Strony

8 cze 2018

Od Rachel

Młoda dziewczyna, na oko dziewiętnastoletnia, biegła przez łąkę usłaną polnymi kwiatami. Miała na sobie jedynie luźną, białą tunikę, a jej włosy rozwiewał pachnący słodko wiatr. Było jej dobrze, nie zwracała uwagi na nic wokoło. Nagle usłyszała irytujący dźwięk, coś jak gdyby miliony dzwonków dzwoniło dosłownie przy jej uszach. Rachel, za sprawą budzika, gwałtownie wróciła z krainy Morfeusza. Leniwie przewracała się na łóżku przez dobre pięć minut, w końcu postanowiła zwlec się z niego. Nie wszystko poszło po jej myśli. Piętro niżej dało się słyszeć huk, coś jak uderzenie około sześćdziesięciu kilogramów o panele. Dziewczyna zaklęła cicho, tak jakby obok ktoś tylko czekał, by ją na tym przyłapać. Wstała, rozmasowała bolące miejsce, to jest łokieć i kolano, po czym zabrała się za poranną toaletę. Weszła do małej łazienki, zdjęła piżamę, na którą składał się męski T-shirt z logo jakiegoś rockowego zespołu w rozmiarze XXL i krótkie spodenki, po czym weszła do kabiny prysznicowej i odkręciła wodę. Czuła, jak lodowata woda spływa po jej ciele i moczy długie, brązowe włosy. Nie śpieszyła się. Przecież była sobota. W sobotę nie trzeba się śpieszyć. Weekend, wyczekiwany przez wszystkich uczniów czy pracowników biurowych, czyli dwa dni, które dają czas by odpocząć, spędzić czas z rodziną, ale nie w przypadku Rachel. Jej ojciec, kiedy jeszcze żył, pracował od ósmej do osiemnastej, sześć dni w tygodniu, więc zwykle tylko mijali się w drzwiach. Cox zaczęła rozmyślać, co by było, gdyby jej matka żyła. Nabrała na rękę odrobinę szamponu i zaczęła go wcierać we włosy. Po chwili była już cała w pianie. Leniwie zaczęła ją spłukiwać, a gdy upewniła się już, że jej włosy są czyste, po prostu wyszła z kabiny. Nie trudziła się nawet wytarciem. Założyła biały szlafrok i wyszła z łazienki. Od razu powędrowała do swojego pokoju i otworzyła szafę. Wyjęła i nałożyła bieliznę, czarny T-shirt, podobny do jej piżamy, ciasne rurki i skórzaną kurtkę. Nie zrobiła makijażu, bo po co? I tak nikogo tu nie znała. Rzadko bywała w centrum, nie było jej to potrzebne. Rachel zeszła schodami na parter, gdzie powitał ją zapach przypraw korzennych i coś, co nieprzyjemnie szczypało w nosie. Dziewczyna odruchowo się skrzywiła. Nie była do tego przyzwyczajona. Przeszła przez korytarz, byle szybciej wyjść z domu. Kucnęła przy drzwiach i zabrała się za sznurowanie glanów, które były jej wielką chlubą. Jak zwykle zostawiła cztery dziurki od góry niezawiązane. Szatynka zgarnęła telefon, słuchawki i klucze do kieszeni zbyt ciasnych spodni i wyszła, trzaskając drzwiami, tak bez powodu. Szła szybko, chociaż nie miała określonego celu. Chciała znaleźć jakąś miłą kawiarnię i choć przez chwilę przestać się wszystkim martwić. Nie wiedziała, gdzie idzie. Po około pół godzinie błądzenia znalazła przyjemnie wyglądający lokal. Weszła do środka i zajęła wolny stolik, wyjęła telefon i podłączyła słuchawki. Płynęła z nich piosenka jej ulubionego zespołu. Cox odruchowo się uśmiechnęła. Lubiła muzykę. Lubiła też tę piosenkę, nawet znała ją na pamięć. Wiązała z nią też wiele wspomnień. Pierwszy raz usłyszała ją w wieku szesnastu lat, kiedy jeszcze była jedną z tych "pięknych nastolatek". Teraz miała już dość tapety i obgadywania wszystkich na około, uznała, że wiele ludzi jest fałszywych i trzeba się nauczyć, komu można ufać, a komu nie. Pochłonięta rozmyślaniem nawet nie zauważyła, jak ktoś siada obok.

<ktoś?>

1 komentarz: