z Liv, zanim nie usiadł na łóżku obok swojej narzeczonej, czochrając jej krótkie włosy. - I wpadłem zobaczyć czy potrzebujecie pomocy w ukryciu ciała.
- W ukryciu ciała nie, ale za to byłabym wdzięczna, jakbyście się skupili na tym, po co tu przyszliście i nie utrudniali mi roboty. - Liv spiorunowała towarzystwo wzrokiem bazyliszka, więc Ivpeter posłusznie przedstawił chłopakowi wstępny plan. Rachin i tak wydawała się zbyt przerażona, by móc powiedzieć cokolwiek. Lekko nieobecnym wzrokiem wpatrywała się tylko w przeciwległą ścianę, raz na jakiś czas poprawiając okrągłe okulary, które zsuwały jej się z piegowatego nosa.
Dochodząc do wniosku, że on i jego siostra będą chyba musieli zrobić wszystko za Rachin i LeQuerrec'a, długowłosy blondyn zabrał Liv długopis i jakiś mały notatnik, jakie leżały nieopodal łóżka, po czym otworzył go na pierwszej niezapisanej stronie. Następnie zapełnił kartkę swoim cienkim, pająkowatym pismem. U samej góry napisał "PLAN", niżej dał kilka punktów, takich jak "miesiąc", "dzień", "godzina" czy "miejsce", w myśl tego, że być może Rachin będzie łatwiej się pogodzić z tym, że to nastąpi, gdy będzie miała rozpisane wszystko czytelnie, jak, gdzie i kiedy. A poza tym, to przypuszczalnie pomoże także Olivii w zaplanowaniu wszystkiego.
- Okej, więc zacznijmy od początku, skoro przyszły pan młody już tu jest. - nieco zniecierpliwiona dziewczyna odebrała bratu notatnik i wbiła uważne spojrzenie błękitnych oczu w nowoprzybyłego. - Macie już jakiś miesiąc na oku?
LeQuerrec zerknął na Rachin z ukosa.
- Nie wiem dokładnie jaki miesiąc, ale ona uwielbia jesień. Wiesz, żółto-pomarańczowe liście, brązy, beże i tego typu rzeczy.
- Przynajmniej mamy też kolory z głowy… - mruknął Iv pod nosem, obserwując jak jego młodsza siostra skrobie zawzięcie w notesie. Ledwie jego myśli poszły w stronę kolorów, a już wkroczyły na tory kompozycji kwiatowych, jakie mógłby ułożyć na ślub swoich przyjaciół i tym samym Ivpeter odpłynął na szerokie morze swoich kwiatowych pasji: - Kalie, storczyki, róże, liście klonu, wrzos… Jarzębina? Auu-
Ivpeter rozmasował żebro, w które szturchnęła go łokciem Olivia, po czym przewrócił oczami.
- Okej, okej. Kwiatami zajmę się później. Zresztą, nie wiem po co ja w ogóle jestem tu potrzebny. Już spełniłem swoją powinność i zaproponowałem Rachin pomoc, swoją częścią roboty zajmę się później, bo z tym ci akurat muszę przyznać rację, kwiaty nie są w tej chwili naszym pierwszorzędnym problemem. Także równie dobrze mogę was zostawić samych i wrócić, gdy wszystko będzie już gotowe. A przynajmniej ta niezbędna część, którą należałoby się zająć w pierwszej kolejności. - mówiąc to, blondyn wstał, poklepał LeQuerrec'a po ramieniu, pomachał radośnie siostrze i wypadł z pokoju, by chwilę później usiąść w części kuchennej mieszkania razem ze swoimi psami.
Zdążył już przebrać się w jedną ze swoich wyciągniętych, starych koszulek i teraz popijał świeżo przygotowane kakao, rozmyślając nad tym, czy to na pewno dobry pomysł, by zarzucać Olivię pracą związaną ze ślubem ich przyjaciół. Nie chodziło o to, że mogłaby sobie nie poradzić, w końcu wiedziała co robi, a także lubiła to - a Ivpeter jej ufał. Ale może pomoc komuś bliższemu, niż standardowy obcy wzięty z ulicy była nieco większym wyzwaniem niż zazwyczaj. W końcu Olivia znała Rachin i wiedziała, że jej bratu zależy na tym, by wszystko związane ze ślubem jego przyjaciół było dopięte na ostatni guzik, a najlepiej idealne i takie, by Rachin zapamiętała to na długie lata. By było magiczne. Takie, jak z jej ulubionych baśni. Czy Olivia podołałaby temu? Nie przez wzgląd na jej umiejętności, oczywiście, tylko na swego rodzaju emocjonalne powiązanie z tym konkretnym klientem? Iv wzruszył ramionami. Może planowanie ślubów nie było czymś takim jak… chirurgia, powiedzmy. Z pewnością trudniej byłoby operować przyjaciela, niż wyprawić mu ślub. Choć, z drugiej strony, on sam bałby się, że mógłby nie podołać, a przecież wiadomo, że chciał dla LeQuerrec'a i Rachin jak najlepiej. Trochę głupio byłoby ich zawieść…
- No tak, oczywiście, że królewicz siedzi i raczy się kakałem, zamiast pomóc siostrze w pracy, którą sam jej na głowę zwalił. - wyrwał go z zamyślenia nieco cierpki głos Liv, która wychynęła zza ściany przedsionka. Instynktownie zsunął się z krzesła i odsunął się za stół, co uchroniło go od oberwania notatnikiem w głowę.
- Czyli widzę, że macie progres?
- Bynajmniej nie dzięki tobie, ale tak, do czegoś w końcu doszliśmy.
Liv pomachała notesem, który wydawał się w znacznej większości zapisany. Iv kiwnął głową ze zrozumieniem i dopiero teraz dostrzegł, że za jego siostrą znajdowała się Rachin, tym razem zdecydowanie bardziej żywa, niż kiedy ją tu przywoził. Najwyraźniej wreszcie przestała rozmyślać o wszystkich "za" i "przeciw" i dała się ponieść samej radości planowania. Biorąc pod uwagę niezbyt wyraźną minę Olivii, Ivpeter mógł tylko przypuszczać, że większość tego notatnika była zapisana właśnie przez Rachin i najpewniej zawierała wszelakie pomysły na to, jak zrobić ze zwykłego ślubu taki, jak z bajki, przy czym każdy kolejny gorszy od poprzedniego. Wyobraził sobie Rachin w sukni Królewny Śnieżki i choć sam był niepoprawnym fanem klasycznych baśni, to jednak mina mu trochę zrzedła. Pozostawało mieć nadzieję, że Olivia nieco jej te pomysły z głowy wybije, a przynajmniej zastąpi takimi, by wciąż były baśniowe, ale żeby nie wstyd było na nie patrzeć później na zdjęciach. LeQuerrec chyba podzielał zdanie Iva, bo obdarzył przyjaciela nieco zmęczonym spojrzeniem, które tylko utwierdziło go w przekonaniu, że miał rację co do swoich obaw.
Zanim jednak zdążył zgłosić swoje obiekcje, zadzwonił telefon. Zarówno Ivpeter, jak i Olivia zaczęli natychmiast przeszukiwać swoje kieszenie w poszukiwaniu urządzenia, które nachalnie dawało o sobie znać.
<Olivia?>
(1008 słów)
+20 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz