Strony

21 cze 2018

Od Camilli cd. Nivana

Stres, to jeden z najbardziej paraliżujących uczuć, jakie dotykają ludzi. Niestety, każdy go doświadczył, doświadcza i będzie kurna doświadczał całe swe życie.Jesteśmy na niego narażeni w każdym momencie, w różnorodnego rodzaju sytuacjach. Zbyt wymagający szef, obciążenie w pracy, wystąpienie publiczne, czy nawet wizyta u lekarza. Każdy reaguje inaczej i stresuje się czymś innym. W pełni to rozumiem, jednak ja chyba jestem jakimś pieprzonym wyjątkiem, bo powód mojego stresu jest dziwacznie błahy.
Widuję na ulicy różne dziewczyny, część nie stresuje się tym, że ma tak mocny makijaż, że wygląda, jakby ktoś im podbił oczy. Jeszcze inne nie boją się nawet ubrać w tak krótkie spodenki, że wystaje im bielizna, a ja - walnięta dwudziestolatka boję się wizyty z mężczyzną innym, niż mój brat. Ratujcie mnie.
Paraliżująca cisza narastała. Logicznie rzecz biorąc, powinnam normalnie rozmawiać z mężczyzną, któremu sama zaproponowałam wizytę w kawiarni, jednak w gardle utknęła mi wielka gula, która nie pozwała mi mówić. Nawet gdybym spróbowała, nie wydałabym z siebie słowa, a jakieś pomruki lub wyrazopodobne bełkoty, po których towarzysz uznał by mnie za całkowitą wariatkę.
Bez słowa wstałam, zdjęłam torebkę, kulturalnie podziękowałam swym podłamującym się się głosem i ruszyłam żwawo w kierunku domu.
- Portfel. - Odparł.
Obróciłam się z ogromną prędkością w stronę mężczyzny i podeszłam kilka kroków bliżej.
Już wystawiłam rękę po mój piękny portfelik, niczym drapieżny tygrys, a w moim wykonaniu raczej jak spasione kocisko. - Za numer.
Mój mózg na moment się zatrzymał, a w oczach mi pociemniało.
Tlenu, tlenu. Serce łopotało mi niczym spłoszone ptaszysko. 
Stałam jak wryta z wybałuszonymi oczami i zerkałam na mężczyznę w zgrabnych okularach.
- J..Jasne. - Uśmiechnęłam się, po czym zapisałam mu na chusteczce z torebki mój numer. Czystej chusteczce, rzecz jasna.
- Dziękuję, panienko. Jesteśmy kwita. - Odparł i oddał mój portfel.
Odebrałam zgubę, po czym pożegnałam się i ruszyłam na swych nogach z waty do domu.
Klasycznie, tak jak mój brat trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na sofę, z głośnym westchnieniem. 
- Poprosił mnie o numer! - Krzyknęłam zadowolona do siebie, po czym głośno pisknęłam. 
Wiem, jestem wariatką.
- Kto? - Zapytał brat, który nagle znalazł się obok mnie. - Ach tak, ten mężczyzna od kluczy. - Przewrócił oczami.
Nadopiekuńczy braciszek powrócił.
Dzień minął mi tak, jak każdy inny. W głowie ciągle miałam scenę, w której dawałam mężczyźnie swój numer. Noc spędziłam przed telewizorem, oglądając kolejny już z rzędu ogłupiający serial paradokumentalny o kobiecie, która ponoć zobaczyła ufo i chciała skoczyć z dachu, z myślą, że ją złapią i wciągną do swego statku. 
Stoczyłam się kurna na pieprzone dno.
Rano obudziłam się około dziesiątej, przeciągnęłam swe drobne ciałko i zerknęłam na telefon. Nieodebrane połączenie od nieznanego numeru?
Pewnie moja babcia kolejny raz zmieniła numer i chce mnie o tym powiadomić. Oddzwoniłam, a gdy usłyszałam niski, męski i dziwnie znajomy mi głos, osłupiałam.

<Nivan?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz