Strony

26 paź 2020

Od Serafiny do Valerio

 Spojrzałam tępo w sufit. Na moją twarz wbił się grymas niezadowolenia. Zrozumiałam w tym momencie, że muszę wstać na godzinę szóstą do pracy. Przeciągnęłam się i dałam radę usłyszeć strzelające stawy w krzyżu i barkach. Przetarłam śpiące ślepia. Posklejane powieki nie chciały się podnieść. Z boku na krześle leżały wcześniej przygotowane bryczesy i jakiś sweter.

Podniosłam się na nogi ewidentnie za szybko, bo głowa zaczęła mi pękać, a przed oczami ukazały się fioletowe plamki. Usiadłam jeszcze na chwilkę, rozmasowałam skronie i wstałam już mniej energicznie, a niżeli wcześniej. Podeszłam do lustra widniejącego na ścianie w pokoju i zmarszczyłam brwi. Wyszeptałam ,,Co to jest?...'' i odeszłam z szeroko otwartymi z niedowierzania oczami. Na dłoniach żyły wyszły bardziej, niż zazwyczaj. Zarzuciłam na sweter dość długi, jeździecki płaszcz. Na nogach ukazały się oficerki. Wyszłam z domu przechodząc od razu przez drzwi do stajni. Z daleka bez problemu dało się usłyszeć radosne rżenie, szczekanie, a czasem nawet miauczenie. Podeszłam do boksu Ermaca i Morgany. Obydwa konie wyszły na korytarz stajni i przystawiały do mnie pyski. Na poranny teren postanowiłam wziąć właśnie tą parkę, ale miałam w planach jechać na Ermacu. Konie wyszły za mną na dwór. Morgana skubała trawę wokół mnie, a Ermac ustał grzecznie przy płocie. To jeden z najczystszych koni, jakie w życiu widziałam. Kary ogier, który nawet po wytarzaniu jest czysty. Od jego sierści od razu wszystko się odczepia, a grzywa i ogon nie plączą się. Do tego ma taki dumny wyraz pyska. Głowę trzyma zawsze wysoko, a zad nisko, demonstrując swój nienaganny wygląd. Podeszłam do niego tylko z gęstą szczotką typu zmiotki i przetarłam kilka razy po całym jego ciele. Kolejnym krokiem było posmarowane kopyt środkiem ochronnym i olejem. Wytarłam mokrymi chusteczkami jego nos i oczy, po czym posmarowałam go całego środkiem na owady. Założyłam na jego grzbiet czaprak ujeżdżeniowy w kolorze butelkowej zieleni. Zaraz na to powędrowało siodło. Jako, że to teren, założyłam mu ogłowie bez wędzidła. Na nogi założyłam ochraniacze. Koń wesoło prychnął, gdy Morgana dziabnęła go w szyję. Zdjęłam z grzbietu konia wodze i zaprowadziłam go do stołka. Wsiadłam na niego dość szybko i sprawnie. Za nami wybiegły moje psy. Przewodził nimi Goebels, który od razu wybiegł na przód i zaczął szukać zdobyczy w postaci królika, bądź jelenia. Morgana szła cały czas obok Ermaca. Nie pozwolił oddalić jej się nawet na krok. Gdy odchodziła, aby złapać jakąś świeżą gałązkę, przynosiła także jemu i dzielili się zieleniną. Prosta droga skusiła mnie na trochę szaleństwa. Ruszyliśmy galopem, a ja puściłam wodze i wstałam z siodła, robiąc lekki pół-siad. Co chwilę widziałam prawe ucho Ermaca, które cały czas czegoś nasłuchiwało. Przez dużą prędkość nie byłam w stanie dostrzec ruchu w krzakach. Koń gwałtownie przyspieszył, na co mocno chwyciłam się jego grzywy. Dopiero teraz rozglądałam się nerwowo na boki. Zatrzymałam wzrok na czarnej postaci, przechodzącej przez środek lasu. Poczułam ten wzrok na sobie, przez co nie zauważyłam psa stojącego na szczycie górki, pod którą właśnie podjeżdżałam. Otworzyłam szeroko oczy i próbowałam się jakoś wyratować, ale pies zaczął biec w moją stronę, przez co Morgana spanikowała i przeskoczyła nad nim, jednak czarna bestia złapała ją w locie za nogę. Wściekłość Ermaca odbiła się również na mnie, gdyż próbował on odciągnąć psa, po drodze zrzucając mnie na twardy grunt. Zakręciło mi się w głowie. 
- Huracan! - usłyszałam przez mgłę z oddali. Pies odbiegł, ale gorzej było z Goebelsem, który pod wpływem impulsu rzucił się w pogoń za zwierzakiem. Próbowałam wstać, ale plecy oraz nogi mi na to nie pozwalały. Krzyknęłam tylko cicho i kudłacz podbiegł do mnie. Suczka Sonia wskoczyła mi na klatkę piersiową i zaczęła wylizywać twarz. 
- Sonia, złaź... - wydusiłam z siebie, bowiem nadal nie mogłam wziąć głębokiego oddechu. Nadal praktycznie nic nie widziałam, ale z mgły mogłam wywnioskować, że przede mną stoi ta sama postać, przez którą miałam mały wypadek. Mrużyłam oczy i je przecierałam. Jedynym skutkiem tego stały się otarcia na kącikach oczu. Po jakimś czasie jednak udało mi się wyostrzyć obraz. Zobaczyłam ciemnowłosego, szczupłego mężczyznę, który stał nade mną jakbym próbowała złapać się jego ręki. Zamiast tego, upadłam plackiem na ziemię i straciłam przytomność. Najwyraźniej z bólu przepony i odcinka krzyżowego. 
Valerio?

[682]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz