Zaczęłam biec. Nie zdążyłam. Oczywiście. No to trzeba na piechotę, bo nie liczę, że złapie stopa.
***
Pan Jurij już ma tatuaż. W prawdzie, musiał na mnie poczekać dwadzieścia minut, ale to nie moja wina i nie mój problem. Chciał tatuaż to musiał poczekać. Skazany był jeszcze na odczekanie pięciu minut, bo musiałam przebrać się w ciuchy zapasowe które miałam w szafce w zakładzie. Przyjemnie mi się robiło jego tatuaż. Nie wyglądał na przejętego bólem więc nie musiałam go uspokajać. Zażyczył sobie łyżwy figurowe. Nie wnikam czemu akurat je. Więc je mu zrobiłam, zabezpieczyłam i wytłumaczyłam jak ma o ten tatuaż dbać, aby nie robił mi wyrzutów, jak zacznie go zamaczać w wodzie czy coś. Robiłam mu go dobre cztery godziny. Zapłacił m i poszedł. Za godzinę będzie jeszcze jedna klientka z małym tatuażem i do domu. Zajęłam się ogarnianiem miejsca do robienia tatuaży. Przyszykowałam sobie kolejną igłę i rękawiczki, specjalne pojemniczki z barwnikami i resztę. Trzeba było też trochę po odkażać, bo jeszcze by mnie do sądu pozwali. Robiłam to powoli, bez pośpiechu, więc jak skończyłam, zostało mi tylko dwadzieścia minut do przyjścia pani Jolanty. Kok który sobie zrobiłam na czas robienia tatuażu Jurijowi się rozwalił, więc zrobiłam go jeszcze raz. W końcu Jolanta przyszła. Powiedziała, że chciałaby sobie wytatuować małą gitarę elektryczną na kostce. Pokazała mi projekt. Mi się jakoś szczególnie nie spodobał, ale o gustach się nie dyskutuje. Miał trzy na sześć centymetrów około, wyceniałam na oko. Zajęłam się przyszykowaniem jej skóry na tatuaż i w końcu zaczęłam. Jakoś minęły dwie godziny roboty. Powtórzyłam tę samą pogawędkę co z panem Jurijem i w końcu mogłam wrócić do domu. Swoją drogą, tę pogadankę znam na pamięć, ciągle ta sama formułka. Zabrałam ze sobą też brudne rzeczy i tym razem zdążyłam na autobus. Zmęczona zmierzałam do mojego bloku. Jednak... Pod drzwiami wejściowymi do klatki schodowej stał kot. Biały z puszystą sierścią i heterochromią. Prócz tego był też okropnie zaniedbany. leciała mu ropa z oczu, jego sierść była brudna i po kołtuniona, a on sam utykał na jedną łapkę. Wzięłam go do siebie do czasu aż nie pójdę z nim do weterynarza. Odszukałam w internecie numer do jednego i umówiłam się na jutro na szesnastą. Mam jutro tylko jednego klienta. Przyjrzałam się mu i okazało się był to samczyk. Jak tak spojrzałam na jego pyszczek, do mojej głowy zawitał pomysł na pewien tatuaż. Tylko mój styl do tego nie pasował. Ponowiłam działanie i zaczęłam przeglądać pracę grafików z Avenley w internecie. Styl jednej dziewczyny pasował mi do tego pomysłu i to nawet bardzo. Trochę mi to zajęło, ale udało mi się znaleźć jej numer telefonu. Od razu zadzwoniłam. Nie ma co to przeciągać, bo jeszcze zapomnę czego chciałam, a często mam to w zwyczaju.
Bridg?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz