1 sie 2018

Od J.C. CD Aarona

Nie ociągając się, weszłam do gabinetu pana Brown'a, na zaproszenie jego pracownika. Pomieszczenie było przestronne i zbyt czyste, jak na mój gust, skąpane w białym świetle dnia wpadającym przez duże okna.
Dyrektor wstał i obszedł biurko, poprawiając marynarkę. Był to zaskakująco młody mężczyzna, biorąc pod uwagę pielęgnowane stanowisko, jednak ukrywam zdziwienie pod maską obojętności. Najwyraźniej tak to jest, jak ma się dzianych rodziców.
W końcu podszedł do mnie nieco zdezorientowany i wyciągnął dłoń na powitanie. Miał zdecydowany uścisk.
- Aaron Brown, dyrektor do spraw finansów Brown Inc. W czym mogę pomóc?
Czym prędzej przywołałam na twarz tylko trochę przesłodzony uśmiech (bądź miła - jak nakazywał Gilbert wypychając mnie dziś rano za drzwi gabinetu) , po czym wzięłam się do roboty.
- Detektyw Alexander, piąty komisariat policji Avenley River. Chciałam oddać pańską własność. 
Nieznacznie zmarszczył brwi gdy przekazywałam mu teczkę. Nie połknął haczyka.
- Tylko tyle?
Podeszłam do jednego z okien. Było wysoko. Na dole, w parku, dzieci bawiły się w berka.
- Niezupełnie. Chciałabym zadać panu kilka pytań, jeśli to możliwe.
Odchrząknął.
- Oczywiście. Proszę.
Wskazał ręką krzesło stojące po drugiej stronie biurka. Zignorowałam to, pozostając przy moim punkcie obserwacyjnym. 
- Długo współpracuje pan z firmą Mira Transport?
Chwila ciszy.
- Czy ja wiem, miesiąc?
- Jaki jest to rodzaj współpracy?
Mężczyzna spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko, ale ostrożne. Jak krokodyl, planujący zapolować. Na jego nieszczęście, nie byłam łatwą ofiarą.
- Całkiem prosty. Posiadamy towary, materiały, które trzeba czasem przenieść w różne miejsca. Uznałem, że podpisanie kontraktu z Mira Transport to najlepsze rozwiązanie.
- Uhm.
Podeszłam powoli do biurka, uruchamiając stojącą na nim kołyskę Newtona. Kilka sekund patrzyłam na zabawkę, zanim postanowiłam przejść do rzeczy.
- Czy do tych "towarów", panie Brown, zaliczają się również nielegalni imigranci?
Spojrzał na mnie skonfundowanym wzrokiem. Wyglądał na zaskoczonego, ale równie dobrze mógł udawać.
- Proszę wyjaśnić.
- Nielegalni imigranci z biednych krajów, służący najczęściej jako tania siła robocza. Nadal nic?
Pokręcił głową. 
- Nie mam zielonego pojęcia, o czym pani mówi.
- Niedawno aresztowaliśmy prezesa Mira Transport pod zarzutem zatrudniania pracowników nielegalnie. Powiedział nam, że miał umowę z Brown Inc., wskutek czego dzielili się państwo dochodami z nielegalnego biznesu. Co ma mi Pan do powiedzenia w tej sprawie?
Mężczyzna zaśmiał się sucho, stając naprzeciwko mnie.
- Zupełnie nic, panno Alexander. To nie jest oficjalne przesłuchanie, a zdaje się, że na takie pytania mam prawo odpowiadać w obecności adwokata.
Szczwany skurczybyk. Właśnie takich najbardziej nie lubiłam: pewnych siebie, bogatych dupków. Jednak prawa do adwokata nie mogłam mu odmówić. 
- Oczywiście. W takim razie zapraszam na piąty   komisariat w poniedziałek na dziewiątą rano. Proszę skierować się do mnie, lub porucznika Gilberta. Prowadzimy tę sprawę.
Odwróciłam się z zamiarem opuszczenia gabinetu, kiedy głos mężczyzny zatrzymał mnie z dłonią na klamce.
- Chwileczkę.
Wstrzymałam się, wzdychając cicho. Naprawdę miałam do roboty lepsze rzeczy. Na przykład uchlanie się do nieprzytomnego i rozpaczanie nad marnością tego świata. Czemu nie.
- Tak?
- Śledziła mnie pani. Wtedy, w barze.
Pozwoliłam temu stwierdzeniu zawisnąć w powietrzu, po czym rozpaść się wraz z kurzem. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Taka praca, panie Brown. Taka praca.



Aaron?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz