Strony

14 lis 2020

Od Ivpetera CD Olivii

Okazało się, że nie był to jego telefon, a jego siostry, więc Ivpeter natychmiast wbił ciekawski wzrok w Liv, aby wyłudzić samym spojrzeniem informację co do osoby znajdującej się na drugim końcu linii. Najwyraźniej był to jednak tylko jakiś kolejny klient Olivii lub ktoś w tym stylu, bo siostra pokazała mu tylko wiadomy palec i zamknęła się w swoim pokoju, nie zdradzając nawet jednym słowem z kim rozmawia. Iv wzruszył zatem ramionami i wskazał parze swoich przyjaciół, by zajęli wolne miejsca przy stole obok niego. Rachin natychmiast zabrała mu na wpół opróżniony kubek kakao i wzięła potężny łyk.
- Czyli co, panika już wam trochę przeszła? - zagaił po krótkiej chwili Iv, żeby zataić fakt, że jeszcze przed momentem tkwił nieruchomo w całkowitej ciszy, aby zobaczyć, czy nie uda mu się może podsłuchać choć kawałka rozmowy Liv przez ścianę, na czym przyłapał go LeQuerrec.

- Nam? Tylko Rach świrowała. Ja mam wszystko pod kontrolą, tylko pomysłu na całość ślubu brak. Wiem, jak ja chcę wyglądać i mi to wystarczy. Reszta zależy od niej - chce mieć bajkę, to niech ją sobie zaplanuje. - przyjaciel chłopaka przewrócił oczami, patrząc z ukosa na swoją narzeczoną, która zawzięcie próbowała pozbyć się jednocześnie pary na okularach i wąsów z czekolady z twarzy.
- Bez takich mi tutaj, ja sama nic nie planuję, sam widziałeś, jak bardzo mi wyszło z tym mini placem do zabaw dla moich lisów. Do tego potrzeba kogoś z większym mózgiem, takim, który zawiera choć ziarno kreatywności.
Iv wzruszył ramionami, po czym kiwnął głową w stronę zamkniętego na głucho pokoju siostry.
- No to jesteś w dobrych rękach. Trochę ponarzeka, że na ostatnią chwilę, że brak konkretów, że nie pytałem, ale zrobi i to tak, że mucha nie siada. - posłał Rachin szeroki uśmiech i klepnął ją w ramię, o mały włos nie trafiając w kubek z resztką kakao, a następnie wstał, by zapukać do pokoju siostry. Normalnie by się aż tak nie wtrącał w jej prywatne sprawy, szczególnie te związane z pracą, ale tym razem… To było jakieś inne. Nie wiedział, czy chodziło o wyraz twarzy Liv, kiedy odebrała telefon, czy to jakiś nadnaturalny "rodzeństwowy" radar Iva odbierał dziwne emocje pochodzące od Liv - jakkolwiek by nie było, nie bardzo mu się podobało to uczucie, jakby coś się stało lub miało stać, a on nie wiedział, co to niby miałoby być. Z tego względu postanowił siostrę skonfrontować, by upewnić się, czy wszystko jest w porządku, ale zanim zdołał w ogóle przejść choć krok do przodu, Olivia wypadła nagle z pokoju, a chwilę później wyjściowe drzwi trzasnęły, dając Ivowi do zrozumienia, że raczej z siostrą nie pogada, a przynajmniej nie w tej chwili. Tym bardziej wydało mu się to niepokojące, ale cóż, już taką osobą jego siostra była, że nie dawała mu praktycznie nigdy znać co robi i gdzie, nawet jeśli przypuszczalnie wiedziała, że Ivpeter martwi się o nią, jeśli… No dobra, nie jeśli - zawsze się martwił, niezależnie od okoliczności.
- O cholibka, muszę lecieć, zostawiłam lisy same z Shelby, pewnie nie będzie do czego wracać! - usłyszał głos przyjaciółki gdzieś za sobą, więc wyrzucił tymczasowo Liv i swoje bezpodstawne obawy o nią z głowy i odwrócił się, by dostrzec Rachin wiszącą na swoim telefonie, zaciekle klikającą smsa do swojej współpracownicy w lisim schronisku.
- Racja, oderwałem cię na dość długi czas, wybacz, Rach. Val, przyjechałeś autem?
LeQuerrec kiwnął jedynie głową, więc Ivpeter uściskał jeszcze na pożegnanie jedno oraz drugie i odprowadził parę do drzwi. Gdy LeQuerrec wyszedł już na korytarz, Rachin odwróciła się jeszcze na pięcie, by z podekscytowaniem powiedzieć jeszcze bezgłośnie do Iva coś w stylu "Zaręczona, kumasz?!", więc blondyn przewrócił oczami, nie mogąc pohamować się od uśmiechu.
- Mazel tov. Leć, bo jak sama mówisz, nie będzie czego zbierać, jak Shelby wysadzi twoje lisy w powietrze. Widzimy się jutro z psami.
Rach w końcu pomachała przyjacielowi i pobiegła za LeQuerrec'em. Wzdychając delikatnie, Iv zamknął drzwi.
Resztę dnia miał wolną, postanowił zatem zabrać się wreszcie za książkę, którą dostał na poprzednie urodziny od LeQuerrec'a, a do której nie znajdował dotąd czasu, by sięgnąć. Udało mu się jednak przeczytać zaledwie kilka stron, zanim dziwne wrażenie, że coś jest nie w porządku wróciło. Nie miał wątpliwości, że chodziło o ten telefon do Olivii, ale od kiedy siostra wyszturmowała z mieszkania aż do teraz nie przyszło mu do głowy, jaki mógł być tego powód. Nawet zresztą wszystko mogło być w jak najlepszym porządku i tylko niepotrzebnie zaprzątał sobie głowę czymś, co sam sobie uroił, ale jakoś tak… nie przypuszczał, żeby tym razem intuicja go zmyliła. Zawsze jej ufał. Szczególnie jego chodziło o sprawy związane z jego siostrą, w końcu jako rodzeństwo mieli swego rodzaju… połączenie psychiczne, jak zwykł to nazywać.
Jakkolwiek by nie było, nie mógł już się skupić na czytaniu, zatem odłożył książkę na stół i poszedł po swoją komórkę, którą zostawił w sypialni. Nie miał żadnych wiadomości od Liv, czego się też zresztą spodziewał, ale i tak miał nadzieję, że jeśli cokolwiek było nie tak, to siostra by mu o tym powiedziała. Czy powinien do niej napisać? Może miała coś ważnego do załatwienia i dlatego tak szybko wyszła? Ale dlaczego miałaby coś załatwiać wieczorem? Iv nakręcał się coraz bardziej, zagłębiając się w coraz mroczniejsze scenariusze, dopóki zdrowy rozsądek w końcu nie przejął kontroli nad sytuacją. Nie był przecież cholerną niańką Liv, żeby wiedzieć o wszystkim - co robi, gdzie chodzi, może jeszcze co mówi i do kogo? Ma coś do załatwienia, to wyszła. Nie musi go informować. Byłoby to mile widziane, ale cóż, znał siostrę. Niepokoiła go jego intuicja, która wciąż czaiła się gdzieś na krawędzi jego umysłu niczym pulsująca, czerwona lampka ostrzegawcza, ale postanowił nie zmieniać się w paranoika, tylko spokojnie poczekać, aż Liv wróci i być może opowie, dokąd się tak spieszyła. Albo i nie. Najpewniej nic nie powie, jak to ona.
W końcu jednak czekanie musiało go znużyć, więc zabunkrował się w swoim pokoju z psami i ręcznikiem zawiniętym na mokrych włosach, zaczytany w książce. Nawet nie zauważył, kiedy padł w objęcia Morfeusza.
Obudził się wcześnie, jak to on, około godziny piątej nad ranem. Zarówno Exodus, jak i Vituu spali w najlepsze, rozwaleni po obu stronach łóżka niczym osobliwe dywaniki. Zaspany Iv zerknął na ekran telefonu, aby sprawdzić, która jest godzina. Pusta część ekranu, w której zazwyczaj pojawiały się powiadomienia, natychmiast przypomniała mu o Liv. Skubana, nic nie napisała. Wróciła chociaż do mieszkania wczoraj? Iv nie wiedział, być może jej nie usłyszał, gdy był pod prysznicem, lub akurat spał w najbardziej niewygodniej pozycji możliwej, z nosem w książce. Tak czy inaczej, zebrał się jakoś na nogi i podreptał na drugi koniec mieszkania, pod drzwi pokoju Liv.
- Olivia? - zapytał, uprzednio pukając. Przez dłuższą chwilę niczego nie słyszał i już chciał chwycić na klamkę, aby zobaczyć, czy w pokoju w ogóle ktoś jest, kiedy drzwi się uchyliły, ukazując rozczochraną dziewczynę z ciemnymi cieniami pod oczami sugerującymi, że nie spała przez całą noc. Nie wiedział, czy to dlatego, że przez całą noc nie było jej w mieszkaniu, czy po prostu pracowała nad czymś w zaciszu swojego pokoju, ale ugryzł się w język, gdy zobaczył jej spojrzenie.
- Co ty, nie śpisz o tej godzinie? - mruknęła do niego, poprawiając włosy.
- Spałem, ale za kilka godzin muszę iść do pracy, a jeszcze pozostaje mi podrzucić psy do Rachin… Wszystko w porządku? Wybiegłaś wczoraj tak nagle, bez słowa.
Olivia zdawała się rozmyślać przez dłuższą chwilę nad swoimi następnymi słowami, ale w końcu wzruszyła tylko ramionami, zbywając brata.
- Projektuję tę suknię dla Rachin, jak chciałeś. Idź się zajmij sobą, czy coś.
Chciał coś odpowiedzieć, ale zamknięto mu nagle drzwi przed nosem. Postał chwilę i wzruszył ramionami. Przypuszczalnie to po prostu Olivia będąca Olivią. Kto wie, co się dzieje w jej umyśle.
Zaspanie i wczesna godzina zrobiły swoje, więc kiedy zaczął przygotowywać śniadanie, intuicja nie zaczęła znów dawać mu znaków, że coś jest nie tak. A przynajmniej jeszcze nie.

<Olivia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz