4 lip 2018

Od Sebastiana cd. Katfrin

Po krótkiej wędrówce pośród martwych Sebastian znalazł w końcu groby, na jakich mu zależało. Stały obok siebie, z kamienia o podobnym odcieniu. Na pierwszy rzut oka widać było, że osoby "odpoczywające" w nich są rodziną, wystarczyło, chociażby popatrzeć na nazwiska. Mężczyzna zabrał się do pracy, którą, ku jego zdziwieniu, wyjątkowo szybko skończył. Na jego twarzy zalśnił szeroki, pogodny uśmiech. Nie chciało mu się wracać do domu, więc postanowił przespacerować się uliczkami cmentarza.
Może niejednego by to zdziwiło, innego odtrąciło, jednak Sebastian przechadzał się spokojnie między martwymi ciałami, zakopanymi w niegdyś żyznej, idealnie nadającej się pod uprawę, ziemi. Cmentarz był jego królestwem, do którego nikt nigdy się nie zapuszczał, pomijając kilka moherów, które i tak niedługo pojawią się w tym miejscu na stałe. Sucha trawa, twarda ziemia, drzewa rzucające upiorne cienie i wszelkiego rodzaju ptactwo przesiadujące na murach oddzielających "normalny" świat, od tego. Oh, tak, Laine kochał tę przygnębiającą aurę, blask zniczy i charakterystyczny zapach. Nie oddałby tego nawet za najlepiej płatną i łatwą pracę na ziemi. Kochał machać łopatą i pucować kamienne posążki, szkoda tylko, że nikt tego nie rozumiał. Słyszysz "grabarz" i myślisz o upiornym staruchu z pomarszczoną twarzą, bez zębów, ze szpadlem w ludzkiej krwi. Nikt nie zaakceptował jego hobby, jak sam to nazywa.
Po dłuższej chwili, poświęconej rozmyślaniu nad tematami bardzo przyziemnymi, a mianowicie: dlaczego nikt mnie nie lubi, i temu podobnymi, Sebastian postanowił wracać do domu. Droga powrotna nie zajęła mu tyle czasu, odłożył przybory, których używał do szopy za domem, a sam udał się do kuchni w wiadomym celu. Zrobić herbatę, zapomnieći udać, że wszystko jest w porządku. Tak też uczynił i usatysfakcjonowany poszedł spać. No, przynajmniej w teorii. Około pół godziny po położeniu się do łóżka, nabrał nagle niebywałej ochoty na zagranie jakiegoś cholernie trudnego utworu na pianino. Zignorował ten pomysł, myśląc, że "przejdzie bokiem". Jakże strasznie się mylił. Wiedziony instynktem zszedł po schodach do pokoju z fortepianem i zaczął grać z pamięci. Mylił dużą część dźwięków, lecz melodia była całkiem przyjemna. Po dłuższej chwili usatysfakcjonowany, w końcu, położył się spać.
Ranek był dla Sebastiana dość ciężki. Nie dlatego, że położył się spać późno, wręcz przeciwnie. Strasznie się rozleniwił, śniadania nie zjadł, na groby nie wyszedł, po prostu ogarnął się i już chciał wrócić pod kołdrę, kiedy nagle przypomniał sobie, że przecież miał się spotkać z... Katfrin? Taak, właśnie z nią. Związał włosy w kok.
- To co, Gilbert? Jedziemy, czy wystawiamy biedną kobietę?
Pies przekrzywił głowę, a jego właściciel się roześmiał. Razem wyszli z domu i ruszyli przed siebie. Po chwili Laine zobaczył machającą i zachęcającą do wejścia do samochodu Katfrin. Od razu skierował się ku niej z szerokim uśmiechem, a jego pupil za nim.
- Nie będzie z nim problemu? - jeszcze raz upewnił się chłopak.
- Wybiega się, chociaż.
Sebastian zajął miejsce pasażera, a Gilbert wskoczył na tylne siedzenie. Dziewczyna ruszyła.
- Jak nazywa się ta biała kulka?
- Gilbert.
- Myślę, że ty i Gilbert lubicie zwierzęta.
Chłopak odsunął rękę od szyby.
- W salonie jest ich więcej, jak chcesz, mogę ci je pokazać.
Katfrin wzruszyła ramionami. Chłopak podziękował.

<Katfrin? Trochę krócej, a jakość jest odwzorowaniem mojego aktualnego stanu xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz