Strony

10 cze 2018

Od Nivana do Alexaviera

Chłód szkła zetknął się z gorącymi wargami. Lodowata woda prawie natychmiast przyniosła ulgę dla tej okropnej, parnej i gęstej nocy, która ciągnęła się w nieskończoność. Jak każda inna, zresztą, spędzana od ostatnich piętnastu lat w dokładnie ten sam sposób, męcząc się, dusząc, niespokojnie przerzucając z boku na bok. Rzucanie okiem na pusty pokój, w którym oprócz mnie i kilku roślinek nie było żywej duszy. A powinno żyć coś jeszcze. Tu powinno być inne ciało, które czekałoby mnie, uśmiechało się leniwie, albo obrzucało zdenerwowanym spojrzeniem, gdy wychodziłem któryś raz z kolei na fajkę.
Spojrzałem na kuchenkę elektryczną, piekarnik, małą tarczę, która mrygała nad pokrętłami do ustawiania temperatury, których chyba nigdy w życiu nie użyłem, przynajmniej nie w tym mieszkaniu, nie w tym urządzeniu. Zastanowiłem się, gdzie podział się też mój zapał do kucharzenia, przecież kiedyś lubiłem to robić i ślęczałem w kuchni z mamą, nawet krojąc te głupie pomidory na sos do spaghetti. Zegarek w urządzeniu mówił, że jest lekko przed piątą nad ranem.
Jak bardzo beznadziejnie chciałem wierzyć, że cyfry nie kłamały, że rzeczywiście, to już końcówka nocy, a ja mogę już spokojnie przesiedzieć tę godzinkę, dwie, zanim wyjdę na przebieżkę po mieście, dla rozruszania kości. Długo przed wszystkimi. Nie chciałem wychodzić na zdesperowanego trzydziestolatka po studiach prawa, który co tydzień pije sojową w starbucksie, trenuje crossfit i biega dla wyników w Endomondo.
Byłem zdesperowanym trzydziestolatkiem z fałszywym dyplomem ukończenia studiów informatycznych, który co tydzień pije cappuccino w małej kawiarni na rogu, trenuje wpierdalanie ziemniaczanego szajsu na czas i biega, żeby wyładować nadmiar energii, którego nie przełoży się na klikające pół dnia palce.
W rzeczywistości było dopiero koło pierwszej.
Przywitaj się z kolejną nieprzespaną nocą, Oakley.

— Halo, przepraszam, czy dodzwoniłam się do pana Oakleya?
— Mhm, tak, to ja — mruknąłem, odchylając się porządnie na krześle i wzdychając pod nosem. Miska cziperków o smaku zielonej cebulki, dwa monsterki i można działać, chyba że ci upierdliwa baba z działu odkurzaczy dzwoni. Nie chciałby pan naszego super niesamowitego modelu zasysacza trzy tysiące? Ciągnie lepiej, niż pańska była. Jakie ma wymiary? Ale że odkurzacz, czy pańska była? A, odkurzacz! A takie i takie. Pani, jak mi się to nawet do mieszkania nie zmieści, proszę mi spieprzać z takimi ofertami, dziękuję dowidzenia. — W czym mogę służyć?
— Dzwonię do pana z naszej miejskiej uczelni, sprawa ma się tak, że nie mogę włączyć komputera, tylko mi coś mryga, a potem czarny ekran.
— Resetowała pani?
— Co robiłam?
— Czy pani resetowała komputer.
— No, no nie, a powinnam?
— A proszę spróbować przycisnąć włącznik przez dłuższą chwilę.
— No zgasło. O włączyło się! O, zgasło, no nie działa. Zresztą, też drukarka nie chciała mi się podłączyć i dziwnie chrzęści, nie mógłby pan podjechać i sprawdzić tego wszystkiego?
Zerknąłem pobieżnie na swoje kolorowe skarpetki, gołe, owłosione nogi, przetarte w jednym miejscu bokserki i szarą, zjechaną już niemiłosiernie bluzę.
— Będę za godzinę.

Kurwa, porządnie wtyczki nie potrafią dopchnąć i się dziwią, że mryga jak pojebane, czemu ludzie to dzbany i czemu akurat to na mnie zawsze trafiają, że co, że swój do swego ciągnie, czy jaka cholera? Może to ja się już starzeję i jak mi ktoś nie rozumie podstaw, to mnie jasny szlag trafia, czy coś w ten deseń. Przynajmniej jakieś grosze mi do kieszonki wpadły, może starczy na orlenowego hot doga.
Potencjalny student, potencjalny student, potencjalny student.
Bingo.
Ach, dopiero co żem był tak młody, jak ci tutaj. Aż się łezka w oku kręci.
— Przepraszam, czy jest tu gdzieś w okolicy jakiś kiosk?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz