8 lip 2018

Od Sebastiana cd. Kendall

Szedłem przez sklepowe alejki z uśmiechem na ustach. Byłem szczęśliwy, bo jedynym, czego potrzebowałem do śniadania, było musli. Zauważyłem na półce paczkę, a obok dziewczynę, która wyglądała, jak gdyby chciała po nią sięgnąć. Co to, to nie. Niczym ninja zwinąłem musli sprzed jej nosa. Szach i mat. Popatrzyłem na blondynkę i chyba resztka ludzkich uczuć w moim serduszku właśnie się odezwała. Wrzuciłem pudełko do jej koszyka i oddaliłem się z uśmiechem. Może czasem warto pobyć miłym.
- Spokojnie, żyję - oznajmiłem światu, niczym bohater filmu akcji, po długiej i niebezpiecznej misji. - Nie ma potrzeby ściągania tutaj pogotowia, policji tym bardziej.
Z pogardą popatrzyłem na sprawcę wypadku i podniosłem lewą rękę. Próbowałem wstać, lecz upadłem jeszcze szybciej, niż się podniosłem. Kurde, pomyślałem, Gilbert umrze z tęsknoty.
Po chwili gapie się rozeszli, kilka osób udawało współczucie, pomagając mi, pomimo moich sprzeciwów, lub oferując pomoc. Jeśli mam być szczery, nienawidzę tego. Na początku wszyscy się o ciebie troszczą, a potem, przestajesz ich obchodzić. Jakaś dziewczyna zaproponowała, że mnie podwiezie. Przyjąłem się jej dokładniej. Chyba już ją kiedyś widziałem... Supermarket, musli i wszystko jasne. Podszedłem do niej bliżej i kiwnąłem głową. Dawałem jej wyraźne sygnały, że nie chcę tu być. Po chwili odeszliśmy.
- Sebastian Laine.
Wszedłem do mieszkania dziewczyny. Chamsko jak na swoje.
- Kendall Collins.
Odwróciłem się do Collins z uśmiechem i pocałowałem w rękę niczym w IX wieku. Ot, tak sobie.

<Kendall? Nie przywykłam do pisania na komórce xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz