Strony

10 cze 2018

Od Rachel cd. Whites

Próbowała wytrzeć spodnie, niestety bezskutecznie. Popatrzyła na miejsce gdzie jeszcze przed chwilą siedziała Whites. Uśmiechnęła się, z nadzieją, że blondynka zrozumie, że Rachel nie jest zła ani na nią, ani na futrzaka. Niestety zarówno Kedzi, jak i Whites nie było. Zamiast tego, zobaczyła leżące na stoliku dokumenty. Był tam dowód osobisty oraz jakaś kartka z adresem zamieszkania, numerem telefonu i czymś, czego Rachel nie udało się odczytać. Szatynka wzięła do ręki telefon i wystukała na klawiaturze numer, modląc się, by należał do Whites. "Halo?" usłyszała.
- Um, cześć Whites. To ja, Rachel. Zostawiłaś dokumenty, przyniosę ci je.
Chwila ciszy, po której blondynka rozłączyła się. Kobiety są jak zagraniczne piosenki, pomyślała Rachel, nie rozumiem, ale lubię. Zaczęła spacerkiem wędrować do domu Whites. Po drodze wypaliła trzy papierosy, jednocześnie podziwiając cuda betonowej dżungli. Wszyscy mówili jej "przeżuć się na e-papierosa", ale ona lubiła ten smak i zapach. Palenie tytoniu miało w sobie ten urok, którego smak liquidów nie miał, a poza tym, wiecie co to gliceryna?! Równie dobrze ludzie mogą palić mydło. Ktoś się zaśmieje, ale to najczystsza prawda, przynajmniej tak zdawało się Rachel. Doszła w końcu do wieżowca, i popatrzyła w górę. Cudnie, ostatnie piętro. Cox miała nadzieję, że w budynku była winda. Na szczęście Bóg wysłuchał jej próśb. Szatynka wsiadła do windy i wcisnęła najwyżej umieszczony przycisk. Stanęła przed drzwiami do mieszkania blondynki, zapukała. Otworzyła jej Whites wyglądająca, jakby miała się rozpłakać. Rachel, niewiele myśląc oddała jej dokumenty i przytuliła.

<Whites? Przepraszam, że takie krótkie, grypa nie wybiera ofiar :'D>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz