— O czym myślisz? — zapytałem, powoli kołysząc się na boki w rytm muzyki.
— O tym, że jest miło.
— Miło. Hmm. A tak naprawdę? — nachyliłem głowę w jej kierunku.
— A tak naprawdę o tym, że nikt tak bardzo się nie starał, żeby mnie przelecieć.
Nie wytrzymałem i wybuchnąłem cichym chichotem. Skąd ta myśl, że zaproszenie na elegancką kolację ma być od razu wabieniem do łóżka? Może i to za dużo, jak na pierwsze dni znajomości, ale cóż miałem innego zrobić? Zabrać ją do parku wodnego? Litości.
— A może wcale nie chcę? — szepnąłem jej do ucha, chcąc się obronić i udowodnić, że nie mam brudnych zamiarów.
— Nie wiem, czego chcesz, Aaron, ale znamy się kilka dni, a dzisiaj ta cała farsa z zapachowymi świeczkami i w ogóle...
— Zapachowe świeczki, nie podobały się? — uniosłem lekko brwi.
— Nie, znaczy... Trochę mnie to przytłacza. — delikatnie wyrwała się z moich objęć i usiadła na sofie, upijając łyk wina.
— Nie powinnaś więcej pić... — zająłem miejsce obok i włączyłem telewizor.
Uroczysta kolacja zmieniła się w picie przed ekranem. Gratuluję Aaron.
— Wiem, kiedy mam skończyć. — zlekceważyła moją uwagę i znów sięgnęła po kieliszek.
No dobrze, to dorosła kobieta, więc wie co robi, po prostu zaufam jej poczuciu umiaru.
* * *
— Aaron?
— Tak?
— Co jest z twoim bratem? — zapytała przeciągle i zmierzyła mnie wzrokiem.
Upiła się. Mogłem jej wyrwać ten kieliszek, zanim się to stało.
Po raz kolejny nawaliłeś.
— A co miałoby być? — odłożyłem prawie pustą już butelkę i sprzątnąłem kieliszki.
— Ukrywasz coś, Brown.
Zaśmiałem się cicho, jednak z czystego przymusu. Nie mogłem po sobie dać znać, że coś jest nie tak.
— Nic a nic. — westchnąłem cicho i rzuciłem na fotel uwierającą mnie muszkę. Niespodziewanie usłyszałem dzwonek telefonu. — Zaraz wracam.
Udałem się do swojego domowego gabinetu i odebrałem, z lekkim grymasem na twarzy.
— Cześć Ron.
— Hej Arthur. Jaką masz sprawę?
Przez dziesięć minut rozmawialiśmy o tym, żebym zatrudnił jego brata w firmie, na miejsce Phila. Zaczął wymieniać, jakim to on byłby idealnym pracownikiem. Westchnąłem cicho.
— Pomyślę o tym. Dobranoc Arthur.
— Dzięki! Dobranoc! — odparł radośnie, po czym się rozłączył.
Zostawiłem telefon na biurku, zdjąłem marynarkę i udałem się z powrotem w kierunku kobiety.
Ku mojemu zdziwieniu, leżała na sofie, z pilotem w ręce. Podszedłem kilka kroków bliżej, po czym lekko się nachyliłem.
Zasnęła.
Uśmiechnąłem się lekko, delikatnie ją podniosłem, po czym wyniosłem po schodach na górę i położyłem na moim łóżku. Na koniec przykryłem ją kołdrą i przymknąłem drzwi.
— Kolorowych znów, pani detektyw. — zachichotałem cicho i poszedłem do kuchni, umyć brudne naczynia.
Około pierwszej w nocy leżałem na sofie i próbowałem zasnąć, przekręcając się z boku na bok. W końcu mi się udało.
* * *
Obudziłem się o piątej rano. Na szafce nocnej obok śpiącej Alexander, położyłem tabletki przeciwbólowe i coś do picia oraz zostawiłem karteczkę.
"Nigdy więcej nie dam pani do rąk alkoholu."
Następnie pokierowałem się w stronę gabinetu i uporządkowywałem papiery, jednocześnie wydzwaniając do prezesów firm, w poszukiwaniu sprawdzonego kontraktu dla Brown Inc.
Krzątałem się po pokoju w poszukiwaniu jednego, małego świstka, który był mi potrzebny, jednak mój wzrok zatrzymał się na stojącej w progu pani detektyw.
J.C.?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz